Czy spotkali się państwo z definicją określającą, po czym poznać, że nadchodzi „wiek średni”? Podobno po tym, że „wąska talia i szeroki umysł zamieniają się miejscami”. W tym mniej więcej też czasie zaczynają człowieka nawiedzać wspomnienia i refleksje dotyczące otaczającego nas świata.
Nie dalej jak kilka tygodni temu (w pobliżu naszej kolejnej rocznicy wejścia do Unii) takowe wspomnienia dopadły i mnie. Przypomniała mi się bowiem rozmowa, jaką (tuż przed wejściem do Unii) odbyłem z bardzo sympatycznym Niemcem. Kiedy powiedziałem mu, że pełni jesteśmy obaw, czy poradzimy sobie w nowych warunkach, odparł, że to oni (starzy mieszkańcy Unii) mają spore obawy przed konkurowaniem z nami. „Jesteście pomysłowi, nawykli do radzenia sobie w trudnych warunkach, a częste i głębokie zmiany traktujecie jak codzienność, nie to co my” – zauważył mój rozmówca.
Urodą takich dialogów jest rzucanie stwierdzeń miłych dla drugiej strony, nie zawsze jednak zgodnych z prawdą czy faktycznymi przemyśleniami. Tak też wtedy potraktowałem to, co usłyszałem. Ale patrząc na to, co wciąż udaje nam się zrobić, stwierdzam, że ten Niemiec miał rację. Weźmy choćby to, czego udało się dokonać naszym eksporterom w przełomie poprzedniego i bieżącego roku. W sytuacji lecącego na łeb na szyję eksportu do naszych trzech najważniejszych wschodnich partnerów (Rosja, Ukraina, Białoruś), wciąż rachitycznego wzrostu gospodarczego u najważniejszych partnerów w Unii, mocno już wykorzystanego efektu świeżości na rynkach pozostałych krajów rozwiniętych i państw rozwijających się (patrz wzrosty eksportu z 2013 r.), dostrzegli i wykorzystali nadarzającą się nieoczekiwaną okazję. Zrobili to tak, że prognozy eksportu formułowane nawet przez optymistów mocno zbladły, okazując się nieaktualne. W dodatku wszystko to wyglądało na zrobione bez wysiłku i jakby mimochodem. Tymczasem pomysłowość i ciężka praca spowodowały, że nasi konkurenci wciąż się zastanawiają, co też takiego się stało.
Nam natomiast udało się wykorzystać pewną istotną dla światowego rynku finansowego zmianę. Od połowy ubiegłego roku do marca roku bieżącego słabł kurs euro względem dolara. Z okolic 1,37 do zaledwie 1,05. W ostatnich kilku miesiącach kurs jedynie minimalnie się wzmacniał. Zazwyczaj taki czas określa się jako niekorzystny dla naszych producentów. Kurczy się bowiem utarg eksportowy (rozliczany zazwyczaj w euro), rosną zaś koszty zaopatrzenia w surowce i półprodukty z zagranicy (rozliczane bardzo często dolarem). Słabnące euro poprawiło jednak pozycję konkurencyjną wielu wytwórców z Unii Europejskiej. Wraz ze wzrostem tamtejszej produkcji zwiększył się popyt na dostawy dóbr zaopatrzeniowych realizowanych z Polski. Co ważne, w tym samym czasie nasze dobra zaopatrzeniowe i konsumpcyjne istotnie zyskały na konkurencyjności w stosunku do sprowadzanych z Dalekiego Wschodu – zwłaszcza zaś z Chin (patrz nasze dobra rozliczane taniejącym euro wobec dalekowschodnich rozliczanych drożejącym dolarem).
Wzrost naszej konkurencyjności wobec wytwórców z rynków tradycyjnie wiązanych z dolarem nie dotyczy tylko konkurencji na rynku europejskim. Dotyczy też pozostałych krajów rozwiniętych oraz krajów rozwijających się. W przypadku tych ostatnich tegoroczne statystyki wprawiły w osłupienie największych optymistów – wystarczy popatrzeć, jak kształtowały się dynamiki eksportu liczone narastająco (po styczniu wzrost 13,2 proc.; po lutym – 16,9 proc.; po marcu – 20,1 proc.). Bieżący rok może przynieść więc wiele niespodzianek. Pokaźnie wzrosnąć może udział w eksporcie odbiorców z krajów rozwijających się (z 8,8 proc. do 9,7 proc.). Mimo słabego początku roku (feralny styczeń) nieźle może się prezentować sprzedaż do krajów rozwiniętych spoza Unii (oscylując wciąż w okolicach 6,7 proc.). Niestety cieniem wyników z lat poprzednich będzie udział krajów Europy Środkowej i Wschodniej (nieco ponad 5 proc.; wobec 7,4 proc. w roku ubiegłym i 9,4 proc. w 2013 r.). Zadziwiająco prezentować się też będzie udział sprzedaży do Niemiec oraz pozostałych krajów strefy euro i krajów unijnych spoza strefy. Choć wzrosty będą tu symboliczne, to warto podkreślić, iż zazwyczaj oczekuje się, że ten, co ma duży udział, będzie go tracić, a nie powiększać.
Jaki z tego wszystkiego wniosek: Jesteśmy zdecydowanie lepsi, niż gotowi jesteśmy to przyznać na głos i bardzo często wychodzi nam najlepiej w miejscach, których nikt się wcześniej nie spodziewa.
Nasi przedsiębiorcy w sytuacji lecącego na łeb i szyję eksportu do Rosji, na Ukrainę i Białoruś, dostrzegli i wykorzystali szansę. W dodatku zrobili to mimochodem