Na froncie wojny ekonomicznej Rosja ponosi straty równie bolesne jak pod Wuhłedarem. Europa ma się za to lepiej, niż można było przypuszczać.
Na froncie wojny ekonomicznej Rosja ponosi straty równie bolesne jak pod Wuhłedarem. Europa ma się za to lepiej, niż można było przypuszczać.
Podczas wojny w Ukrainie działania zbrojne mają miejsce oczywiście nad Dnieprem, jednak nie mniej ważny jest drugi front – gospodarczy – przebiegający już przez całą Europę. Głównie przez kraje Europy Środkowej i Wschodniej, które odczuwają skutki gospodarczego starcia Zachodu z Kremlem. Moskwa miała nadzieję, że Europa udusi się własnymi sankcjami, co wpłynie na skłonność jej społeczeństw do pomocy Ukrainie. Kreml zresztą nie był bierny – wdrożył działania odwetowe, takie jak konieczność opłaty za gaz w rublach czy udawana modernizacja gazociągów (i wyłączanie ich przy okazji). Późnym latem i jesienią prognozy dla Europy nie były optymistyczne – ceny gazu szybowały, a na horyzoncie rysowało się ryzyko głębokiej recesji. Gdyby tamte czarne scenariusze się spełniły, to wsparcie dla Ukrainy stanęłoby pod znakiem zapytania. Tak jak i losy Kijowa w perspektywie rozpoczynającej się właśnie zimowej ofensywy Rosjan w Donbasie. Na razie Ukraina skutecznie się broni, a Rosja ponosi gigantyczne straty, tak jak podczas ataku pod Wuhłedarem. Na szczęście Europa równie skutecznie broni się przed skutkami kryzysu energetycznego.
Przede wszystkim udało się uniknąć katastrofy na rynku gazu. W połowie lutego można już powiedzieć, że powinniśmy przetrwać obecny okres grzewczy bez jakichś dramatycznych perturbacji. Magazyny gazu są zatłoczone w dwóch trzecich, a najwięksi konsumenci tego surowca zgromadzili go jeszcze więcej (w Polsce i Niemczech w trzech czwartych, a Hiszpanii nawet w 86 proc.). Francuzi zgromadzili mniej – nieco ponad połowę objętości swoich magazynów – jednak mogą sobie na to pozwolić, gdyż błękitne paliwo nie jest nad Sekwaną podstawą energetyki. Francja zużywa ledwie połowę tego co Niemcy.
Francuzi bardziej obawiali się przestojów w swojej energetyce jądrowej. W zeszłym roku z powodu modernizacji nieczynna była połowa tamtejszych reaktorów. Francja musiała ratować się importem energii z państw ościennych. Prąd z reaktorów znów jednak płynie – w połowie lutego Francja wykorzystywała trzy czwarte swoich mocy jądrowych, zapewniając w ten sposób dwie trzecie krajowej produkcji energii elektrycznej.
Niemcy zostali odcięci od bezpośrednich dostaw gazu z Rosji, więc postanowili zastępować go węglem i częściowo energią jądrową z elektrowni, którym warunkowo przedłużono życie do końca kwietnia. W połowie lutego produkowali z gazu zaledwie 17 proc. prądu, wykorzystując jedną trzecią zainstalowanych mocy. Węgiel zapewniał aż 40 proc. energii elektrycznej, a elektrownie na to paliwo działały na trzy czwarte swoich mocy. Na mniejszą skalę tę samą strategię stosują także Holandia, Grecja i północne regiony Włoch. Wszędzie tam wykorzystanie mocy węglowych w połowie lutego było znacznie wyższe niż mocy gazowych. Z punktu widzenia walki ze zmianami klimatu nie jest to oczywiście dobra informacja, jednak patrząc wyłącznie przez pryzmat wojny energetycznej z Rosją, trzeba przyznać, że strategia ta przynajmniej okazała się skuteczna.
