Nasze firmy windykacyjne ostrzą sobie zęby na złe kredyty sprzedawane masowo przez rosyjskie banki. Do wzięcia są pakiety warte miliardy euro, niemniej ryzyko jest ogromne
Kurs rosyjskiego rubla do głównych walut / Dziennik Gazeta Prawna
Piotr Soroczyński ekonomista Korporacji Ubezpieczeń Kredytów Eksportowych / DGP / Wojtek Gorski
Ponad 500 mld rubli – tyle może wynieść według szacunków rosyjskiej prasy wartość wierzytelności, jakie banki w Rosji przekażą w tym roku firmom windykacyjnym. To o blisko 100 mld rubli więcej niż w ubiegłym roku. W samym III kw. rosyjscy bankierzy wystawili na sprzedaż złe kredyty warte 120 mld rubli. Przeliczając to po obecnym kursie (58,5 rubla za euro), wartość tego długu wyniosła ok. 2 mld euro. To tyle, ile polskie banki są w stanie sprzedać przez rok.
Banki w Rosji wyprzedają swoje wierzytelności, bo stanęły pod ścianą. Jeden ze skutków zachodnich sankcji to duże problemy z uzyskaniem finansowania – zagraniczny kapitał odpływa. Widać po przecenie rubla: w ciągu roku stracił on na wartości 33 proc. wobec euro i 43 proc. do dolara. Bank Rosji próbował ratować sytuację, podnosząc stopy procentowe, ale tylko pogorszył swoje położenie, bo przez wyższe stopy wzrosły koszty pozyskiwania finansowania. Sprzedaż słabo spłacających się kredytów to sposób na pozyskiwanie pieniędzy. Tym bardziej że centralny bank Rosji zwiększył wielkość rezerw, jakie muszą one tworzyć na niespłacane kredyty, a takie rezerwy przekładają się na zmniejszenie zysków. Dla przykładu: rezerwy dla pożyczek z opóźnieniem w spłacie od 31 do 90 dni wynoszą 20 proc. wartości długu, a dla tych z opóźnieniem od 91 do 180 dni – 50 proc. Dla niezabezpieczonych kredytów konsumenckich z opóźnionych powyżej 360 dni teraz tworzy się stuprocentową rezerwę. Dla najmłodszych złych kredytów (przeterminowanie do 30 dni) rezerwa wzrosła z 3 do 6 proc.
Efekt to wystawianie na sprzedaż długów o coraz krótszym przeterminowaniu. Według gazety „Izwiestia” jeszcze w 2012 r. banki przekazywały windykatorom kredyty z opóźnieniem w spłacie do 90 dni. Rok temu ten termin skrócił się już do 60 dni, a teraz jest to 45 dni. Dodatkowym powodem pozbywania się złych kredytów jest to, że banki mają coraz większy problem z wyegzekwowaniem spłat. W tekście opublikowanym kilka tygodni temu gazeta podawała – powołując się na rosyjskich windykatorów – że od początku tego roku wyraźnie pogorszyła się moralność płatnicza rosyjskich kredytobiorców. Wartość przeterminowanych pożyczek będzie rosnąć, bo i poziom przekredytowania klientów banków też jest wysoki. Co dziesiąty dłużnik ma do spłacenia nawet pięć kredytów. Według opublikowanych wczoraj danych firmy doradczej Sekwoja problem z regulowaniem swoich zobowiązań może mieć aż 49 proc. obywateli.
Dla firm windykacyjnych to gratka – również dla polskich spółek, które próbują szczęścia na rosyjskim rynku. Kamil Karpicki z Kredyt Inkaso mówi, że przy tak świeżym długu szanse na zysk są spore, bo dużo łatwiej skontaktować się z dłużnikiem i ustalić z nim warunki spłaty. – To bezpośrednio przekłada się na krótszy czas zwrotu z inwestycji. Ceny z uwagi na wielkość tego rynku i ograniczoną konkurencję kształtują się na bardzo atrakcyjnym poziomie, co oczywiście przekłada się na wyższe rentowności niż te osiągane na rynku polskim – mówi.
Według niego rynek rosyjski ma przed sobą wielką przyszłość, bo złych kredytów w systemie bankowym systematycznie przybywa. Oficjalne dane mówią, że stanowią one ok. 4–5 proc. całego portfela kredytowego, ale eksperci szacują, że może to być nawet 13–15 proc. Według Karpickiego kryzys finansowy wywołany przez zachodnie sankcje przyspiesza proces czyszczenia portfeli w rosyjskich bankach.
– Przez najbliższe 3–4 lata na rynku będzie dużo portfeli do kupienia. Obecnie ten rynek jest dwukrotnie większy niż polski, a różnica ta na korzyść Rosji może tylko wzrosnąć – uważa.
Kredyt Inkaso nie należy do tuzów na rosyjskim rynku, obecnie obsługuje długi o wartości ponad 200 mln zł. Ta skala ma systematycznie rosnąć. Jak szybko? To ma zależeć od sytuacji politycznej. – Dziś podchodzimy z ostrożnością do dużych inwestycji, ale w momencie poprawy sytuacji na pewno zwiększymy tam swoje zaangażowanie – deklaruje Kamil Karpicki.
O ostrożnym inwestowaniu mówią też w Grupie Presco, która także rozwija swój biznes na Wschodzie. Wojciech Andrzejewski, wiceprezes spółki, uważa rosyjski rynek za perspektywiczny: podaż długów jest coraz większa, ich okres przeterminowania się skraca, a ceny są mniej więcej trzykrotnie niższe niż w Polsce. Ale niskie ceny to, jego zdaniem, w dużym stopniu „zasługa” wysokiej szkodowości oferowanych na sprzedaż kredytów oraz spodziewanej słabszej skuteczności windykacji w związku z kryzysem gospodarczym w Rosji.
– Dodatkowo w Rosji mechanizmy prawne regulujące windykację należności na drodze sądowej i egzekucyjnej są mniej efektywne niż w Polsce. W tak dużym kraju wyższe są także koszty dotarcia do dłużnika. Dlatego, choć potencjał rynku jest duży, prowadzenie tam działalności w branży windykacyjnej to nie jest bułka z masłem – mówi Andrzejewski.
Presco nie może się jeszcze pochwalić wymiernymi efektami swojej działalności w Rosji, liczy na to, że wierzytelności kupowane teraz zaczną przynosić zyski w przyszłości. Spółka dopiero tworzy swój rosyjski portfel.
– Biorąc pod uwagę obecną sytuację geopolityczną w Rosji, postanowiliśmy być bardziej ostrożni i w efekcie okres pilotażowy się wydłużył. Niemniej jednak dalej chcemy rozwijać się na tym rynku – mówi wiceprezes.
OPINIA
Inwestowanie na Wschodzie zawsze charakteryzowało się tym, że potencjalny zysk był równie wysoki co ryzyko. W tej chwili to ryzyko wzrosło. Nie wykluczam, że jeśli ktoś jest dobry w swojej dziedzinie i zna specyfikę rosyjskiego rynku, to może tam odnieść sukces. Ale trzeba dobitnie podkreślić, że to nie jest kierunek dla wszystkich. Odradzałbym to osobom chcącym np. powierzyć swoje pieniądze jakiejś instytucji obiecującej krociowe zyski w Rosji. Inwestowanie w tamtejsze aktywa finansowe to dziś ruletka. Oczywiście można wyobrazić sobie scenariusz, w którym rubel jest już tak tani, że w końcu jego kurs zaczyna rosnąć. Ale kto da gwarancję, że już osiągnęliśmy dno, a nie że jest ono dopiero przed nami? Co do kupowania długów w Rosji – najmniej ryzykowne byłoby kupowanie tych zabezpieczonych, np. hipotekami. Wyszukiwanie takich okazji ma sens. Natomiast trudno mi powiedzieć, czy ktoś z Polski tak dobrze się porusza po tym rynku, żeby kupować dług niezabezpieczony i na tym zarabiać.