- Nie jest tak, że dyktujemy ceny. Nie jest też tak, że Orlen robi ogromny biznes na sprzedaży paliwa na krajowych stacjach - uważa Daniel Obajtek, prezes Orlenu.

Ceny benzyny na stacjach przekraczają już 6 zł za litr, a klienci obawiają się, że przekroczona zostanie bariera 7 zł. Jakie są prognozy Orlenu? Będzie drożej czy taniej?
Jest wiele czynników wpływających na cenę paliw, bo to nie tylko kurs dolara i ceny baryłki. Niewiadomą są też dalsze decyzje OPEC dotyczące wydobycia. W normalnych warunkach letni okres największego zużycia paliw powinniśmy mieć już za sobą, ale widzimy, że obecnie się przedłuża – to efekt odbicia rynków po pandemii. Fakt, że ceny frachtów po rekordowych skokach minimalnie spadają, zdaje się dobrą wróżbą. Sytuacja powinna się stabilizować, bo skoro gospodarka na świecie studzi się, to i zapotrzebowanie na ropę będzie mniejsze, co sprawi, że ceny zaczną się normować.
Akurat w Polsce zrobiono wszystko, aby ceny były jednymi z najniższych w Europie. Gdyby nie działania polskiego rządu walczącego z mafiami paliwowymi i optymalizacje podejmowane przez Orlen, to ceny już dawno przekroczyłyby 7 zł za litr. Dzięki rządom Prawa i Sprawiedliwości oraz naszym decyzjom Polska ma dziś jedne z najniższych cen paliw w Europie. Wystarczy spojrzeć na zagranicę, nawet tam, gdzie mamy swoje rafinerie, żeby przekonać się, że taniej jest tylko w Bułgarii i Rumunii, a i tak niewiele. Drożej jest na Słowacji, w Czechach, na Litwie. Już nie mówiąc o Grecji czy Niemczech. Wszystkie koncerny naftowe kupują ropę na tym samym rynku ‒ niezależnie od tego, czy pochodzą z Polski, Francji czy Hiszpanii. A to my mamy jedne z najniższych cen paliw.
Ważna jest też siła nabywcza.
To prawda, dlatego dobrze odnieść obecną sytuację do tej sprzed niespełna dekady. W 2012 r. benzyna na stacjach również osiągała 6 zł. Wtedy cena baryłki ropy przekraczała ok. 100 dol., ale kurs dolara wynosił niewiele powyżej 3 zł. Teraz ropa jest tańsza i kosztuje ok. 85 dol. za baryłkę, ale dolar zbliża się do 4 zł. Trzeba pamiętać, że koszty to nie tylko baryłka ropy, lecz także przerób czy certyfikaty emisji CO2. To wszystko się liczy i jest droższe niż w 2012 r. Nasi pracownicy też zarabiają więcej niż kiedyś. Z perspektywy klienta widać jednak też korzystną różnicę ‒ jesteśmy bogatszym społeczeństwem niż w 2012 r. Wtedy minimalna stawka godzinowa wynosiła ok. 9 zł. Teraz wynosi ok. 18 zł. Najniższa ówczesna pensja to ok. 1600 zł, teraz 2800 zł, średnia wówczas to ok. 3700 zł, teraz ok. 6 tys. zł. Przeciętny Polak w porównaniu do 2010 r. za średnią pensję może kupić o ok. 60 proc. więcej benzyny. W Niemczech ten wynik to tylko 28 proc.
Hurtowe i detaliczne marże na paliwach w Orlenie są wyższe niż rok czy dwa lata temu.
Staramy się tak kształtować ich poziom, by był bezpieczny dla firmy i odpowiedni dla gospodarki. Nie mamy celu w tym, by sztucznie podnosić ceny dla polskich kierowców i nigdy tak nie działaliśmy.
Reagujemy więc tyle, na ile się da. Choć oczywiście my też mamy swoje plany finansowe i inwestycyjne, które musimy realizować z myślą o przyszłości. Trzeba jednak pamiętać, że działamy w konkurencyjnym otoczeniu, nie jesteśmy monopolistą na polskim rynku. Orlen posiada 60 proc. rynku hurtowego, część paliwa sprowadzana jest spoza Polski. Nie jest tak, że dyktujemy ceny. Nie jest też tak, że Orlen robi ogromny biznes na sprzedaży paliwa na krajowych stacjach. Około 60 proc. naszych przychodów pochodzi z rynków zewnętrznych. A przychód detaliczny stanowi ok. 15 proc. całości, przy czym same paliwa to 12 proc.