Przede wszystkim doprowadziła do stabilizacji na europejskim rynku gazu. Jeszcze w sierpniu, gdy prognozy na okres zimowy były raczej ponure, ceny gazu sięgały absurdalnych poziomów – 26 sierpnia na holenderskiej giełdzie trzeba było zapłacić 340 euro za 1 MWh. Potem zaczęły spadać, jednak miesiąc później znów wystrzeliły – tym razem do 210 euro – w związku z wybuchami gazociągu Nord Stream. W 2023 r. rynek gazu wrócił już do stanu sprzed wojny. W połowie lutego paliwo potrzebne do wyprodukowania 1 MWh kosztowało tylko 53 euro, czyli mniej więcej tyle, ile we wrześniu 2021 r. – i ponad sześć razy mniej niż w sierpniowym szczycie.
Europa powoli przestawia się na gaz skroplony. Niemcy w tym roku oddali już do użytku dwa gazoporty – na samym początku roku w Wilhelms- haven nad Morzem Północnym, a dwa tygodnie później w Lubminie nad Bałtykiem. W nadchodzącym czasie Europa wzbogaci się aż o 25 instalacji FSRU (Floating Storage Regasification Unit), czyli pływających gazoportów. W samej Grecji będzie ich prawdopodobnie pięć. Także przy Porcie Gdańsk w nadchodzących latach powinna stanąć podobna jednostka.
Kryzys gazowy nie doprowadził do załamania w przemyśle, dzięki czemu perspektywy gospodarcze Europy rysują się w znacznie jaśniejszych barwach niż latem i jesienią. W swojej zimowej prognozie ekonomicznej KE podniosła projekcję wzrostu PKB dla UE do niecałego 1 proc., czyli o 0,5 pkt proc. w stosunku do przewidywań z jesieni. Unia najprawdopodobniej uniknie więc recesji, a nawet zaliczy niewielki wzrost. To m.in. efekt lepszych od oczekiwań wyników gospodarczych z ostatniego kwartału 2022 r. Wbrew prognozom Europa nie doświadczyła spadku PKB, a w całym roku 2022 wzrost wyniósł solidne 3,5 proc.
Niestety największe koszty międzynarodowego konfliktu ponoszą państwa najbliższe wojny w Ukrainie – wschodnia flanka UE. Według KE Szwecja jako jedyny kraj Unii nie uniknie w tym roku recesji – i to solidnej, bo prawie 1-proc. Łotwa, Dania, Czechy, Estonia, Niemcy i Finlandia właściwie zaliczą stagnację – czyli wzrost PKB na poziomie 0,2 proc. lub niższym. Wzrost w Polsce wyniesie 0,4 proc., a w Austrii i Węgrzech ok. 0,5 proc. Polska w roku 2022 zanotowała jednak niemal 5-proc. wzrost, co było 10. wynikiem w UE. Czesi aż dwukrotnie niższy, a co gorsza, w tym roku ich PKB właściwie się nie zmieni, a w przyszłym odbicie będzie niższe od 2 proc. Równie trudne chwile przeżywa Łotwa, a najgorzej jest w Estonii, która w zeszłym roku nie uniknęła minimalnej recesji, a w tym czeka ją stagnacja. Połączona zresztą z dojmującą inflacją (w styczniu 19-proc. rok do roku). Warto jednak pamiętać, że jeszcze w sierpniu ceny w Estonii wzrosły aż o jedną czwartą rok do roku.
Zresztą w całej strefie euro wzrost cen w styczniu wyraźnie wyhamował. Inflacja w państwach wspólnego obszaru walutowego wyniosła 8,5 proc. (9,2 proc. w grudniu). Stało się to głównie dzięki stabilizacji cen energii. W pierwszym miesiącu tego roku energia w strefie euro zdrożała o 17 proc. rok do roku – dla porównania: w grudniu o jedną czwartą, a w listopadzie o jedną trzecią. Według prognozy KE inflacja dla całej UE w tym roku spadnie do 6,4 proc. (z 9,2 proc. w 2022 r.).
Europejczycy wciąż martwią się rosnącymi kosztami życia, za to o pracę już niekoniecznie. Stopa bezrobocia w UE utrzymuje się na rekordowo niskim poziomie 6,6 proc. Tylko w Grecji i Hiszpanii jest jeszcze dwucyfrowa (odpowiednio 12 i 13 proc.). We wszystkich pozostałych państwach południa UE (Włochy, Portugalia, Cypr, Francja, Chorwacja) stopa bezrobocia spadła już poniżej 8 proc. W środku kryzysu Europa zmaga się raczej z brakiem rąk do pracy niż miejsc pracy. W Niemczech Federalny Związek Przewoźników Autobusowych szacuje, że w nadchodzących latach w całym kraju będzie brakować prawie 90 tys. kierowców. We Włoszech już teraz brakuje 100 tys. specjalistów, co utrudnia pełne wykorzystanie środków z unijnego Funduszu Odbudowy.
