U progu nowego sezonu branża ma problem ze skompletowaniem kadry.
Brakuje przede wszystkim pracowników niższego szczebla, czyli portierów, kelnerów, pokojówek, ale też kucharzy. W sumie potrzeba kilkadziesiąt tysięcy osób.
– W samej gastronomii firmy są w stanie przyjąć od zaraz nawet 15 tys. pracowników – mówi Jacek Czauderna, prezes Izby Gospodarczej Gastronomii Polskiej. Dodaje, że potrzeby byłyby większe, gdyby nie to, że wiele biznesów zniknęło z rynku, a w ich miejsce nie powstały nowe.
W 2022 r., jak wynika z danych Dun & Bradstreet, w gastronomii liczba wykreślonych i zawieszonych firm wyniosła ponad 7,5 tys., a w hotelarstwie 11,7 tys. Jednocześnie powstało odpowiednio 5,2 tys. i 2,2 tys. nowych działalności.
Barierą dla wzrostu zatrudnienia są stawki wynagrodzeń, jakie sektor zapewnia nowo zatrudnianym. Jak wynika z danych GUS, odbiegają one od 20 do nawet ponad 30 proc. od średniej w sektorze przedsiębiorstw.
Najlepiej w zakwaterowaniu i gastronomii płacą firmy działające w województwach: mazowieckim, zachodniopomorskim, dolnośląskim i małopolskim – od 5 tys. do ponad 6,1 tys. zł brutto miesięcznie. W pozostałych regionach kraju stawki oscylują w okolicy od 4 do niecałych 5 tys. zł.
Eksperci podkreślają, że finalnie płace mogą być wyższe dzięki napiwkom. W efekcie w gastronomii można zarobić nawet dwa razy więcej.
– Branża najpierw borykała się z pandemią. Teraz walczy z drugim kryzysem: wysokich kosztów działalności związanych z cenami energii i surowców. Firmy operują na niskich marżach, przez to nie są w stanie zaproponować więcej, w związku z czym przegrywają w walce o pracowników z innymi sektorami – mówi Joanna Ostrowska, zarządzająca rodzinną siecią Osti-hotele w Krakowie.
Według biura informacji gospodarczej Krajowy Rejestr Długów zadłużenie w sektorze HoReCa dziś przekracza 300 mln zł. Oznacza to wzrost o 14 proc. w porównaniu z rokiem poprzednim.
Pozyskiwanie pracowników utrudnia niskie bezrobocie. Z danych GUS wynika, że w większości regionów na jedną ofertę pracy przypada kilkunastu bezrobotnych. Wyjątkiem są województwa: podlaskie, lubelskie i podkarpackie, gdzie jest to od 26 do 30 osób na ofertę pracy.
Zdaniem ekspertów podwyżki wynagrodzeń wcale nie muszą być remedium na kłopoty sektora. Jak zauważają, po pandemii wiele osób odeszło z hotelarstwa i gastronomii, bo nie widziało przyszłości w tych branżach.
– Dziś kłopotów ze znalezieniem pracowników nie mają firmy działające w turystycznych regionach kraju, w których dopisuje nie tylko polski, ale przede wszystkim zagraniczny gość. Ten ciągle mniej patrzy na to, ile wydaje – zaznacza Jacek Czauderna. ©℗