Co pan zatem sądzi o pomyśle zmniejszenia akcyzy w celu obniżki cen paliw?
Często wskazuje się na to rozwiązanie, jakby miało być cudownym lekarstwem. Trzeba jednak wiedzieć, że w Polsce już teraz jest najniższa akcyza, jaka może być. Unia Europejska zakłada jej minimalne pułapy i takie mamy choćby w oleju napędowym. W innych paliwach brakuje 4‒5 gr do tego poziomu. Bardziej obniżyć już się po prostu nie da. Gdyby to zrobiono, podniosłoby się larum, że Polska nie przestrzega unijnego prawa.
Są inne instrumenty do obniżki cen paliw?
Tak i już je wykorzystujemy. Na 85 proc. stacji Orlenu ceny paliw podstawowych wciąż są poniżej 6 zł. Reszta to stacje prywatne, choć pod naszą marką. My robimy, co możemy, czyli podejmujemy takie działania biznesowe, które przekładają się na oszczędności kosztowe. Na przykład akwizycje, które przeprowadzamy. Mówi się o naszych wielkich akwizycjach, ale są też mniejsze. Rok temu odkupiliśmy OTP ‒ największego przewoźnika paliw ciekłych w Polsce z ok. 300 autocysternami. Bez tej spółki moglibyśmy mieć podobne problemy z transportem, jakie mają dziś Brytyjczycy. Ta transakcja na pewno pozwoli nam ograniczyć koszty logistyki.
Skąd ujednolicenie cen na stacjach Orlenu? W Warszawie kiedyś rozstrzał cenowy był dużo większy, niż jest teraz.
Nigdy ceny na wszystkich stacjach nie będą takie same. W różnych miejscach w Polsce mamy odmienne koszty lokalizacji czy amortyzacji danej stacji ‒ wybudowanie stacji na gruntach w Warszawie czy tutejsze koszty pracy zasadniczo się różnią od tych, jakie są w innych częściach kraju. W grę wchodzą też kwestie mikrorynków, odległości od baz. To bardzo indywidualna kwestia i nie da się przykładać jednej miary.
Niedawno na antenie RMF FM prezes PiS Jarosław Kaczyński w kontekście drogich paliw mówił: „Sugerowałbym, żeby różnego rodzaju podmioty gospodarcze trochę ograniczyły swoją ekspansję dochodową”. Odnosi pan to do Orlenu?
I tak właśnie działamy. Oczywiście w ramach, na jakie pozwalają nam warunki rynkowe. Chcielibyśmy tańszych paliw, bo wiemy, że wysokie ceny studzą całą gospodarkę. A nam zależy na tym, by kraj rozwijał się jak najszybciej. Nasze działania, o których wspomniałem wcześniej, właśnie temu służą. Rafinerie pracują lepiej niż za czasów Platformy Obywatelskiej ‒ i to nie jest politykierstwo, tylko fakt. Pracujemy na 90 proc. zdolności, by zaspokoić oczekiwania rynku. Wciąż modernizujemy rafinerie, by zwiększały efektywność ‒ produkowały jak najmniej ciężkich olejów, a jak najwięcej wartościowych paliw. Niedawno byłem na Litwie, tam też poprawiamy parametry. Dywersyfikujemy źródła ropy ‒ już 50 proc. ropy do płockiej rafinerii nie płynie ze Wschodu.
Wysokie ceny nie tylko ropy, ale też gazu komplikują działalność grupy? Część zagranicznych producentów nawozów z tego powodu zdecydowała się na ograniczenie produkcji. Należący do Orlenu Anwil też tak zrobi?
Wysokie ceny gazu ziemnego są wyzwaniem dla całej gospodarki. Grupa Orlen wykorzystuje gaz zarówno do produkcji rafineryjnej i petrochemicznej, jako surowiec w energetyce, jak i do produkcji nawozów sztucznych w Anwilu, gdzie gaz ziemny stanowi kluczowy koszt. Pomimo wysokich cen surowców nie przewidujemy wstrzymania bądź ograniczenia produkcji w Anwilu. Widzimy, że decyzje części fabryk o przerwaniu normalnego funkcjonowania wywołały jeszcze większy wzrost cen, bo nawozów zaczęło brakować. To nie jest dobry kierunek, bo tracilibyśmy rynek na rzecz importu z Rosji czy Ukrainy. Nie wyłączymy produkcji, choć marże na nawozach są minimalne.
