Strefa euro prawdopodobnie się nie rozpadnie. To dobra wiadomość. Także dla nas wszystkich, bo rozpad strefy euro mógłby pociągnąć za sobą rozpad Unii. Gdy był ministrem finansów, Jacek Rostowski mówił, że groziłoby to nawet wojną. Mocne słowa. Ale wiarygodne.
Strefa euro prawdopodobnie się nie rozpadnie. To dobra wiadomość. Także dla nas wszystkich, bo rozpad strefy euro mógłby pociągnąć za sobą rozpad Unii. Gdy był ministrem finansów, Jacek Rostowski mówił, że groziłoby to nawet wojną. Mocne słowa. Ale wiarygodne.
Europejski Bank Centralny ogłosił niedawno raport, w którym podaje, że integracja finansowa w strefie euro wciąż rośnie, w ubiegłym roku nastąpił wyraźny zwrot i osiągnęła poziom bliski temu sprzed kryzysu zadłużenia. EBC oblicza indeks FINTEC (Financial Integration Composite), na który składają się wskaźniki z rynków pieniężnego, obligacji, akcji oraz bankowego i one właśnie pokazują, czy strefa euro zmierza ku rozpadowi, czy przeciwnie.
Dlaczego strefa euro jest bardziej zintegrowana niż rok wcześniej? EBC nie kryje tu satysfakcji. Pierwszy powód to jego niekonwencjonalna polityka monetarna, czyli skup rozmaitych aktywów, a od tego roku także – obligacji rządów. Działanie tego mechanizmu jest proste – skoro uczestnicy rynków finansowych mają pewność, że bank centralny strefy euro może ostatecznie kupić takie czy inne papiery, to zmniejsza się ryzyko inwestycyjne, a więc nie ma powodu do żądania za nie wysokiej premii. Dzięki temu w zeszłym roku nastąpiło znaczące zmniejszenie różnic w rentowności obligacji niemieckich (bezpieczne) i na przykład hiszpańskich (znacznie mniej bezpieczne), czyli zawężenie spreadów. Grecja – to całkiem osobny temat.
Krytycy postępowania EBC mówią wprost, że zawężenie spreadów kredytowych pod wpływem jego działań jest sztuczne. Powoduje to, że inwestorzy fałszywie oceniają ryzyko, a więc także błędnie inwestują kapitał. Tymczasem EBC, przyjmując do swojego bilansu obligacje zadłużonych po uszy rządów, sam przejmuje związane z nimi ryzyko. Kiedy się ono zmaterializuje – rządy okażą się niewypłacalne – ktoś będzie musiał pokryć straty. Gdy do nich dojdzie, zrobią to akcjonariusze EBC, a największym są Niemcy.
Argumenty te pokazują, że Polska do strefy euro nie powinna się spieszyć (co nie znaczy: nie przygotowywać do wejścia w ogóle), bo gdyby weszła teraz, ze względu na objęcie udziałów w EBC musiałaby wziąć udział w pokryciu strat. Nie znaczy to wcale, że „nasza chata z kraja” i że powinniśmy pozostawać całkowicie na uboczu europejskiej integracji. Bo skoro rozpad strefy euro jest teraz mniej prawdopodobny niż przed rokiem czy dwoma, to można przypuścić, że integracja Europy zacznie się znowu koncentrować wokół jej centrum.
EBC stwierdza, że drugim powodem, dla którego strefa euro jest bardziej zintegrowana, niż była jeszcze rok czy dwa lata temu, jest powstanie unii bankowej. I tu widać znacznie pilniejsze wyzwania dla Polski niż w kwestii dążenia do strefy euro.
Koncepcja unii bankowej powstała w połowie 2012 r., po to żeby ratować wspólną walutę. Miesiąc później prezes EBC Mario Draghi powiedział, że bank centralny zrobi wszystko, co możliwe, żeby to uczynić. Koncepcja ewoluowała, aż w końcu przy EBC powołano europejski nadzór SSM nad 130 największymi bankami strefy euro. Krzepnie organizacyjnie SRM, czyli instytucja odpowiedzialna za uporządkowaną likwidację banków, powołana po to, żeby ich upadłość nie obciążała już więcej krajowych budżetów. Powstały też nieśmiałe zręby ogólnounijnego funduszu gwarancji depozytów.
Europejski nadzór nad bankami wprowadza wspólne reguły, gdyż do tej pory nadzory krajowe zbyt często wspierały ryzykowną ekspansję „własnych” banków, zamiast panować nad podejmowanym przez nie ryzykiem. W zeszłym roku przeprowadził bilans otwarcia i dokładnie przyjrzał się temu, co banki mają w swoich bilansach. Ogłosił niedawno raport, z którego wynika, jak dobrze zdaje sobie sprawę z zagrożeń, ale przedstawił też bardzo sensowne środki naprawcze.
Wśród polskich decydentów panuje przekonanie, że z unią bankową jest podobnie jak z wejściem do strefy euro – trzeba czekać na rozwój wydarzeń. Jest jednak inaczej – wchodząc do unii bankowej, Polska nie ponosiłaby kosztów ratowania strefy euro czy też odpisu rządowych długów. Opłaty za nadzór, uporządkowaną likwidację banków ponosiłyby same banki.
Z tego, iż unia bankowa jest jeszcze strukturą otwartą i niedokończoną, która będzie ewoluować, wynika argument, żeby właśnie w niej być. Bo tylko będąc w środku, biorąc udział w decyzjach, można mieć wpływ na jej kształt i pilnować naszych interesów.
Kiedy więc do niej przystąpić? Pewnie nie jutro ani nie pojutrze. Ale rozważać nasze miejsce w tym najważniejszym przedsięwzięciu integracyjnym trzeba zacząć już dziś. ©?
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama