Sieci nie mogą zarabiać na opłatach półkowych, czyli za wstawienie towaru do sklepów. Wypracowały jednak inne metody, które nie tylko lepiej chronią ich interesy, ale są też dodatkowym źródłem zarobku
Dostawcy współpracujący z sieciami handlowymi mają prawo po swojej stronie. Nie tylko ustawa o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji, ale i sądy stoją na stanowisku, że pobieranie od nich opłat półkowych jest niedozwolone. Nawet Trybunał Konstytucyjny uznał, że art. 15 ust. 1 pkt 4 ustawy o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji, mówiący o tym, że czynem nieuczciwej konkurencji jest utrudnianie dostępu do rynku w szczególności przez pobieranie innych niż marża handlowa opłat za przyjęcie towaru do sprzedaży, jest niezbędny dla prawidłowej realizacji wolności umów, a w konsekwencji dla przeciwdziałania nadużyciom pozycji rynkowej przez sieci handlowe. W swojej opinii trybunał podkreślił, że przepis ten odpowiada potrzebom i strukturze rynku, na którym dominują wielkopowierzchniowe obiekty handlowe.
– To kolejny dowód na to, że sądy w dalszym ciągu konsekwentnie rozstrzygać będą spory na korzyść dostawców – zauważa Łukasz Misiak, radca prawny oraz ekspert w zakresie odzyskiwania opłat półkowych z firmy Wertus Profesjonalna Windykacja.
Dogadać szczegóły
Nie oznacza to, że sieci handlowe przestały szukać sposobu na przerzucenie na dostawców części kosztów wynikających ze współpracy. Z tego względu, jak doradzają eksperci, przedsiębiorcy powinni szczególnie zadbać o odpowiednią treść umów zawieranych z handlem.
– Negocjacje prowadzone na piśmie oraz klarowne wyrażenie dezaprobaty dla praktyki pobierania opłat półkowych może uchronić dostawcę przed niekorzystnymi konsekwencjami finansowymi, a w razie prowadzenia sporu przed sądem, zapewnić zwrot nieuzasadnionej korzyści majątkowej – wyjaśnia Łukasz Misiak.
Wydaje się to banałem, ale wnikliwe czytanie zapisów umowy powinno być postawą dla każdego potencjalnego dostawcy. Prawnicy doradzają wręcz zadawanie pytań dotyczących przyszłej współpracy na każdym etapie negocjacji, ewentualnie korzystanie z pomocy fachowców, którzy objaśnią, jakie konsekwencje wiążą się z zastosowaniem danego zapisu. A takich, które mogą potem spędzać sen z powiek, jest coraz więcej w umowach proponowanych przez sieci handlowe.
Uwaga na kontrole
Przykładem może być obowiązek poddawania się kontrolom potwierdzającym wysoką jakość dostarczanych do sieci produktów. I nie chodzi wyłącznie o badania, które przeprowadzają urzędowe inspekcje, takie jak sanepid, weterynaryjna czy jakości handlowej, ale o dodatkowe testy. Co więcej, ich koszt w całości ponosi dostawca. Niestety nie ma on możliwości ograniczenia wydatków na ten cel poprzez wybranie najtańszej oferty z rynku, bo sieć zastrzega sobie prawo do wskazania firmy, która będzie przeprowadzać badania.
– Do tego w sposób bardzo szczegółowy, bo obejmujący cały łańcuch produkcji wraz z badaniem pobranych próbek w specjalistycznych laboratoriach – dodaje Andrzej Gantner, dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności.
I dodaje, że koszt kontroli uzależniony jest od liczby wyrobów, które producent dostarcza do sieci. W stosunku do każdego prowadzona jest ona bowiem osobno. Dla dużego dostawcy sprostanie obowiązkowi oznaczać będzie wydatki nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych w skali roku, dla mniejszego – rzędu nawet kilku tysięcy złotych.
Eksperci doradzają w związku z tym, by producenci zadbali o największe jak się da ograniczenie liczby koniecznych kontroli. Idealnym rozwiązaniem byłoby wręcz, gdyby były przeprowadzane tylko w uzasadnionych przypadkach, np. stwierdzenia przez sieć wady produktu, pogorszenia się jego jakości.
Producenci współpracujący z sieciami twierdzą jednak, że wynegocjowanie takich ustępstw jest niemal niemożliwe. Na pewno nie mogą na nie liczyć firmy, które dopiero zaczynają współpracę lub prowadzą ją od niedawna.
Inne opłaty
Choć sieci handlowe nie mogą pobierać opłat półkowych, to i tak starają się przerzucać na dostawców koszty związane z promocją jego produktów w swoich sklepach czy wymagać partycypacji w kosztach logistycznych ponoszonych w związku z rozwożeniem towaru z magazynu centralnego do poszczególnych placówek. W przypadku opłaty marketingowej i reklamowej trzeba sprawdzić, jaka będzie ich wysokość, w jaki sposób będzie naliczana oraz czego w zamian może oczekiwać dostawca.
