Na członkostwie w Unii Europejskiej straciliśmy w latach 2004–2020 ponad pół biliona złotych! Do takich wniosków doszli dwaj wykładowcy ze Szkoły Głównej Handlowej i Uniwersytetu Warszawskiego. Przygotowali raport zamówiony przez Patryka Jakiego z Solidarnej Polski. Wczoraj w jego towarzystwie zaprezentowali rezultaty trwających kilka miesięcy analiz.

Powinni poanalizować dłużej.
Według opracowania na samym członkostwie w Unii jesteśmy do przodu 593 mld zł. To różnica między kwotami, jakie otrzymaliśmy i jakie musieliśmy zapłacić w postaci składki.
Ale to nie wszystko. Jest jeszcze „bilans finansowy spółek UE transferujących zyski z Polski oraz zyski polskich spółek z UE”, gdzie z kolei w ciągu kilkunastu lat mamy prawie bilion deficytu. I wreszcie „eksport Polski do UE uwzględniający wartość wsadu z importu”, który przyniósł nam prawie -150 mld zł. Suma: -535 mld zł.
Co do bilansu transferów z Unią nie ma sporu. Co do pozostałych pozycji: powiedzieć, że są kontrowersyjne, to nic nie powiedzieć.
Autorzy opracowania prawdopodobnie wzięli pod uwagę nie tyle dywidendy wypłacone przez polskie filie zagranicznym właścicielom, ile kwotę zysków wypracowanych przez działające w naszym kraju przedsiębiorstwa dla swoich akcjonariuszy. To rozróżnienie ma podstawowe znaczenie. Właściciel firmy może wypłacić sobie zyski w postaci dywidendy, ale może też je zainwestować, zwiększając jej potencjał (i szanse na dywidendy w przeszłości).
Jak wynika z danych Narodowego Banku Polskiego, wypłacone dywidendy to nie prawie bilion, ale 450 mld zł. Do tego dochodzi 100 mld zł zapłacone w postaci odsetek od długu. Ale równe 400 mld zł to reinwestowane zyski. Czyli pieniądze, które co prawda należą do zagranicznych właścicieli, ale cały czas pozostają u nas jako kapitał krajowych firm.
To liczby odnoszące się do całości zagranicznych inwestycji bezpośrednich w Polsce i polskich za granicą, nie tylko unijnych. Jednak inwestycje z Unii to ponad 90 proc. całego zaangażowania obcych firm w naszym kraju.
„Eksport z uwzględnieniem wsadu” na minusie oznacza najwyraźniej, że licząc od wejścia Polski do UE, sprzedawaliśmy do Unii (głównie do Niemiec) taniej, niż wynosił koszt dóbr sprowadzonych w celu przetworzenia i eksportu. Skąd wzięłyby się w takim razie zyski zagranicznych firm w Polsce, bo przecież nie całość inwestycji w Polsce to sieci supermarketów? Autorzy raportu wzięli saldo handlowe Polski z UE, ale dołożyli do tego nasze ujemne saldo z Chinami (uzasadnienie: ulepszamy półprodukty z Chin i sprzedajemy za granicę). Tak wyszło im, że eksportowo tracimy (choć w pięciu z ostatnich sześciu lat saldo z Unią z nadwyżką rekompensowało nam deficyt z Chinami).
Jak faktycznie zadziałało włączenie Polski do unijnego rynku, najlepiej pokazuje kilka następujących liczb. Całkowity eksport Polski w 2004 r. wyniósł 272 mld zł, a w 2020 r. 1,06 bln zł. Zwiększył się o 790 mld zł. Nasz eksport do Unii urósł o 570 mld zł (ponad 70 proc. całego wzrostu). Import też się zwiększył (w czym kraje UE miały 43 proc. udziału).
– Chcieliśmy pokazać, że to nie jest prawdziwy obraz, że Polska tylko zyskuje – mówi Patryk Jaki. I zapewnia, że nie chce wyprowadzać Polski z Unii. Autorzy raportu również podkreślają, że nie chodzi o wyprowadzenie Polski z UE, tylko o jej naprawę. Z sensowymi argumentami byłoby łatwiej. ©℗