Umocnienie naszej waluty do euro to realny scenariusz. Dla gospodarki byłaby to zła wiadomość
/>
W ciągu ostatnich dwóch tygodni złoty zyskał do europejskiej waluty ok. 6 gr. Według wyliczeń Bloomberga w tym miesiącu to właśnie on umacniał się najbardziej spośród 24 walut rynków wschodzących monitorowanych przez agencję. W ostatnich dniach euro było najtańsze od początku października (wczoraj płacono za nie ok. 4,18 zł).
Analitycy, z którymi rozmawialiśmy, wskazują, że ostatnie umocnienie być może nie należy do największych, ale zwracają uwagę na kontekst, w jakim nastąpiło. Złoty zyskuje od połowy listopada i początek tej tendencji zbiega się w czasie z publikacją przez GUS danych o wzroście gospodarczym w III kw. Danych zaskakująco dobrych – PKB wzrósł o 3,3 proc., ekonomiści spodziewali się raczej wyhamowania do 2,8 proc. Inwestorzy mogli uznać, że dla większości Rady Polityki Pieniężnej to wystarczy, by zagłosować przeciwko obniżkom stóp procentowych. I rzeczywiście, z wypowiedzi niektórych członków RPP można wnioskować, że o obniżki będzie trudno. Utrzymywanie stóp wyraźnie wyższych niż np. w strefie euro może być jednym z czynników przyciągających zagraniczny kapitał szukający zysków do inwestowania w Polsce, co w naturalny sposób zwykle powoduje wzrost wartości złotego.
Przemysław Kwiecień, analityk X-Trade Brokers, zwraca uwagę, że mocny wzrost i wysokie stopy to jedna z przyczyn, dla których złoty już nie traci na wartości, gdy euro słabnie wobec dolara. A tak się dzieje – w ostatnim miesiącu euro potaniało z ponad 1,27 do 1,25 dol. – Inwestorzy nie mają powodu, żeby w takiej sytuacji sprzedawać złotego za euro, a w przeszłości tak było. Inna przyczyna to wielokrotne testowanie przez rynek poziomu 4,2375 zł za euro zakończone niepowodzeniem. Ta bariera okazała się nie do przejścia, co dla niektórych mogło być powodem wyprzedaży euro za złote. No i kolejny czynnik – obniżka stóp procentowych w Chinach, co poprawiło nastawienie inwestorów do wszystkich rynków wschodzących – tłumaczy Kwiecień.
Piotr Kalisz, ekonomista Banku Handlowego, obstawia jeszcze jeden powód: aktywność Ministerstwa Finansów na rynku walutowym w ostatnich tygodniach. Według niego resort wymieniał waluty przez rynek, a nie w NBP, co mogło umacniać krajową walutę.
Rafał Benecki z Banku ING uważa, że dalsze umocnienie złotego do euro jest realne. Dlatego nie dziwią go ostatnie wypowiedzi prezesa NBP Marka Belki. Szef banku centralnego przed kilkoma dniami powiedział w rozmowie z Agencją Reutera, że obawia się umocnienia złotego do euro, bo zaszkodziłoby to wzrostowi gospodarczemu.
– Gdy RPP jest niechętna obniżkom, to zarząd NBP w naturalny sposób zaczyna większą uwagę przykładać do kursu złotego. To jeden z ostatnich elementów, których bank może użyć, żeby poprawić konkurencyjność gospodarki. I podnieść nieco inflację. Można się spodziewać, że podobnych wypowiedzi będzie coraz więcej – twierdzi Benecki.
Wszyscy eksperci są zgodni, że wyraźne umocnienie złotego byłoby niekorzystne przede wszystkim dlatego, że mogłoby pogłębić spadek inflacji. I tak mamy z nią problem: od kilku miesięcy wskaźnik jest ujemny, w październiku wyniósł minus 0,6 proc. Mocny złoty to tańszy import. W skrajnym przypadku utrzymywanie się spadku cen w gospodarce przez dłuższy czas to rosnące ryzyko wystąpienia zjawisk recesyjnych – np. spadku przychodów przedsiębiorstw, co w następnym etapie ograniczałoby inwestycyjny zapał firm.
– Na razie wydaje się, że nie grozi nam scenariusz japoński, gdzie długoletnia deflacja wpędziła gospodarkę w recesję, z której trudno ją wyprowadzić. Ale każdy czynnik, który może spychać inflację w dół, jest negatywny i trzeba go brać pod uwagę – ocenia Rafał Benecki.
– Na szczęście mamy korzystną sytuację na rynku pracy, spada bezrobocie, a niska inflacja zwiększa realnie dochody. Jednak trzeba pamiętać, że im dłużej będzie się utrzymywać niska inflacja, tym większe prawdopodobieństwo, że gospodarstwa domowe będą zakładać jej dalszy spadek w przyszłości, co też ma swoje negatywne konsekwencje – dodaje Piotr Kalisz.
Mocny złoty względem euro może też bezpośrednio uderzać we wzrost gospodarczy. Jak? Osłabiając konkurencyjność cenową polskich towarów sprzedawanych w Eurolandzie, gdzie rynek jest szczególnie trudny ze względu na słaby popyt będący skutkiem stagnacji gospodarczej. Do strefy euro trafia dziś prawie 54 proc. naszego eksportu.
Eksperci nie są jednak zgodni co do skali aprecjacji złotego w przyszłości. Według Rafała Beneckiego można zakładać, że niebawem za euro zapłacimy 4,08–4,10 zł, co byłoby już sygnałem do niepokoju dla banku centralnego. Ekonomista nie wierzy w skuteczność słownych interwencji NBP w sytuacji, gdy w strefie euro coraz głośniej mówi się o ilościowym luzowaniu polityki pieniężnej. Inni analitycy oczekują umocnienia, ale są ostrożni w wycenach. Raiffeisen Polbank obstawia, że przed końcem roku za euro będziemy płacić 4,15 zł. O kilkuprocentowej aprecjacji mówi zaś Piotr Kalisz z Handlowego.
Największym sceptykiem jest Przemysław Kwiecień z XTB. – Nie sądzę, by umocnienie złotego postępowało przez dłuższy czas w takim tempie jak przez ostatnie dni. Globalne czynniki – jak np. zaostrzanie polityki pieniężnej w USA – na dłuższą metę mogą szkodzić walutom krajów wschodzących, gdy będzie następował odpływ kapitału w kierunku dolara – mówi analityk.