Ze względu na wejście w życie nowych przepisów RODO zmieniliśmy sposób
logowania do produktu i sklepu internetowego, w taki sposób aby chronić dane
osobowe zgodnie z najwyższymi standardami.
Prosimy o zmianę dotychczasowego loginu na taki, który będzie adresem
e-mail.
Dariusz Kardaś z Instytutu Maszyn Przepływowych PAN
/
Dziennik Gazeta Prawna
/
Krzysztof Mystkowski / KFP
Reklama
Reklama
Nie słońce ani wiatr, lecz właśnie biomasa jest najbardziej dostępnym odnawialnym źródłem energii w naszym kraju
Generatory prądu można kupić w każdym budowlanym markecie. Małe, duże, do wyboru, do koloru. Problem z nimi jest taki, że paliwem, z którego wytwarzają energię elektryczną, jest benzyna albo gaz. Oba surowce w większości importujemy, więc ich cena, a co za tym idzie koszty eksploatacji są dla naszych portfeli sporym obciążeniem. Nie mówiąc już o urządzeniach, które mają wyprodukować prąd dla średniej wielkości przedsiębiorstwa.
A gdyby tak wytwarzać energię elektryczną z tego, czego mamy pod dostatkiem? Na przykład z biomasy. – To nie słońce ani wiatr, lecz właśnie biomasa jest najbardziej dostępnym odnawialnym źródłem energii w naszym kraju. Jej zaletą jest wysoka wartość kaloryczna i bardzo duże, sięgające kilkunastu milionów ton, zasoby – przekonuje prof. dr hab. Dariusz Kardaś z Instytutu Maszyn Przepływowych im. Roberta Szewalskiego Polskiej Akademii Nauk w Gdańsku. To on kierował zespołem, który zaprojektował urządzenie, dzięki któremu prąd – i ciepło zarazem – można produkować z biomasy. W grę wchodzi tu paliwo stałe, czyli odpady i pozostałości po produkcji rolnej oraz leśnej – słoma, zrębki czy trociny.
Drewno spalamy od dawna, ale zdaniem prof. Kardasia wykorzystywanie go tylko do ogrzewania jest marnotrawstwem. Dlatego istotą urządzenia jest przede wszystkim wytwarzanie prądu, a ciepła przy okazji.
Cały proces zaczyna się jednak od spalania. I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że odbywa się ono bardzo wolno. W związku z tym najpierw następuje rozpad paliwa, a dopiero później spalanie, co sprawia, że kocioł emituje mniej pyłów. Gorące spaliny płyną następnie do wymiennika ciepła, który zwyczajny już nie jest. – To nowe urządzenie, które jako czynnik transportujący energię wykorzystuje powietrze – tłumaczy prof. Kardaś.
Co to zmienia? Po pierwsze, powietrze jako czynnik roboczy jest w pełni ekologiczne (w innych układach wykorzystuje się drogie związki chemiczne, które mogą zanieczyszczać środowisko). Po drugie, wymienniki pracują w wysokich temperaturach, ale ich ścianki pozostają stosunkowo chłodne – nie przekraczają 300–400 stopni Celsjusza. W nowatorskim wymienniku Instytutu Maszyn Przepływowych temperatura ścianek jest ponaddwukrotnie wyższa: od 800 do 850 stopni Celsjusza, a to zwiększa sprawność układu.
Powietrze do wymiennika zasysane jest z otoczenia i sprężane do ok. 3 barów. Tu miesza się z wodą i zostaje podgrzane przez spaliny do temperatury ok. 800 stopni. Następnie mieszanka kierowana jest z kotła do turbiny, gdzie następuje jej rozprężenie do ciśnienia ok. 1 bara i obniżenie temperatury do ok. 600 stopni Celsjusza. Na tym etapie najważniejsza jest turbina. – To bardzo zaawansowana konstrukcja, która wymagała zastosowania specjalnych materiałów i precyzyjnego dopasowania łożysk, bo rozprężające się gazy przepływają przez nią z prędkością kilkuset metrów na sekundę, a jej obroty sięgają nawet 100 tys. na minutę – mówi prof. Kardaś. Obracające się łopatki turbiny połączone są z generatorem prądu, produkując energię elektryczną. A wciąż gorące spaliny, opuszczając kocioł, podgrzewają wodę użytkową. Dwa w jednym, i to wszystko z łatwej do pozyskania biomasy.