W Polsce mafia się nim jeszcze nie zajęła, ale piasek kopie, kto może i gdzie może. Legalnie i nielegalnie.

Pani Aneta mieszka w Porszewicach, kilkanaście kilometrów od Łodzi, przy drodze nr 71. Po drugiej stronie drogi rośnie las. A właściwie rósł, bo w styczniu 2020 r. weszli do niego ludzie z piłami. Drzewa padały jedno po drugim. Jak później oficjalnie podano, w kilka tygodni ścięto ich dokładnie 1503. Choć niewykluczone, że było ich więcej.
Trzeba przyznać, że las nie był stary. W dodatku nikt go nie sadził, wysiał się sam. Ale właśnie dlatego był piękny – brzozy rosły obok topoli, lipy mieszały się z akacjami, dęby z klonami. Rozsiewając się przez ponad 30 lat, niepostrzeżenie zbliżył się do uroczyska. Można nawet powiedzieć, że się z nim zrósł.
– Kiedy zaczęli wycinać drzewa, nie wiedzieliśmy, po co i dlaczego, bo nikt nikomu niczego nie wyjaśniał – mówi pani Aneta. – Kiedy sami zaczęliśmy dociekać, co się dzieje, dowiedzieliśmy się, że teraz zamiast lasu będzie tu kopalnia piasku.
Przy okazji okazało się, że teren należy do archidiecezji łódzkiej, która użyczyła go prywatnemu inwestorowi a ten zamierza kopać piasek, w sumie na 13 ha. Potem dotarli do informacji, że w wyniku eksploatacji złoża w miejscu niedawnego lasu powstanie niecka o głębokości 23 m. Wyobrazili sobie huk pracujących maszyn, wszechobecny pył i kurz, sznur ciężarówek na drogach, kłopoty z wodą i ginące z jej braku uroczysko. Z obawy przed tym wszystkim założyli Stowarzyszenie „Protest Porszewice”, by wspólnymi siłami nie dopuścić do uruchomienia kopalni, choć od początku wiedzieli, że łatwo nie będzie. Tam, gdzie w grę wchodzą pieniądze, nigdy nie jest łatwo. A że piasek jest dziś surowcem pożądanym i cennym, nikt z niego łatwo nie zrezygnuje. Tym bardziej, że jak się później dowiedzieli, pod lasem kryje się go całkiem sporo – ponad 3 mln ton.

Piach

Nie trzeba być fachowcem, by zauważyć, jak bardzo świat potrzebuje piasku. Wystarczy się rozejrzeć. Jest zawsze tam, gdzie leje się beton, czyli w zasadzie… wszędzie. Jest niezastąpiony na budowach, od lotnisk i dróg po budynki przemysłowe czy mieszkalne. A że w 1 m sześc. betonu jest około 700 kg piasku, nic dziwnego, że popyt na niego rośnie dramatycznie.
Nie tak dawno przez media przetoczyła się z hukiem informacja z dziennika „Japan Times”, że w Chinach w ciągu ostatnich 10 lat zużyto więcej piasku niż w Stanach Zjednoczonych przez całe poprzednie stulecie, a w Indiach jego wykorzystanie wzrosło w ciągu ostatnich dwóch dekad trzykrotnie. Ktoś inny policzył, że co roku na całym świecie zużywamy 40–50 mld ton piasku i żwiru.
– Problem w tym, że budujemy coraz więcej, a piasku nie przybywa, bo jest to surowiec prawie nieodnawialny – tłumaczy dr Sylwester Kraśnicki, hydrogeolog. – Proces tworzenia się nowych piasków jest zbyt wolny w stosunku do tempa ich eksploatacji. Tym bardziej że nie każdy da się wykorzystać do budowy. Na przykład pustynne piaski eoliczne nie nadają się do tego, bo średnica ich ziaren jest zbyt mała (0,2–0,3 mm), podobnie jak nasze piaski wydmowe. Do betonu potrzebne są te o grubszym ziarnie, najlepiej wodnolodowcowe lub rzeczne.
W Azji i na Bliskim Wschodzie deficyt jest tak duży, że za handel piaskiem zabrały się mafie. Znika z plaż, z rzek i jezior. Ci, którzy odważyli się wszcząć alarm, często giną. W Polsce tak źle na szczęście nie jest.
– Sytuacja jest dobra – uspokaja Wojciech Miśkiewicz z Państwowego Instytutu Geologicznego – Państwowego Instytutu Badawczego. – Piasku i żwiru na koniec 2020 r. było prawie 20 mld ton zasobów bilansowych, a na terenie całego kraju zarejestrowanych było ponad 10,6 tys. złóż, z czego 2,6 tys. czynnych – wylicza, dodając, że w ubiegłym roku wydobyto 180 mln ton tej kopaliny. Wprawdzie to nieco mniej niż w 2019 r., ale wynikło to z ogólnej sytuacji w budownictwie. Eksperci nie przewidują jednak w najbliższym czasie drastycznych ograniczeń wydobycia. – Mamy jeszcze sporo do zbudowania, zarówno w budownictwie kubaturowym, jak i infrastrukturalnym – przekonuje Miśkiewicz. Z jego obserwacji wynika, że czynnikiem stymulującym będą inwestycje drogowe.