Wyniki gospodarcze UE są więc lepsze od oczekiwań. Tymczasem budżet Kremla zaczyna świecić pustkami, co jest efektem odpalenia przez UE opcji atomowej, czyli embarga oraz limitu cenowego na ropę. Według rosyjskiej agencji informacyjnej TASS w styczniu budżet Rosji zaliczył gigantyczny deficyt w wysokości prawie 25 mld dol. (1,76 bln rubli). Dochody spadły w stosunku do stycznia 2022 r. o ponad jedną trzecią. Równocześnie o 59 proc. wzrosły wydatki. Wojna kosztuje.
Dalsze perspektywy dla finansów Rosji są złe. Budżetowe dochody ze sprzedaży gazu i ropy spadły w styczniu o prawie połowę, a przecież dopiero w lutym weszły w życie restrykcje dotyczące rosyjskich produktów rafinowanych.
Według danych fińskiego ośrodka CREA Unia Europejska wreszcie nie jest już największym odbiorcą rosyjskich surowców. W lutym zostały nim Chiny. UE zapłaciła w tym czasie Kremlowi o ponad jedną czwartą mniej niż Pekin i już „tylko” dwa razy więcej niż Indie. Według analizy belgijskiego think tanku Breugel sankcje nałożone na paliwo Diesla nie powinny wywołać większego wpływu na ceny i zaopatrzenie w UE. W Polsce, według prognozy E-petrol, cena paliwa ON w okresie 13–19 lutego nawet nieco spadnie (do ok. 7,50 zł/l) w stosunku do poprzedniego tygodnia. Analitycy Breugla postulują wręcz obniżenie limitu cenowego na olej napędowy z Rosji, który obecnie przewyższa cenę rynkową (wynosi 100 dol. za baryłkę), co zmniejsza skuteczność sankcji. Istnieje też ryzyko, że Rosja zacznie sprzedawać paliwo Diesla do Europy innymi drogami – np. przez Egipt, Algierię czy Maroko (już teraz taką rolę odgrywa zresztą Turcja). Nawet jeśli do tego dojdzie, to Rosjanie i tak stracą – sprzedaż przez pośredników zawsze przecież kosztuje.
Według kolejnej analizy Breugla Europa już teraz powinna zacząć myśleć o kolejnej zimie. Ośrodek postuluje, by do 1 października magazyny w UE zostały zatłoczone do 90 proc., a konsumpcja gazu do tego czasu spadła o 13 proc. w stosunku do średniej z poprzednich pięciu lat. W tym roku powinno być to jednak łatwiejsze. Europa będzie bogatsza nie tylko w doświadczenia, lecz także w nową infrastrukturę.
Na froncie wojny ekonomicznej Rosja ponosi więc straty równie bolesne jak pod Wuhłedarem. Europa wygląda za to lepiej, niż można było przypuszczać. Oczywiście jest zdecydowanie za wcześnie, by odtrąbić sukces. Nadal istnieje wiele potencjalnych źródeł ryzyka – chociażby ewentualny konflikt na linii USA–UE wywołany polityką klimatyczną z obu stron. Wciąż też może jeszcze nadejść ostra zima. W ostatnich latach ataki śniegu i mrozu zdarzały się przecież nawet w kwietniu. Można więc powiedzieć, że do przerwy solidnie wygrywamy, jednak na drugą połowę warto wyjść równie skupionym i nie lekceważyć przeciwnika. ©℗
Kryzys gazowy nie doprowadził do załamania w przemyśle, dzięki czemu perspektywy gospodarcze Europy rysują się w jaśniejszych barwach niż latem i jesienią. W zimowej prognozie KE podniosła projekcję wzrostu PKB dla UE do niecałego 1 proc.
Reklama
Reklama