- Jako producenci musimy ustalać ceny buraków w odniesieniu do cen innych płodów rolnych. Liczymy się zatem ze wzrostem kosztów surowca, co niestety może spowodować wzrost ceny cukru - uważa Roman Kubiak prezes zarządu firmy Pfeifer&Langen Polska produkującej cukier.

Roman Kubiak prezes zarządu firmy Pfeifer&Langen Polska produkującej cukier / nieznane
Ceny zbóż na światowych rynkach biją rekordy. Będzie to oddziaływać na cały sektor spożywczy?
Niestety tak. Wojna wstrząsnęła rynkiem zbóż, bo eksporterem jest zarówno Ukraina, jak i Rosja. Nic dziwnego, że cena pszenicy przekroczyła nawet 400 euro za tonę, a to poziom niespotykany od lat. Podobne zawirowania są na innych rynkach płodów rolnych, np. rzepaku. Te wszystkie problemy będą miały charakter długoterminowy, a na to mogą się jeszcze nałożyć trudności logistyczne. To przykłady, ale spodziewam się, że to będzie oddziaływać na cały sektor spożywczy. Również na uprawy buraka cukrowego. Rolnicy stosują tzw. zmianowanie, czyli przemienną uprawę roślin na danym polu. Innymi słowy, po roku uprawiania buraków sieją np. zboża. Przed decyzją o wyborze analizują ceny na rynku. Aby rolnicy wybrali buraka cukrowego, będą musieli otrzymać wystarczająco atrakcyjną ofertę. Na naszą korzyść działa to, że buraki cukrowe wymagają znacznie mniej nawozów, które również bardzo drożeją. Jako producenci musimy jednak ustalać ceny buraków w odniesieniu do cen innych płodów rolnych. Liczymy się zatem ze wzrostem kosztów surowca, co niestety może spowodować wzrost ceny cukru.
Jak obecna, napięta sytuacja na rynku paliw kopalnych wpływa na firmy z branży cukrowniczej?
W Pfeifer&Langen Polska korzystamy na razie przede wszystkim z węgla. Obecnie w ramach długoletniej umowy współpracujemy głównie z krajowym dostawcą, co daje nam szansę na zachowanie stabilności dostaw. Zakładamy, że nie dojdzie do drastycznych zmian, więc będziemy w stanie zaopatrzyć fabryki również w trakcie najbliższej i przyszłorocznej kampanii cukrowniczej. Od 2024 r. planujemy korzystać nie tylko z węgla jako źródła energii, lecz także z gazu. Oczywiście agresja rosyjska na Ukrainę i decyzja Unii Europejskiej o szybkim uniezależnieniu od rosyjskich paliw kopalnych postawi przed nami dodatkowe wyzwania.
Kryzys energetyczny pogłębił poczucie niestabilności?
Sytuacja jest trudna, ale nie powinniśmy ulegać panice. Wcześniej także nie żyliśmy w idealnym świecie. Wahania, nawet jeśli nieco mniejsze, były zauważalne już wcześniej. Rynek żywności przeżył wstrząs np. w 2008 r. Musieliśmy sobie z tym poradzić i przetrwaliśmy. Jako przemysł cukrowniczy przeszliśmy rewolucję w 2017 r., gdy zniesiono system kwotowy i można było produkować więcej, ale jednocześnie trzeba było liczyć się z większą rywalizacją na europejskim rynku. Musieliśmy temu podołać. Teraz koszty produkcji są bardzo wysokie, a w konsekwencji agresji na Ukrainę rosną koszty źródeł energii. To oczywiście zmusza do zastanowienia się, z jakich źródeł korzystać. Ale tym bardziej ważne jest zmniejszanie zużycia energii - od prac na polu, poprzez cukrownie, aż po logistykę i dostawy cukru do klientów. Po to, by zmniejszyć wpływ kosztów energii.
W jaki sposób?
