Ograniczanie wydatków stało się zjawiskiem powszechnym, ale wygląda na to, że przejściowym.
Ostatnie dane z krajowej gospodarki, wskazujące na istotny spadek sprzedaży detalicznej w lutym, wpisują się w trend widoczny niemal w całej Europie. Spadek w lutym w ujęciu realnym o 5 proc., w odniesieniu do zeszłego roku, był negatywnym zaskoczeniem, biorąc pod uwagę prognozy ekonomistów, wskazujące na sprzedaż na podobnym poziomie co w 2022 r. Obraz byłby nieco inny, gdyby krajowe dane odnieść do ostatnich publikacji obrazujących wydatki konsumentów w innych europejskich państwach. W największych gospodarkach spadały one praktycznie przez cały poprzedni rok. Konsumencka recesja dotarła także do naszego regionu Europy, a Polska jest jednym z ostatnich państw, które się temu trendowi poddały. Na przykład w Czechach sprzedaż detaliczna spada w ujęciu rocznym przynajmniej o 5 proc. od lipca zeszłego roku.
– Najistotniejszym czynnikiem wpływającym na spadek wydatków konsumenckich w ujęciu realnym jest szok inflacyjny. Ceny rosną na tyle szybko, że nie nadąża za nimi tempo wzrostu wynagrodzeń. Obniżanie się płac w ujęciu realnym prowadzi do spadku konsumpcji – mówi Mikołaj Raczyński, dyrektor ds. inwestycji platformy inwestycyjnej Portu. Raczkowski dodaje, że w dalszym ciągu silny rynek pracy, czego przejawem są niskie wskaźniki bezrobocia i rosnące w wielu państwach zatrudnienie, sprawia, że pracownicy mogą liczyć na dalsze podwyżki.
– Szok inflacyjny w pewnym stopniu udało się opanować i tempo wzrostu cen powinno spadać. Przy jednoczesnym dalszym wzroście wynagrodzeń dojdziemy w pewnym momencie do punktu, w którym płace ponownie będą rosły w ujęciu realnym – dodaje Raczyński.
Drugim istotnym czynnikiem, wpływającym na spadek wydatków konsumenckich, jest wzrost stopy oszczędności gospodarstw domowych. Kreślone przez niektórych ekspertów czarne energetyczne scenariusze dla Europy, której miało zabraknąć zimą paliwa do ogrzewania domów i pracy fabryk po tym, jak dostawy gazu drastycznie ograniczyła Rosja, skłoniły konsumentów do odkładania na później wydatków uznawanych za mniej niezbędne. Jednak relatywnie ciepła zima i przestawienie się Unii Europejskiej na inne kierunki zakupu surowców energetycznych niż rosyjski sprawiły, że rzeczywistość okazała się lepsza od prognoz. Choć więc europejscy konsumenci mocno odczuwają wzrost kosztów życia, przejawiający się wyższymi cenami energii, paliw czy żywności, to jednak ich nastroje stopniowo się poprawiają. To również trend widoczny w całej Europie. W dalszym ciągu w ankietach, w których Europejczycy oceniają swoją obecną lub przyszłą sytuację finansową, przeważają negatywne odpowiedzi, ale ich odsetek maleje. Wskaźniki obrazujące nastroje znajdą się obecnie na najwyższych poziomach od wiosny zeszłego roku, kiedy zaczęły się pogarszać pod wpływem agresji Rosji na Ukrainę i ekonomicznych konsekwencji tego konfliktu. Z reguły poprawa nastrojów po pewnym czasie przekłada się także na decyzje zakupowe.
– Prawdopodobnie w perspektywie kilku miesięcy także wydatki konsumentów znów będą rosły w ujęciu realnym. Ale to nie będzie powrót do czasów sprzed problemów wywołanych najpierw pandemią koronawirusa, a później agresją Rosji na Ukrainę. Wtedy mieliśmy do czynienia z wysokim tempem wzrostu realnych wynagrodzeń, co napędzało konsumpcję. Obecnie oczekiwałbym, że to będzie niski, jednocyfrowy wzrost ponad inflację – ocenia Mikołaj Raczyński.
Wydatki konsumentów są najważniejszym czynnikiem wpływającym na tempo wzrostu w wysokorozwiniętych gospodarkach. Ich oczekiwany wzrost w drugiej połowie roku ma pomóc Europie uniknąć spadku PKB w tym roku. W poniedziałek prognozę wzrostu PKB na 2023 r. dla strefy euro z 0,0 do 0,3 proc. podniosła agencja ratingowa S&P Global. Prognozy innych międzynarodowych instytucji finansowych są z reguły nieco wyższe, ale nie przekraczają 1 proc. ©℗