Uformowanie sejmowej większości to niejedyny problem PiS. Równie ważne jest pytanie o to, co się stanie z pomysłami Ministerstwa Rozwoju realizowanymi pod przewodnictwem byłego już szefa. A było ich całkiem sporo i miały mieć – jak większość pomysłów tej ekipy na początkowym stadium rozwoju – szeroki charakter.

Przygotowano białe księgi, wstępne projekty dokumentów, a nawet rozpoczęto fazę uzgodnień międzyresortowych czy konsultacji z biznesem. Sztandarowym przykładem jest Polityka Przemysłowa Polski (PPP), która miała rozpocząć pracę nad rozwojem sektora. – Przedsiębiorstwa przemysłowe dobrze poradziły sobie w trakcie kryzysu pandemicznego. Szybko wróciliśmy do wartości produkcji z poprzednich lat. W tym trudnym okresie polski przemysł pokazał, że jest odporny i ma duże zdolności adaptacyjne. To dobry punkt wyjściowy do działań, które mają długofalowo zbudować jego siłę i konkurencyjność – mówił o PPP jeszcze w czerwcu były wicepremier. Dwa miesiące później okazało się, że na wspomnianą „długofalowość” trudno liczyć. Podobne przykłady można mnożyć. Miesiąc temu Gowin zapowiadał, że przedstawi we wrześniu politykę eksportową Polski.
Pomysły resortu nie były idealne, być może na dalszych etapach prac nie okazałyby się nawet dobre. Na łamach DGP wskazywaliśmy np., że PPP zawiera cenne diagnozy, ale więcej w nim pobożnych życzeń niż konkretnych propozycji. Trzeba jednak oddać, że był. Przygotowanie go oznaczało zaangażowanie urzędników, a także poświęcenie czasu samego biznesu. A trzeba przyznać, że ten dyskutował i spierał się o proponowane przez rząd rozwiązania, przedstawiał swoje zastrzeżenia i opinie. Teraz najprawdopodobniej ustalenia trafią do kosza. Zapowiedzi strategicznych polityk, które kończą się, zanim się zaczęły, marnują zasoby państwa. Odbierają mu powagę i wnoszą więcej chaosu niż pożytku. Wszak stabilność i przewidywalność prawa jest jednym z głównych wyznaczników atrakcyjności państwa przy podjęciu decyzji o nowych inwestycjach przez zarówno krajowy, jak i zagraniczny biznes.
Dotychczasowe informacje pozwalają przypuszczać, że kontynuowanie pomysłów Gowina będzie niemożliwe i to nawet jeśli czystki w resorcie nie będą tak głębokie, jak wskazuje w mediach byłe już kierownictwo resortu. W zasadzie zawsze w takich przypadkach wygrywa bowiem polityczno-partyjna logika – lepiej nie przejmować projektów poprzednika, bo jeszcze samemu zostanie się oskarżonym o kolaborację z niedawnym sojusznikiem.
Eksperci od lat wskazują na problem doraźności polskiej polityki gospodarczej bez stałych odniesień strategicznych. Uczciwie przyznać należy, że Strategia na Rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju była tu chlubnym wyjątkiem – nawet jeśli niedoskonała, to faktycznie rząd traktował ją poważnie. Tymczasem same losy Ministerstwa Rozwoju wskazują, że pomysł na zarządzanie gospodarką zbyt często jest zdeterminowany tym, kto zasiada w ministerialnym gabinecie. Powstało w 2015 r. z połączenia Ministerstwa Gospodarki z resortami infrastruktury i rozwoju – chodziło o to, by umocować kompetencje Mateusza Morawieckiego, który z czasem zajął się też resortem finansów. Po objęciu przez niego fotela premiera, gdy brak było następcy o podobnej sile politycznej – rozbito je między resorty inwestycji i rozwoju a przedsiębiorczości i technologii. Po kolejnych wyborach parlamentarnych zdecydowano się jednak wskrzesić MR, żonglując przy okazji podległymi mu działami. Jarosław Gowin, przejmując urząd, przejął jeszcze działkę pracy, która teraz po jego dymisji wróciła do Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej.
Nie ma nic złego w dzieleniu i powoływaniu resortów, jednak dla dobra instytucji warto robić to z perspektywą dłuższą niż czas urzędowania poszczególnych szefów.