Przede wszystkim we wszystkich zakładach prowadzimy inwestycje, które prowadzą do zmniejszenia zużycia energii. Wprowadzamy energooszczędne rozwiązania na każdym etapie produkcji, od pola po transport. Co jest dla nas bardzo ważne - to wszystko zmniejsza negatywny wpływ naszych działań na klimat i na środowisko. Realizujemy również bardzo duży projekt przebudowy energetycznej naszych zakładów. W trzech z czterech naszych cukrowni przechodzimy z węgla na gaz od 2024 r., a docelowo chcemy odejść od paliw kopalnych, jeśli będą takie możliwości.
Gaz to również paliwo kopalne.
To prawda, ale jest znacznie mniej emisyjne. Dlatego traktujemy je jako etap przejściowy do gospodarki bezemisyjnej. Wiemy, że będziemy szukać technologii pozwalających na wytwarzanie energii jak najbardziej neutralnej dla środowiska. Ale poszukiwanie i wdrażanie nowych technologii wymaga czasu.
Czy rosyjska agresja na Ukrainę nie zmienia spojrzenia na inwestycje w gaz? Wiele wskazuje na to, że również w dłuższej perspektywie będzie to paliwo zauważalnie droższe i słabiej dostępne, niż się wydawało.
Agresja Rosji na Ukrainę stwarza nowe otoczenie. To prawda. Ale gaz jest lepszym rozwiązaniem niż węgiel. Konflikt w Ukrainie prędzej czy później się skończy, a widzimy, co dzieje się z naszą planetą. Nawet jeśli gaz okaże się droższy, niż pierwotnie prognozowano, to nie warto go skreślać całkowicie. Zwłaszcza w naszym przypadku - przy ścisłym związku z rolnictwem mamy duży potencjał rozwoju biogazu z produktów ubocznych, chodzi przede wszystkim o wysłodki buraczane. Dlatego liczymy na to, że z czasem gaz ziemny zastąpimy biogazem. To zwiększa opłacalność i sprawia, że poczynione obecnie inwestycje są perspektywiczne. Chcę też podkreślić, że jako biznes nie powinniśmy wykorzystywać obecnej sytuacji do tego, by odchodzić od strategii, które mają nas prowadzić do obniżania naszego wpływu na klimat. Traktowanie wojny w Ukrainie jako pretekstu do powstrzymania zielonej transformacji byłoby nie tylko cyniczne, lecz także szkodliwe dla środowiska naturalnego. Negatywne zmiany klimatu zagrażają również działalności gospodarczej. Także naszej.
Widać to również w Polsce?
Oczywiście. Nie trzeba szukać daleko. Przez cały marzec nie mieliśmy ani kropli deszczu, pola są wysuszone. Jeszcze w czasach mojej młodości nie wyobrażałem sobie takiej sytuacji. Doświadczamy tego wszyscy. A jeśli nie zrobimy nic, będzie tylko gorzej. Zmiany korzystne dla klimatu i środowiska są często również korzystne dla samego biznesu. Wymuszają poszukiwania rozwiązań na rzecz większej oszczędności energii i wzrostu efektywności.
We współpracy z rolnikami wprowadzamy nowe technologie uprawy buraka polegające m.in. na radykalnym obniżeniu liczby przejazdów przez pole. Zużywamy dzięki temu mniej paliwa. Skutkiem jest nie tylko niższa emisja, lecz także polepszenie urodzajności gleby. Wykorzystanie tej technologii pozwala również zmniejszyć poziom nawożenia, ponieważ efektywności nawozów jest wyższa. Staje się to niezwykle ważne w obecnej sytuacji, gdy ceny nawozów są najwyższe od wielu lat.
Nowoczesne metody uprawy buraka cukrowego prowadzą również do zwiększenia zawartości próchnicy w glebie. Próchnica wiąże dwutlenek węgla i dzięki temu zmniejszamy emisję w całym procesie produkcji cukru. Zakładamy, że niebawem będziemy mogli wprowadzić zielone certyfikaty dla rolników. Będą dowodem na zmniejszenie wpływu na środowisko i mogą być źródłem dodatkowych przychodów. To jedyna droga, którą powinno podążać rolnictwo.
