Globalne zarządzanie nie jest odpowiedzią na globalne problemy. Samo jest jednym z nich. Do zwątpienia w globalne instytucje wystarczy pobieżne zapoznanie się z ich historią. Gdy się ją czyta, aż dziw bierze, że nie powstał jeszcze na ten temat film sensacyjny. Czołowi politycy realizujący partykularne interesy, skorumpowani urzędnicy, krwawi dyktatorzy, seks oraz łapówki.
Przepraszam. Niejednokrotnie w swoich tekstach cytowałem „Doing Business”, raport Banku Światowego oceniający państwa pod kątem warunków, jakie tworzą dla przedsiębiorstw. Mój błąd. Potwierdza się bowiem, że zestawienie od lat było manipulowane. Kristalina Georgiewa, szefowa Banku Światowego w latach 2017–2019, wywierała presję na autorów raportu, by podkręcali ocenę Chin. Sprawa wyszła na jaw, gdy obecne władze BŚ zleciły audyt.
Kolejne edycje raportu wstrzymano i można by pomyśleć, że świadczy to dobrze o instytucji – podjęła próbę samooczyszczenia, ale nic bardziej mylnego. Głosy donoszące o nieprawidłowościach w BŚ pojawiały się regularnie od lat i uporczywie je ignorowano. Jak np. głos Paula Romera, który, pełniąc obowiązki głównego ekonomisty banku, dostrzegł nieprawidłowości w ratingach Chile. Odzwierciedlały one to, kto akurat rządził w tym kraju, a nie realnie panujące tam warunki biznesowe. Bank politycznych manipulacji się wyparł, Romer z posady zrezygnował. W międzyczasie za sterami banku rozsiadła się Georgiewa, której z kolei rad udzielał ekonomista Simeon Djankow. Ten zaś robił wszystko, by Arabia Saudyjska w „Doing Business” wypadała lepiej oraz żeby Azerbejdżan nie awansował mimo wprowadzania kolejnych reform.
Pozostało
96%
treści
Reklama