Produkcja maseczek ochronnych w Polsce nabiera tempa. To sygnał, że biznes, a także klienci indywidualni szykują się na kolejną falę

Od stycznia do maja tego roku w rodzimych fabrykach powstało 326,5 mln sztuk maseczek. To o ponad 11 proc. więcej niż jeszcze na koniec I kw., ale już trzy razy więcej niż w tym samym czasie ub.r. i dwa razy więcej niż w całym 2021 r. Powodów wzmożonej produkcji jest wiele. Przede wszystkim wyprzedawane są zapasy magazynowe, które powstały w 2020 r. wraz z wybuchem pandemii koronawirusa.
- Trwa więc ich uzupełnianie, a wzmożony popyt na maseczki ochronne się utrzymuje. Szczególnie ze strony podmiotów leczniczych, gdzie nadal są stosowane. Ze strony aptek popyt jest słabszy, ale spodziewamy się, że przed jesienią może znów urosnąć - mówi przedstawiciel firmy Sequoia Tech, specjalizującej się w produkcji i hurtowej sprzedaży maseczek.
Bożena Janicka, prezeska Porozumienia Pracodawców Ochrony Zdrowia, potwierdza, że w POZ obowiązuje noszenie maseczek i są one na bieżąco zamawiane. - Za wszelką cenę nie możemy dopuścić do sytuacji, by ich zabrakło, bo mamy złe doświadczenia z poprzednich fal pandemii. To także element przygotowania się na ewentualną kolejną falę - przyznaje. Bo, jak przekonuje, należy się spodziewać w perspektywie następnych miesięcy sytuacji, kiedy wrócimy do szerszego obowiązku noszenia maseczek w skupiskach ludzkich.
Podobnie słyszymy w szpitalach. - Zamówienia są realizowane cały czas. Są duże, bo i zapotrzebowanie jest niemałe. Pilnujemy obowiązku noszenia maseczek, zgodnie z rozporządzeniem, które obowiązuje do końca sierpnia i najprawdopodobniej będzie przedłużone - mówi Joanna Chądzyńska, rzeczniczka Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Katowicach.
Nie inaczej jest w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym w Białymstoku czy Samodzielnym Publicznym Szpitalu Klinicznym nr 1 w Lublinie, który sam w pandemii mierzył się z problemem niedoboru maseczek. Tu także słyszymy o niepokojących prognozach na nadchodzące miesiące.
- Pilnujemy, by nasze zapasy były wystarczające - zapewnia Anna Guzowska z lublińskiej placówki.
Jak zauważają eksperci, popyt na maseczki ma związek z rosnącym od kilku tygodni poziomem zachorowań. 5 lipca, pierwszy raz od kwietnia, dobowe statystyki zakażeń przekroczyły 1 tys. przypadków. Do tego lekarze niezmiennie apelują o stosowanie maseczek ochronnych przez osoby narażone na ciężki przebieg COVID-19. Nasi rozmówcy przypominają też, że za granicą, m.in. we Włoszech, nadal obowiązuje ich stosowanie w wielu miejscach publicznych (jak np. środki transportu).
- Maseczki powoli stają się w Polsce czymś naturalnym. To sprawia, że mimo odwołania pandemii popyt na nie, również ze strony klientów indywidualnych, się utrzymuje. Koronawirus sprawił, że Polacy przekonali się, iż obok zachowywania dystansu społecznego to najlepsza metoda ochrony przed wirusami. Spodziewamy się więc, że wraz z nastaniem sezonu grypowego ich sprzedaż wzrośnie. Dziś kupują je przede wszystkim osoby z grup ryzyka - mówi Marek Tomków, wiceprezes Naczelnej Rady Aptekarskiej.
Łukasz Śliwiński z firmy produkującej maseczki w Olsztynku także nie ma wątpliwości, że jesień szybko zweryfikuje zapotrzebowanie na maseczki. Dodaje, że krajowe firmy już teraz mają zapytania z Zachodu o moce produkcyjne. - Słyszymy o planowanych przetargach, zakupach. Ewidentnie trwają przygotowania do sezonu. Myślę, że chodzi też o to, by nie dopuścić do sytuacji, by ceny tych towarów znów poszybowały - uważa i dodaje, że maska FFP2 polskiego producenta przed pandemią kosztowała 60-80 gr. W pandemii pośrednicy chcieli za nie nawet 25 zł i więcej. Teraz cena spadła do 40 gr, ale to też niebezpieczne zjawisko, bo część firm wyprzedaje zapasy. Taka cena jest nie do utrzymania, bo nie daje gwarancji zakupu dobrych półproduktów.
Przedstawiciel polskiej firmy z Wielkopolski zajmującej się produkcją maseczek medycznych i ochronnych zwraca uwagę, że o ile w poprzednich latach, zwłaszcza na początku pandemii, linia produkcyjna była rozgrzana do czerwoności, ledwo wyrabiając z zamówieniami, o tyle teraz praca odbywa się płynniej. - Zamówienia są nieustające, ale mam wrażenie, że są lepiej planowane - ocenia. To też dobry czas dla rynku na złapanie oddechu. Bo, jak opisuje, w pandemii powstało wiele firm produkujących maseczki, które liczyły na szybki i duży zarobek. Do tego importerzy ściągali masowo towar z Chin, co wpłynęło na branżę. - Polska produkcja nie była w stanie konkurować z chińską, kiedy tamtejsze maseczki kosztowały nawet 3-4 gr za sztukę. Podczas kiedy ceny gwarantujące zbilansowaną produkcję polską to ok. 17 gr netto za maskę typu I, 18 gr za typ II i 19 gr za tzw. typ II R - wylicza. Dla przykładu zwłaszcza na początku pandemii ceny poszybowały w produkcji do nawet 1 zł za maskę, ale było to związane z wielokrotnym wzrostem cen półproduktów. Dziś mamy szansę zapobiec powtórce z tej wątpliwej rozrywki. ©℗