Pamiętajmy, że zmieniają się również konsumenci. Coraz ważniejsze jest dla nich, w jaki sposób powstają produktu spożywcze. Czy produkcja odbywa się z poszanowaniem środowiska, czy opakowania mogą zostać poddane recyklingowi, czy firma naprawdę dba o otoczenie, a nie uprawia tzw. greenwashing. To również zachęca do wprowadzania zmian korzystnych dla klimatu i środowiska.
Jednocześnie część rolników zauważa, że unijna strategia „Od pola do stołu”, zakładająca zwiększenie udziału ekologicznej produkcji czy zmniejszenie nawożenia, doprowadzi do spadku efektywności.
Możemy negować unijne strategie, tylko musimy sobie odpowiedzieć na pytanie, czy nas jako ludzkość na to stać. Musimy znaleźć rozwiązania prowadzące do ograniczania wpływu rolnictwa na środowisko. Można zastosować wiele nowoczesnych metod prowadzących do ograniczenia stosowania nawozów przy zachowaniu ich efektywności. Da się zmniejszać ilość środków ochrony roślin, poprawiając jednocześnie ich efektywność - np. poprzez stosowanie ich o określonej porze dnia przy odpowiedniej wilgotności roślin. Chodzi o to, żeby znajdować takie rozwiązania, które nie pogarszają jakości gleby, a nawet ją poprawiają. Różnicę może stanowić nawet rodzaj używanego ogumienia do maszyn rolniczych - jedne degradują glebę, inne nie. Ważne jest ograniczenie liczby zabiegów uprawowych na polu, bo każdy zabieg uprawowy to strata ok. 10 proc. wilgoci. Dlatego my promujemy uprawę pasową, która zmniejsza liczbę przejazdów przez pole. Ale by to robić, konieczna jest specjalistyczna wiedza, wtedy można zdziałać bardzo dużo. Niestety często zamiast otworzyć się na modernizację, od razu krytykujemy nowe pomysły Brukseli. A to nie są wymysły z zagranicy, nasze działania powinny być pochodną dziejowych konieczności.
Wspominał pan o trendach wśród konsumentów. Branża nie obawia się, że jednym z coraz powszechniejszych będzie wybieranie produktów bez cukru?
Pytanie, czy jesteśmy w stanie przestać spożywać słodkie produkty. Wydaje się, że mimo wszystko nie. Wyparcie cukru może nastąpić na rzecz innych składników wpływających na odczucie słodyczy. Ale czy faktycznie są one lepsze dla zdrowia niż cukier? Odpowiedzieć będą musieli sami konsumenci.
Opłata cukrowa zauważalnie obniżyła popyt?
Konsumenci cukru są dziś świadomi i dbają o zrównoważenie swojej diety. Zazwyczaj jest on jednym z wielu jej elementów - nie zdarza się raczej, by ktoś objadał się cukrem. To tłumaczy, dlaczego opłata nie zachwiała rynkiem. Ma swoje znaczenie, ale trudno mówić o dużym spadku popytu. Myślę, że sam cukier nie jest problemem większym niż bardzo powszechny brak ruchu.
Rząd chce też umacniać wpływ rolników na dużych odbiorców. O to upominają się protestujący, stąd też pomysł na utworzenie Krajowej Grupy Spożywczej. Jak postrzega pan te postulaty jako człowiek będący po drugiej stronie barykady?
Trudno mieć pretensje do ustawodawcy, że próbuje coś z tym zrobić i wzmocnić pozycję dostawców. Przemysł cukrowniczy ma małe pole manewru - burak cukrowy to w 75 proc. woda, nie wchodzi w grę sprowadzanie surowca z daleka. A to sprawia, że przemysł cukrowniczy działa lokalnie. Musimy porozumieć się z rolnikami, żeby chcieli uprawiać buraki i nie rezygnowali z nich na rzecz innych upraw. W naszej firmie od wielu lat prowadzimy dialog z plantatorami i w drodze rozmów zawsze znajdujemy rozwiązania korzystne dla obu stron. ©℗
Rozmawiał Grzegorz Kowalczyk