Nie tylko nie wygasimy produkcji, ale chcemy też ją zwiększyć ‒ mamy zaawansowaną w 70 proc. inwestycję w nawozy azotowe, dzięki którym zwiększymy zdolności o 50 proc. ‒ to 0,5 mln ton w ciągu roku, oraz poprawimy efektywność produkcji. Zakładamy, że wkrótce ceny gazu ziemnego ustabilizują się, a wraz z nimi ceny nawozów sztucznych.
Wyższe ceny gazu nie zmienią opłacalności inwestycyjnej bloku gazowego w Ostrołęce?
Elektrownię buduje się w perspektywie kilkunastu lat, więc nagły skok cen nie zmienia zasadniczych wyliczeń. Biorąc pod uwagę kierunki rozwoju energetyki, uważamy, że projekt będzie rentowny. Dynamiczny rozwój odnawialnych źródeł energii charakteryzujących się nieprzewidywalnością produkcji zależną głównie od warunków pogodowych wymusza konieczność budowy magazynów energii lub źródeł o dużej regulacyjności i dyspozycyjności. Magazyny energii są nadal rozwiązaniem bardzo drogim, więc budowa źródeł gazowych jest konieczna ze względu na zapewnienie stabilnej pracy systemu.
Z iloma potencjalnymi nabywcami aktywów Lotosu trwają dziś rozmowy? Czy listopadowy termin ogłoszenia nabywcy zostanie dotrzymany?
Niedawno osiągnęliśmy kolejny istotny kamień milowy ‒ walne zgromadzenie Lotosu poparło działania niezbędne dla realizacji środków zaradczych, a tym samym opowiedziało się za fuzją. To bardzo ważne wydarzenie, zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę fakt, że Skarb Państwa nie jest jedynym właścicielem Lotosu. Międzynarodowe fundusze, które mają bardzo szczegółowo przeanalizowaną sytuację globalną, poparły ten proces. Eksperci i analitycy również sądzą, że to niezbędna operacja. W zakresie środków zaradczych rozmawiamy z różnymi partnerami ‒ jest ich kilku. Chcemy wynegocjować jak najlepsze warunki, bo nie chodzi o samo zbycie aktywów, lecz o zawiązanie współpracy w innych obszarach biznesowych. To również trzeba uwzględnić w wycenach. Cały proces posuwa się naprzód, ale trudno wskazać konkretną cenę czy termin zamknięcia transakcji. Po wyborze przez nas partnera musi on zostać oceniony przez Komisję Europejską. Nie wiemy, ile to potrwa.
Czy wybrany nabywca będzie na tyle silny, by wpływać na ceny paliw w Polsce?
Nabywca lub nabywcy ‒ niebawem ujawnimy, kto to będzie. Partnerzy, bez względu na to, kto ostatecznie zostanie wybrany, zapewniać muszą konkurencję na rynku. Jest to główny aspekt brany pod uwagę przy konstruowaniu środków zaradczych przez Komisję Europejską, który regulator będzie oceniał przy finalnym badaniu wpływu połączenia na rynek. Proszę pamiętać, że biznesu nie robimy tylko na paliwach, ale też petrochemii czy energetyce. A w przyszłości tradycyjne paliwa w ogóle przestaną być istotne. Na specyfikę partnera trzeba zatem patrzeć pod kątem długoterminowego rozwoju.
Czy sama transakcja, ze względu na koszty jej przeprowadzenia, też będzie najdroższą fuzją w Polsce?
Wszystkie procesy związane z fuzją prowadzimy z należytą starannością, również po stronie kosztów, ale jeśli ktoś chciałby zrobić tę fuzję za darmo, to droga wolna. Nie jest tajemnicą, że korzystamy z doradców, których wyróżnia globalne doświadczenie. Zapewniam, że ten proces wcale nie jest droższy od innych tego typu dokonywanych w Europie. Nie zapłacimy za niego ani mniej, ani więcej.