Beton

Doktor inżynier Maciej Gruszczyński, dyrektor Stowarzyszenia Producentów Betonu Towarowego, nie ma co do tego wątpliwości. Przed betonem rysuje się świetlana przyszłość. Nie dość, że jest materiałem bardzo ekologicznym, nietrującym, to wybudowane z niego drogi są bezpieczne i trwałe. Można z niego budować autostrady i drogi ekspresowe, ale też drogi lokalne – powiatowe czy gminne. Czemu nie? Betonu nie zabraknie!
– Pod względem jego produkcji jesteśmy na czwartym miejscu w Europie, wyprzedzają nas tylko Niemcy, Francja i Włochy – mówi Maciej Gruszczyński.
Rocznie produkujemy 25–26 mln m sześc. betonu towarowego. Potrzeba do tego około 18 mln ton piasku. Tona kosztuje 20–50 zł, ale na jego ostateczną cenę ma wpływ również transport, więc wszyscy starają się wozić go na plac budowy z jak najbliższej okolicy, najlepiej do 50 km. Jak podkreśla dr Gruszczyński, to nie tylko kwestia kosztów, lecz także bezpieczeństwa i ekologii. – Krótszy transport to mniejsza emisja spalin, hałasu i mniejsze ryzyko wypadków – tłumaczy. To dlatego kopalnie powstają często tam, gdzie pojawia się inwestycja. I trwają tak długo jak ona. Takich okresowych miejsc wydobycia było w ubiegłym roku około tysiąca.
Doktor Gruszczyński przekonuje, że wytwórnie betonu i kopalnie kruszywa to dobry interes dla wszystkich. Dla gmin, bo przedsiębiorca płaci podatki. Im większa inwestycja, tym wyższe. I dla okolicznych mieszkańców, bo powstają nowe miejsca pracy, a bywa też, że i nowe drogi, które zostają, gdy wytwórnia czy kopalnia znika. Zresztą nie ma innego wyjścia, można się tylko dogadać, bo na razie nie ma alternatywy dla betonu. Chociaż z powodu ograniczonych zasobów piachu coraz więcej firm myśli o odzyskiwaniu kruszywa.
– Rozbieramy wyeksploatowaną betonową konstrukcję, dom czy drogę, i nie ma wywożenia gruzu na wysypisko. Jest recykling, dzięki któremu dostajemy pełnowartościowe kruszywo do ponownego wykorzystania przy produkcji nowego betonu. Z tak odzyskanych kruszyw zbudowano fragment autostrady A4 z Wrocławia do Zgorzelca. Tym samym beton staje się materiałem zrównoważonym, bezodpadowym i wpisuje się w gospodarkę obiegu zamkniętego – mówi dr Gruszczyński.
Ale na razie to raczej przyszłość. Póki co pozostaje więc kopanie piasku, często lokalnego. Co nie wróży dobrze mieszkańcom Porszewic.

Strach

Lokalnie kopiemy na potęgę. Nielegalnie. Doktor Kraśnicki zwraca uwagę, że na nielegalną eksploatację często przymykamy oczy. Kopiemy po cichu, żeby zrobić wylewkę, zbudować dom. Jak ktoś ma działkę budowlaną i jest na niej piasek – kopie. Osłonięte od drogi, za drzewami lub krzewami – to częste lokalizacje nielegalnej eksploatacji. Taka tradycja i nikomu to nie przeszkadza. Problem zaczyna się, gdy wykop sięga wód podziemnych. – Najczęściej eksploatuje się złoże do zwierciadła wody, a wody pojawiają się czasami już na kilku metrach, czasem na jednym, dwóch – mówi dr Kraśnicki. – Wtedy łatwo o jej zanieczyszczenie, bo taka warstwa wodonośna nie ma żadnej ochrony. Jedna kropla przepracowanego oleju silnikowego z koparki czy pogłębiarki potrafi zanieczyścić do kilkuset litrów wody. Jeden litr takiego oleju może zanieczyścić 5 mln litrów.
Innym zagrożeniem jest odwadnianie złoża, czyli obniżanie lustra wód podziemnych. Obniżenie go o kilka metrów może dać kilka tysięcy dodatkowych metrów sześciennych piasku lub żwiru. Problem w tym, że wokół takiego obszaru tworzy się lej depresji – obniżenie zwierciadła wód podziemnych może mieć zasięg ponad kilometra. – Piaski i żwiry to warstwy najłatwiej przepuszczalne, w nich zasięg depresji jest największy. Woda wraca dopiero wtedy, kiedy po zakończeniu działalności kopalni zaprzestaje się pompowania – mówi Sylwester Kraśnicki.
To właśnie spędza mieszkańcom Por szewic sen z powiek. Zrzeszeni w Stowarzyszeniu „Protest Porszewice” zasięgnęli bowiem rady ekspertów, a z ich wyliczeń wynika, że kopalnia piasku spowoduje obniżenie zwierciadła wód gruntowych co najmniej o 4 m. Powrót do poziomu sprzed eksploatacji zajmie około siedmiu lat, a długość promienia leja depresyjnego wyniesie od kilkudziesięciu do kilkuset metrów, co oznacza, że w jego granicach znajdą się tereny uroczyska. Tym samym, jak piszą w specjalnie przygotowanym materiale dla dziennikarzy, „zagrożona będzie aleja Dębowa z ponad 140-letnimi dębami noszącymi imiona papieży, aleja Lipowa, Park Wiejski Porszewice z pomnikami przyrody w tym z największym: lipą drobnolistną Sławą (obwód 420 cm w obwodzie) i niezwykle cenny las grądowy, należący do Lasów Państwowych, z pomnikowymi bukami czy jaworami”. Jeśli do tego dodać zespół fabrykanckich willi z początku XX w. i stary cmentarz z czasu I wojny światowej, które znajdują się na jego terenie, można mieć mniej zbudować sobie obraz zagrożonego uroczyska. Jest o co walczyć.

Bezradność

Na razie jednak walka niespecjalnie im wychodzi. Bo tak: najpierw wójt gminy Pabianice naliczył opłatę za wycięcie 1503 drzew. Inwestor miał zapłacić ponad 2,5 mln zł. Jednocześnie w tym samym piśmie wójt odroczył zapłatę na trzy lata pod warunkiem, że inwestor w zamian za wycięcie drzew posadzi nowe. Umowa była taka, że jak sadzonki się przyjmą, opłata zostanie umorzona. Jeśli się nie przyjmą, ale nie z ich winy, to też. Stowarzyszenie zaskarżyło decyzję wójta do samorządowego kolegium odwoławczego w Łodzi. SKO spojrzało w ewidencję gruntów, a tam stało czarno na białym, że teren, na którym ma być kopalnia, to grunty rolne. I uznało, że wycięcie drzew było przywróceniem działce pierwotnego przeznaczenia, w związku z czym jej właściciel nie musi ani sadzić nowych drzew, ani płacić za wycięcie starych. – SKO w ogóle nie wzięło pod uwagę, że ma tam być kopalnia piasku, a wójt, który mógł tę decyzję zaskarżyć, tego nie zrobił – mówi pani Dorota ze stowarzyszenia. – Co więcej, nie nakazał też przeprowadzenia oceny oddziaływania inwestycji na środowisko, co w naszej opinii jest karygodnym zaniedbaniem.
Wójt miał do dyspozycji trzy opinie. Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska uznała, że przeprowadzenie oceny oddziaływania na środowisko jest konieczne, bo kopalnia kruszywa kwalifikuje się do przedsięwzięć mogących potencjalnie znacząco na nie oddziaływać. Zwróciła uwagę, że eksploatacja złoża będzie się wiązała z emisją hałasu, zanieczyszczeniem powietrza i powstawaniem odpadów. Poza tym raport oddziaływania na środowisko powinien odnieść się do wpływu przedsięwzięcia na miejsca pamięci, obszary o krajobrazie mającym znaczenie historyczne, kulturowe lub archeologiczne, zwłaszcza na cmentarz wojenny w Porszewicach.
Wójt wziął pod uwagę dwie pozostałe. „Pozostałe dwa organy opiniujące – Państwowy Powiatowy Inspektor Sanitarny w Pabianicach i Dyrektor Zarządu Wód Polskich Zlewni Sieradz wyrażając swoje opinie nie stwierdzili potrzeby przeprowadzenia oceny oddziaływania przedsięwzięcia na środowisko”. Opierając się na opinii Wód Polskich, uznał, że „prowadzenie prac w sposób, jaki przedstawiono w Karcie Informacyjnej Przedsięwzięcia, m.in. poprzez nieodpompowywanie wód poza obszar wyrobiska, nie będzie miało negatywnego wpływu na ten aspekt środowiska”.

Ludzie ze stowarzyszenia poczuli się bezradni.

Potem przyszedł niespodziewany cios ze strony Lasów Państwowych. Najpierw, w maju 2020 r., przedsiębiorstwo napisało, że jest przeciwne eksploatacji kruszywa ze złoża Porszewice z uwagi na bezpośrednie sąsiedztwo cennych przyrodniczo gruntów leśnych uroczyska Porszewice, a w szczególności występującego w bezpośrednim sąsiedztwie kopalni siedliska przyrodniczego grądu subkontynentalnego oraz pomników przyrody. Tym bardziej że eksploatacja złoża spowoduje dodatkowe obniżenie poziomu wód gruntowych, co w połączeniu z występującą w ostatnim czasie suszą będzie miało negatywny wpływ na opisane cenne elementy przyrodnicze. Trzy miesiące później to samo nadleśnictwo Grotniki stwierdziło, że po szczegółowym przeanalizowaniu dokumentacji nie można jednoznacznie stwierdzić negatywnego wpływu przedsięwzięcia na sąsiadujący las. I wycofało swoje poprzednie stanowisko.

Ludzie ze stowarzyszenia poczuli się zdezorientowani.

Nadzieja

„Wobec przytoczonych faktów jesteśmy przekonani, że działania lokalnych organów decyzyjnych przedkładają partykularny interes właściciela terenu i prywatnego przedsiębiorcy nad dobro społeczne. Przeprowadzona wycinka 10 ha terenów leśnych (planowana jest wycinka kolejnych 3 ha) i powstająca kopalnia Porszewice I znajduje się na terenach objętych od kilku lat suszą klimatyczną i zagrożonych, podobnie jak całe województwo łódzkie, pustynnieniem. Chcemy mieć las, a to, że ktoś kupi lub ma działkę, nie znaczy, że może robić na niej co mu się podoba” – tłumaczą wszystkim i walczą dalej.
Ostatnia nadzieja w Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym w Łodzi, do którego trafiła skarga stowarzyszenia na decyzję środowiskową wójta Pabianic. Zaskarżyła ją też pani Aneta, która nie może się pogodzić z tym, że jako jeden z najbliższych sąsiadów kopalni została pominięta w postępowaniu środowiskowym. Na rozstrzygnięcie czeka, patrząc przez okno na wysoki, usypany z zebranej warstwy ziemi wał otaczający z trzech stron teren inwestycji. I przed oczami wciąż ma las, którego już nie ma.
W 1 m sześc. betonu jest około 700 kg piasku. A w Polsce wciąż budujemy na potęgę