Jeśli napiszę kiedyś książkę o przywództwie (ale pewnie tego nie zrobię), to mój podstawowy podział kierowników, prezesów, naczelników i innych szefów będzie wyglądał jak poniżej.
Jeśli napiszę kiedyś książkę o przywództwie (ale pewnie tego nie zrobię), to mój podstawowy podział kierowników, prezesów, naczelników i innych szefów będzie wyglądał jak poniżej.
Typ pierwszy mówi wam: „Jesteście beznadziejni i ja też jestem beznadziejny. W ogóle wszyscy są beznadziejni i nic się nie da zrobić. Branża schyłkowa, złote lata za nami, emerytura daleko. Dno”. Gdy spotkacie takiego szefa - uciekajcie, gdzie pieprz rośnie, bo się wykończycie. Typ drugi nie jest wcale lepszy. Od niego usłyszycie: „Ja jestem świetny i wszystko jest możliwe. Problemem jesteście wy! To wy ciągniecie tę firmę w dół. Zmieńcie się! Bądźcie tacy, jak ja. A wtedy niebo stoi przed nami otworem”. Pociągający szef? Sami oceńcie. Jest jeszcze typ trzeci. Taki, który przychodzi, bierze się pod boki i mówi: „Ja jestem świetny, wy jesteście świetni, więc zróbmy razem coś świetnego!”. Mam nadzieję, że spotkanie szefa numer trzy będzie choć raz waszym udziałem.
Liz Wiseman chyba trochę podsłuchiwała, gdy kiedyś o tych swoich koncepcjach opowiadałem. Nie wiem tylko gdzie i kiedy. Ale się dowiem. Tak czy inaczej napisała książkę, która w wielu punktach spotyka się z tym, co myślę. Trzeba jej oddać, że znalazła bardzo ładne słowa - swój podział szefów oparła o dwie grupy. To mnożniki i dzielniki, po angielsku „multipliers” i „diminishers”. Szkoda, że w wersji polskiej wydawcy nie poszli w takie tłumaczenie, poprzestając na bardziej opisowych „inspirator” i „demotywator”. W sumie jednak wiadomo, o co chodzi.
/>
Mnożnik pomnaża potencjał firmy. W tym zakumulowane w niej zasoby ludzkiej inteligencji, sprytu, talentu, łebskości i przebiegłości. Nazywajcie, jak chcecie. Pomnażać (inspirować) można na wiele sposobów. Lider może się wcielić w rolę magnesu przyciągającego talenty. Jednocześnie powinien uwalniać uśpiony potencjał pracowników, który jest ukryty pod stertą bezsensowych, niepotrzebnych i alienujących praktyk albo po prostu braku poczucia sensu tego, co się robi. Tym, co potrzebują wyzwań, przywódca powinien umieć takie zadania wyznaczyć. Po to, by mogli rozwinąć skrzydła. Tych, co potrzebują debaty i ścierania się różnych poglądów, też trzeba zaspokoić. A nie zamykać ich w kojcu środowiskowej jednomyślności. I wreszcie rola inwestora. Dającego ludziom perspektywę udziału w potencjalnym sukcesie. Ja wygram, ty wygrasz, razem wygramy.
Niestety. W praktyce - jak pokazuje Wiseman - mamy często do czynienia z przywódcami, którzy specjalizują się w trwonieniu potencjału swoich firm. Ci demotywatorzy - albo dzielniki - mają wiele wcieleń. Jeden to szef, który zawsze musi być najmądrzejszy i najdowcipniejszy. W związku z tym otacza się potakiwaczami, którzy nie zagrażają jego pozycji. Bywają też zwykli tyrani albo profesjonalni mikromenedżerowie, którzy wszystko sami zawsze i najlepiej umieją. Znamy ich aż za dobrze.
Książka Wiseman nie jest niesamowicie przełomowym arcydziełem. Dość dobrze oddaje jednak to, co mogłoby się w naszych organizacjach zmienić. Czy się zmieni? Chciałbym. I jedyne, co mogę zrobić, to polecić te 400 stron lektury. Lawina bieg od tego zmienia, po jakich toczy się kamieniach. ©℗
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama