Opóźnienie w certyfikacji gazociągu i ignorowanie przez Gazprom aukcji na przesył spowodowały szybki wzrost cen surowca.

Gazprom w poniedziałek nie wziął udziału w aukcji na grudniowy przesył gazu przez Polskę. Zrezygnował również z rezerwacji przez Ukrainę i Słowację. Można było przypuszczać, że to próba wywarcia presji, by szybciej uruchomić Nord Stream 2 (NS2) – gazociąg, który zdaniem Rosjan znacznie zmniejszyłby deficyty gazu w Europie.
Niemiecka Federalna Agencja ds. Sieci (BNetzA) zatrzymała jednak jego certyfikację z przyczyn formalnych – operatorem infrastruktury nie może być, tak jak planowano, podmiot zarejestrowany w Szwajcarii. Warunkiem uzyskania pozwolenia będzie utworzenie niemieckiej spółki córki. Jak poinformowała agencja, proces ten już się rozpoczął.
Fiasko szybkiego uruchomienia NS2 mogłoby skłonić Gazprom do zwiększenia przesyłu dostępnymi kanałami. Rosyjski koncern wciąż bowiem może skorzystać z rezerwacji poprzez aukcje dzienne. Tak jednak wcale nie musi się stać.
– Ograniczanie przesyłu lądowego i wytworzenie atmosfery, w której NS2 jest postrzegany przez rynek jako jedyne skuteczne rozwiązanie na niedobory, to sukces Rosjan. Zastrzeżenia niemieckiego regulatora w procesie certyfikacji to kwestia techniczna, bez większego znaczenia dla całości inwestycji. Sugestie o tym, że zaraz po otrzymaniu zezwoleń NS2 będzie mógł zostać uruchomiony i tym samym poprawi sytuację na rynku, są zresztą nieprawdziwe. Zapełnianie infrastruktury to proces, który może potrwać nawet kilkanaście tygodni – mówi Agata Łoskot-Strachota, ekspert ds. energetyki w Ośrodku Studiów Wschodnich.
Wizja jeszcze bardziej uszczuplonych dostaw na Stary Kontynent wywołała wzrost cen na rynku. W reakcji na opóźnienia i mniejsze dostawy Jamałem na holenderskiej giełdzie TTF ceny są już o prawie 45 proc. wyższe niż pod koniec października. Rynek boi się, że dojdzie do dalszego spadku zapasów magazynowych w newralgicznym okresie zimowym.
– Gazprom wciąż wywiązuje się ze swoich długoterminowych zobowiązań. Ceny najprawdopodobniej będą jednak dalej rosnąć, bo europejskie magazyny mają duże braki, a poziom tych należących do spółki jest na rekordowo niskim poziomie. W UE mogą wystąpić niedobory gazu w przypadku wyjątkowo mroźnej zimy i wysokiego zapotrzebowania – tłumaczy ekspertka OSW.
Obecne zapełnienie magazynów w Europie wynosi ok. 74 proc. W Polsce wciąż utrzymuje się na wysokim poziomie, prawie 96 proc. Jednak część państw jest w gorszej sytuacji – w Austrii to niewiele ponad 52 proc., w Holandii niespełna 61 proc., a w Niemczech prawie 69 proc.
Mniejsze rezerwacje to zupełne odwrócenie dotychczasowych deklaracji rosyjskiej firmy. Jeszcze niedawno Gazprom informował, że będzie uzupełniał europejskie braki. – W ostatnich dniach zdaje się jednak działać zupełnie odwrotnie. Zamęt na rynku i windowanie cen w górę jest jednak w jego interesie. W ten sposób daje do zrozumienia, że system krótkoterminowych kontraktów może być nieefektywny i warto wrócić do korzystniejszych dla spółki długoletnich porozumień – podkreśla Łoskot-Strachota.
Marcin Roszkowski z Instytutu Jagiellońskiego zwraca uwagę, że uruchomienie NS2 będzie okazją do demonstracji, jak wiele znaczy rosyjski gaz dla kontynentu. – Jestem przekonany, że po uruchomieniu gazociągu Rosja na jakiś czas zwiększy przesył gazu do Europy, a ceny spadną o kilkanaście procent. W ten sposób propagandowo udowodni, jak ważna to infrastruktura – mówi.
Napięcia na granicy polsko-białoruskiej i groźby Aleksandra Łukaszenki o ewentualnym wstrzymaniu tranzytu surowca mogą być kolejnym argumentem Rosjan za tym, że transport morski w ramach NS2 jest lepszym rozwiązaniem. Przekaz ten wzmacnia deklaracja Mińska o nieplanowanym, przymusowym remoncie ropociągu „Przyjaźń”, który ograniczy przepływ przez następne trzy dni. I choć jak tłumaczy PERN, tłoczenie nie powinno radykalnie spaść, to naprawę można interpretować jako sygnał związany z trwającym kryzysem politycznym.