Duże firmy nie wyciągały ręki po publiczną pomoc w czasie pandemii tak chętnie jak małe, bo było to bardzo trudne.

Z końcem września skończył się nabór uzupełniający do Tarczy Finansowej Polskiego Funduszu Rozwoju (PFR) dla Dużych Firm. Jak dowiedział się DGP, zgłosiło się zaledwie 95 podmiotów, które zawnioskowały w sumie o ok. 800 mln zł. Obecnie trwa analiza wniosków. Powinna się zakończyć do końca tego roku. Można jednak przyjąć, że – podobnie jak przy poprzednim naborze – nie wszyscy zostaną zakwalifikowani.
Jednak nawet jeśli w drugim naborze wszystkie wnioski zostaną zaakceptowane, to pula rządowej pomocy dla dużych firm wyniesie łącznie maksymalnie 4,6 mld zł, czyli niecałe 20 proc. założonego wstępnie limitu. Ze wsparcia skorzysta zaś najwyżej ponad 230 spośród z górą 600 przedsiębiorstw, które zgłosiły się po pomoc. Dla porównania – w kraju mamy więcej niż 3,5 tys. firm kwalifikujących się do kategorii dużych.
Od czerwca 2020 r., w pierwszej edycji Tarczy Finansowej PFR dla Dużych Firm, złożonych zostało ok. 500 wniosków na 17,4 mld zł. Ostatecznie pozytywną rekomendację otrzymało 155, na kwotę 6,2 mld zł. Reszta została odrzucona m.in. ze względu na brak tzw. szkody covidowej, braki merytoryczne lub brak zapotrzebowania na finansowanie. Część wnioskodawców sama zrezygnowała. Umowy zostały podpisane ze 142 podmiotami na 3,8 mld zł – podał nam PFR.
Do pomocy kwalifikowały się tylko firmy, które prowadziły działalność 31 grudnia 2019 r. oraz nie zalegały z płatnościami podatków i składek na ubezpieczenia społeczne. Dodatkowo musiały wykazać spadek obrotów o co najmniej 25 proc. w dowolnym miesiącu po 1 lutego 2020 r. w porównaniu do poprzedniego miesiąca lub tego samego okresu roku ubiegłego, utraciły zdolność produkcji lub świadczenia usług, nie otrzymały płatności z tytułu sprzedaży wskutek COVID-19 w kwocie przekraczającej 25 proc. należności albo nie miały dostępu do rynku kapitałowego lub limitów kredytowych.
W ramach Tarczy Finansowej PFR dla dużych firm została przewidziana pomoc w łącznej kwocie 25 mld zł. Każdy podmiot mógł starać się o pożyczkę preferencyjną do 750 mln zł umarzaną w 75 proc. lub pożyczkę płynnościową do 1 mld zł i ona była w 100 proc. zwrotna.
Zdaniem PFR dane dotyczące tarczy dla dużych firm oznaczają, że ten segment gospodarki był mniej podatny na problemy związane z COVID-19.
Zupełnie inaczej było z tarczą dla MŚP: łączna wartość programu to 75 mld zł, z których wykorzystano ok. 60 mld zł.
Andrzej Kubisiak, zastępca dyrektora Polskiego Instytutu Ekonomicznego, przyznaje, że z badań wynikało, iż duże firmy wykazywały większą płynność i miały większe zabezpieczenie finansowe. Były też w stanie szybko zmienić sposób działania, by dostosować się do nowej sytuacji. Jednocześnie tarcze wystartowały zbyt późno, bo długo trwała akceptacja warunków przez Komisję Europejską. Wiele firm już sobie poradziło we własnym zakresie i nie chciały zaciągać nowych zobowiązań.
Przedsiębiorcy twierdzą jednak, że nie byli w stanie sięgnąć po wsparcie z wrześniowej puli. – Czasu na złożenie wniosku było absurdalnie mało – dwa tygodnie, podczas gdy przy pierwszym rozdaniu – kilka miesięcy. Do tego nabór został ogłoszony nagle i bez rozgłosu. Dowiedziałem się o nim przypadkiem. Do tego procedura wypełnienia wniosku była bardzo skomplikowana, moi prawnicy spędzili nad nim prawie 400 godzin. Wyrobiliśmy się w ostatnim momencie – mówi nam właściciel jednej z dużych firm usługowych.
PFR tłumaczy, że informacja na temat startu naboru była przezeń szeroko ogłaszana i pojawiała się zarówno w mediach, jak i w kanałach elektronicznych.
Tomasz Mleczak, senior manadżer Grant Thornton, przyznaje, że czasu tym razem było mało, dlatego szansę na złożenie wniosku miały te firmy, które miały już doświadczenie, czyli startowały w pierwszym naborze. W drugim naborze z kilku firm, którym Grant Thornton pomagał przy pierwszym, tylko jedna ostatecznie złożyła wniosek o pomoc z Tarczy 2.0. – W przypadku obu naborów mniejsze zainteresowanie pomocą w porównaniu do wsparcia dla MŚP wynika z bardzo trudnych kryteriów kwalifikujących do uzyskania pomocy – tłumaczy. Firmy w wielu przypadkach nie kwalifikowały się do pomocy, mimo iż realnie straciły bardzo dużo. Do tego dochodzi trudność procedur. Wiele firm poddawało się już na etapie wypełniania wniosku – wyjaśnia.
Kolejnym powodem, dla którego wiele firm nie wzięło udziału w obu programach, były warunki dotyczące przedsiębiorstw działających w kilku segmentach. W pierwszym naborze, jeśli przedsiębiorca prowadził różne biznesy, to na potrzeby analizy straty covidowej podlegały one sumowaniu. Zatem nawet jeśli miał duże straty z jednego segmentu, to jeśli były one pokryte zyskami w innym, nie miał możliwości ubiegania się o pomoc. W drugim naborze miało się to zmienić i segmenty miały być traktowane rozłącznie. – Niestety pojawił się jednak zapis, zgodnie z którym przychody ze stratnego biznesu musiały stanowić 50 proc. całości przedsiębiorstwa. Tym samym w praktyce znowu wiele podmiotów straciło szanse na udział w tarczy – tłumaczy Tomasz Mleczak.
Pomoc udzielona w mniejszym wymiarze nie oznacza natomiast, że niewykorzystane środki trafią na inny cel. PFR będzie miało mniejszy dług do spłacenia. ©℗
Czasu było mało, a wiele firm poddało się już na etapie wypełniania wniosku