– Powinien też zostać określony rodzaj działań, do których zobowiązuje się producent przy okazji prowadzonych przez sieć promocji, ale też jaka będzie ich skala oraz kto dokładnie będzie ich organizatorem. Coraz częściej bowiem w imieniu sieci przygotowuje je zewnętrzna firma. To oznacza dla producenta konieczność zawarcia z nią umowy, co może rodzić dodatkowe koszty i obowiązki – dodaje Andrzej Gantner.
Opłaty transportowej można uniknąć, pod warunkiem że transport producent weźmie na siebie. Na to rozwiązanie mogą sobie jednak pozwolić tylko najwięksi gracze rynkowi, a nie małe, lokalne firmy.
– Znam przypadki zamawiania towaru niemal na oślep, bez oszacowania, ile faktycznie można sprzedać. Towar dostarczony przez producenta zalega w magazynach, starzeje się, a sieć nalicza co miesiąc opłatę logistyczna, która ma pokrywać przewóz produktów z magazynów sieci do poszczególnych sklepów – komentuje Łukasz Misiak.
Istotne jest więc, by nawiązując współpracę z siecią, wymóc na niej zamówienia, które będzie w stanie sprzedać. W przypadku łączenia się sieci warto zadbać o to, by wszelkie roszczenia tej, która jest przejmowana, wygasły w stosunku do dostawcy. Może się bowiem zdarzyć, że po transakcji, w trakcie której powstanie jeden podmiot, opłaty będą naliczane dwa razy.
– Taką sytuację bardzo trudno jest odkręcić. Jest to oczywiście możliwe, ale wymaga czasu i wielu spotkań z siecią – dodaje jeden z dostawców, z którymi rozmawialiśmy.
Gdy odbiorca nie płaci
Eksperci zauważają też, że nagminne wśród sieci jest opóźnianie zapłaty za faktury. Według raportu Euler Hermes największy problem z regulowaniem zobowiązań na czas mają małe sklepy. W terminie płacą zaledwie 55,3 proc. faktur. Dystrybutorzy regionalni regulują zgodnie z umową 77,8 proc. faktur, a duże sklepy detaliczne oraz niewielkie regionalne sieci – 66,8 proc. płatności. Analitycy Euler Hermes zwracają jednak uwagę, że część płatności jest opóźniona zwyczajowo – a im firma mniejsza, to mniej rozbudowaną ma też księgowość i organizacyjną zdolność do koordynowania przepływów finansowych. Do tego sieci zastrzegają sobie, że będą płacić wyłącznie w ostatni czwartek miesiąca. Jeśli więc termin wypada wcześniej, i tak trzeba czekać.
Dlatego praktycy doradzają, by ustalić dokładny czas regulowania zobowiązań i ewentualne kary za jego nieprzestrzeganie.
Sieci wypracowały jednak już sposoby na obejście takich zapisów. Bywa, że pod koniec okresu płatności wysyłają pismo, z którego wynika, iż znalazły w dostarczonej im partii towaru produkty z uszkodzonymi opakowaniami. Dlatego nie zapłacą za całość do czasu wyjaśnienia sprawy. Ostatnio opracowały nową metodę. Informują producenta, że wstrzymują zapłatę na poczet przyszłych niezgodności w dostarczonym towarze. W praktyce w przypadku dużej firmy oznacza to zablokowanie nawet wielu milionów złotych. Kwota ta zostanie uregulowana oczywiście po wyjaśnieniu sprawy.
Jak ustrzec się przed takimi działaniami? Przede wszystkim należy określić w umowie zasady reklamowania towaru przez sieć, czyli kiedy ma do tego prawo, w jakich dokładnie okolicznościach, co wówczas dzieje się z zapłatą.
Sądowe przypadki
Eksperci mają też radę dla tych producentów, którzy chcą swoich praw w kwestii opóźnionych płatności dochodzić przed sądem. – Przed wystąpieniem z wnioskiem o wezwanie do próby ugodowej lub z pozwem dobrze jest rozwiązać współpracę z siecią handlową. Znam przypadki, w których sieć po otrzymaniu zawiadomienia o zbliżającej się rozprawie składa u producenta bardzo duże zamówienie z krótkim terminem realizacji. Oczywiste jest, że dostawca nie jest w stanie mu sprostać, co jest na rękę sieci. Wypowiada bowiem umowę – komentuje Łukasz Misiak.
Dla producenta oznacza to dodatkowe koszty i ewentualnie dodatkową sprawę w sądzie.
Na koniec eksperci doradzają, by określić w umowie, w jaki sposób będą rozwiązywane ewentualne spory z siecią. Niemalże normą stało się oczekiwanie przez sieci, że będzie to możliwe wyłącznie przed sądami polubownymi. Dodatkowo tylko tymi wskazanymi przez sieć. Dla dostawcy może się to wiązać z dodatkowymi kosztami i utratą czasu, gdy sąd znajduje się w innej miejscowości. To jednak nie jest jeszcze takim problemem jak to, że sądy te nie są skłonne do uwzględniania powództw o zwrot opłat półkowych.