Amerykańsko-chiński konflikt gospodarczy uderza w giganta rynku e-commerce. Firmie grozi usunięcie z nowojorskiej giełdy.
Amerykańsko-chiński konflikt gospodarczy uderza w giganta rynku e-commerce. Firmie grozi usunięcie z nowojorskiej giełdy.
Big tech założony przez Jacka Ma trafił na czarną listę amerykańskiej Komisji Papierów Wartościowych i Giełd (SEC), co może się skończyć zdjęciem spółki z nowojorskiego parkietu. W grę wchodzą setki miliardów dolarów.
SEC działa na podstawie ustawy o rozliczaniu spółek zagranicznych (HFCAA), nakazującej notowanym w Stanach Zjednoczonych firmom pochodzącym z innych krajów stosowanie się do amerykańskich standardów audytu. Regulacja została pod koniec 2020 r. przyjęta głosami republikanów i demokratów, była jedną z ostatnich podpisanych przez prezydenta Donalda Trumpa. Obecna administracja złagodziła wprawdzie ton wypowiedzi o Chinach, ale nie zrezygnowała z narzędzi pozostawionych przez poprzedników.
Bo to właśnie w Państwo Środka uderza ustawa HFCAA. Podczas gdy firmy z innych krajów nie mają problemu z wymaganą przez USA transparentnością, chińskie podmioty dotychczas odmawiały podawania niektórych informacji o swojej działalności i finansach, powołując się na regulacje z państwa pochodzenia. Jeżeli nadal nie zdecydują się odkryć wszystkich kart, będą musiały zrezygnować z finansowania na amerykańskiej giełdzie. Ustawa pozwala też regulatorowi z USA żądać dowodu, że spółki nie są własnością obcego rządu ani nie pozostają pod jego kontrolą.
Dane finansowe spółek giełdowych pod kątem zgodności z amerykańskimi standardami sprawdza Rada Nadzoru nad Rachunkowością Spółek Publicznych (PCAOB). Jeśli przez trzy kolejne lata nie będzie mogła w pełni skontrolować firmy rachunkowej, która badała ich sprawo zdania finansowe, wtedy SEC zabroni obrotu papierami wartościowymi takiej spółki w USA.
W przypadku właściciela popularnej platformy zakupowej AliExpress amerykański regulator stwierdził w piątek, że nie może w pełni zaudytować sprawozdania finansowego za rok obrotowy zakończony 31 marca br. Jak podkreśla Alibaba w opublikowanym wczoraj komunikacie giełdowym, jest to pierwszy rok z ostrzeżeniem od amerykańskiego regulatora. Spółka deklaruje, że będzie „przestrzegać obowiązujących przepisów i regulacji oraz dążyć do utrzymania notowań zarówno na giełdzie nowojorskiej, jak i na giełdzie w Hongkongu”.
Na razie jest na „tymczasowej” czarnej liście i ma czas do 19 sierpnia, by przedstawić wszystkie żądane przez SEC informacje. W przeciwnym razie dołączy do ponad 150 chińskich przedsiębiorstw, którym grozi usunięcie z amerykańskiej giełdy w 2024 r. Byłaby największą spółką w tym gronie.
Żółta kartka od SEC już obniżyła wartość Alibaby o 11 proc., do ok. 237 mld dol. To ponad 100 mld dol. Mniej, niż chiński gigant e-commerce był wart na początku tego roku. W szczytowym okresie (wrzesień–listopad 2021 r.) jego kapitalizacja na nowojorskim parkiecie przekraczała 800 mld dol.
A nie są to wszystkie kłopoty firmy Jacka Ma. Zmaga się też z chińskimi władzami, odkąd pod koniec 2020 r. rządząca tam Partia Komunistyczna uznała szybko rosnące platformy technologiczne za zagrożenie dla swojej dominacji. Na Alibabę w Państwie Środka posypały się wtedy kary – władze stwierdziły bowiem, że gigant e-commerce nadużywa swojej pozycji rynkowej wobec mniejszych podmiotów. Ucierpiała też inna należąca do miliardera firma – Ant, w której Alibaba ma udziały. Ta platforma do płatności internetowych i pożyczek w listopadzie 2020 r. planowała debiut na chińskiej giełdzie o rekordowej w skali świata wartości 34 mld dol. Został on jednak w ostatniej chwili zablokowany – i nie doszło do niego do dziś, mimo zauważalnego w ostatnich miesiącach ocieplenia kursu chińskich władz wobec rodzimego sektora technologicznego.
Problemy fintechu wciąż odbijają się na spółce matce. Do tego dochodzi pogorszenie się koniunktury na rodzimym rynku. W czwartek Alibaba ma przedstawić wyniki finansowe ostatniego kwartału. Według Bloomberga jest spodziewany pierwszy w historii spadek przychodów spółki wobec analogicznego okresu ub.r.
Rozwiązanie amerykańskich problemów giganta i ponad 150 innych chińskich firm w dużej mierze zależy od chińskich władz. Jak informował w kwietniu Bloomberg, Pekin prowadził z amerykańskimi organami regulacyjnymi rozmowy w sprawie umożliwienia dokonywania audytów w Państwie Środka. Nie sposób było jednak wtedy ocenić, na ile realne jest porozumienie w tej sprawie. Wątpliwości miał co do tego także szef SEC Gary Gensler.
Z kolei tydzień temu „Financial Times”, powołując się na relacje „czterech osób znających sytuację”, opisywał chińskie przygotowania do rozwiązania problemu chińskich spółek notowanych w USA. Miałyby one mianowicie zostać podzielone na grupy – w zależności od stopnia wrażliwości i tajności posiadanych przez nie danych. W ten sposób przynajmniej część z ponad 200 przedsiębiorstw z Państwa Środka, których akcje są obecnie w publicznym obrocie w Stanach Zjednoczonych, mogłaby się dostosować do amerykańskich przepisów i ujawnić regulatorom swoje dokumenty. „FT” podkreśla, że masowe wycofanie chińskich spółek z parkietu w USA może oznaczać odpływ nawet 1,3 bln dol.
Chiński serwis internetowy wydawanego przez spółkę partyjną tygodnika „Global Times” cytuje pracownika naukowego Chińskiej Akademii Handlu Międzynarodowego i Współpracy Gospodarczej przy Ministerstwie Handlu, Mei Xinyu, ostrzegającego, że „nieustanne groźby wobec chińskich firm notowanych w USA spowodują mrożący wpływ na firmy z innych krajów i regionów”, co „zaszkodzi międzynarodowemu statusowi amerykańskiego rynku kapitałowego”.
Rozmów na temat ujawniania informacji przedsiębiorstw z Państwa Środka nie ułatwiają napięte stosunki między oboma krajami. W ostatnich dniach Chiny zareagowały np. komentarzami o „igraniu z ogniem” w obliczu ewentualnej wizyty w Tajwanie szefowej amerykańskiego Kongresu, Nancy Pelosi – która odwiedza właśnie Azję.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama