Grexit i Brexit - te dwa słowa znowu mogą być popularne w tym roku w Unii Europejskiej. Pierwsze, od angielskiego - exit - oznacza wyjście Grecji ze strefy euro, drugie - wyjście Wielkiej Brytanii z Unii. Pytania o przyszłość tych krajów sprowokują wybory parlamentarne.

Brytyjczycy pójdą do urn w maju. Jeśli wygrają konserwatyści, to - jak zapowiadał premier David Cameron - za dwa lata odbędzie się referendum w sprawie wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii. Wczoraj, w wywiadzie dla BBC, szef rządu mówił o możliwym przyspieszeniu. "Referendum powinno się odbyć przed końcem 2017 roku, ale jeśli uda się je zorganizować wcześniej, będę zachwycony. Im szybciej, tym lepiej" - dodał David Cameron. By zdobyć głosy eurosceptyków szef rządu obiecuje luźniejsze związki Londynu z Brukselą i wyłączenie z części unijnych przepisów, a także ograniczenie świadczeń dla imigrantów. Nie jest wykluczone, że właśnie pracownicy zarobkowi zapłacą cenę za pozostanie Wielkiej Brytanii w Unii.

Jeśli chodzi o groźbę wyjścia Grecji ze strefy euro, to powróciła ona wraz z kryzysem politycznym w tym kraju. Grecy pójdą głosować w przyspieszonych wyborach pod koniec miesiąca, a ich faworytem jest skrajnie lewicowa SYRIZA, która chce skończyć z polityką oszczędności i ze spłatą greckich długów. Niemiecki tygodnik "Der Spiegel" napisał, że Niemcy w przeciwieństwie do poprzednich lat, nie boją się już wyjścia Grecji ze strefy euro, bo euroland jest silniejszy i nie ma groźby zarażenia innych krajów wirusem niewypłacalności.