W nienajlepszych nastrojach rozpoczynało się spotkanie eurogrupy, która poirytowana była doniesieniami z Aten. W nocy grecki premier ogłosił, że chce zorganizować referendum, by obywatele wypowiedzieli się, czy akceptują reformy i oszczędności narzucone przez wierzycieli. Od nich uzależniona była wypłata pożyczki. Szef eurogrupy Jeroen Dijsselbloem tłumaczył, że niemożliwe było przedłużenie programu o miesiąc.
"Jak rząd wyobraża sobie przetrwanie i rozwiązanie problemów bez pieniędzy przez miesiąc?" - pytał szef eurogrupy. Podkreślił, że odrzucając program Grecy muszą mieć świadomość, że sytuacja w kraju znacznie się pogorszy.
Grecki minister finansów ostro skrytykował decyzję eurogrupy. "Jej wiarygodność została zniszczona. Obawiam się, że utrata wiarygodności jest nie do naprawienia" - dodał. Teraz otwarte pozostaje pytanie, co zrobi Europejski Bank Centralny - teoretycznie powinien wstrzymać finansowanie greckich banków, bo nie ma ku temu podstaw. Ale decyzja należy do EBC, eurogrupa - jak podkreślał jej szef - nie chce ingerować w niezależność banku.
Wraz z dzisiejszą decyzją eurogrupy kończą się czteromiesięczne negocjacje Grecji z jej wierzycielami. Toczyły się od lutego i nie przyniosły rezultatów, bo Ateny nie chciały się zgodzić na znaczne oszczędności tłumacząc, że dławią one gospodarkę. Na zmianę warunków tymczasem nie chcieli się zgodzić wierzyciele - Międzynarodowy Fundusz Walutowy, Europejski Bank Centralny i Komisja Europejska.