Sentyment do polskiej waluty pozostaje niekorzystny. W zestawieniu z równie słabym sentymentem do innych walut krajów zaliczanych do emerging markets, a także z zapoczątkowaną wczoraj silną realizacją zysków na rynkach długu może to zapowiadać dalszą przecenę złotego. Szczególnie, że w kalendarium wydarzeń gospodarczych brakuje dziś potencjalnych "figur", które mogłyby odciągnąć uwagę inwestorów od sytuacji na rynkach globalnych.
We wtorek przez krajowy rynek walutowy przetoczyła się fala wyprzedaży złotego. Wczoraj za euro w pewnym momencie dnia trzeba było zapłacić nawet 4,2058 zł wobec 4,1725 zł rano i wobec 4,1781 zł w poniedziałek na zamknięciu. W tym czasie kurs USD/PLN podskoczył do dziennego maksimum na 3,2647 zł (najwyżej od 12 miesięcy) z 3,2395 zł we wtorek rano, a notowania CHF/PLN zanotowały wzrost do 3,4880 zł z 3,4606 zł.
Wczorajsza wyprzedaż złotego była elementem globalnej wyprzedaż walut większości krajów zaliczanych do rynków wschodzących. Na wartości stracił m.in. węgierski forint, turecka lira, południowoafrykański rand oraz meksykańskie peso. To zaś korelowało z silną realizacją zysków na globalnych rynkach obligacji, który to proces dotarł również do Polski, wypychając rentowność 10-letnich obligacji ponownie powyżej 3%. Jako, że w wielu przypadkach waluty emerging markets i obligacje traciły już drugi kolejny dzień, więc może to sugerować początek wycofywania się większych kapitałów właśnie z tych rynków. A to byłby zły znak dla złotego, gdyż oznaczałby zwiększoną presję podażową na niego.
Trudno jednoznacznie wskazać bezpośrednią przyczynę obserwowanego w niektórych przypadkach już od poniedziałku procesu wyprzedaży na rynku długu i korelującego z tym osłabienia walut rynków wschodzących. Być może jest to zwykła realizacja zysków na obligacjach, co pociągnęło za sobą rynek walutowy? Nie jest jednak wykluczone, że ten odpływ kapitałów jest elementem pozycjonowania się przed przyszłotygodniowym posiedzeniem amerykańskiego Fed-u, któremu towarzyszyć będzie publikacja najnowszych projekcji wskaźników makroekonomicznych i stóp procentowych oraz konferencja prasowa z udziałem Janet Yellen.
Złotemu wczoraj z pewnością nie pomagały słowa Jerzego Osiatyńskiego z Rady Polityki Pieniężnej. Dał on do zrozumienia, że w październiku Rada powinna obciąć stopy procentowe o 50 punktów bazowych. To już trzeci członek RPP, który opowiada się za taką opcją. Jeżeli tylko na to nałożą się zaskakująco słabe dane z polskiej gospodarki, to inwestorzy mogą zacząć wierzyć w taki scenariusz, co niewątpliwie szkodziłoby złotemu.
W naszej opinii w Radzie nie znajdzie się jednak większość zdolna na kolejnym posiedzeniu przegłosować cięcie stóp o 50 pb. Zakładamy, że zostaną one obniżone o 25 pb, a potem o kolejne 25 pb w listopadzie. Ostatecznie stopa referencyjna spadnie do rekordowo niskiego poziomu 2%.
Wczorajszej przeceny złotego oraz spadku cen obligacji w żaden sposób nie należy natomiast łączyć ze złożoną przez premiera Donalda Tuska dymisją. Nie tylko była ona oczekiwana, ale i ryzyko polityczne z każdym rokiem odgrywa coraz mniejszą rolę.
W dniu dzisiejszym, jako że brakuje nowych potencjalnych impulsów, rynek walutowy będzie żył dotychczasowymi tematami. Dlatego zakładamy kontynuację osłabienia złotego i korelującą z tym realizację zysków na długu.