- Świat jest dziś tak skonstruowany, że produkcja przenosi się tam, gdzie koszty pracy są niższe - tłumaczy prof. dr hab. Katarzyna Żukrowska ze Szkoły Głównej Handlowej.

ikona lupy />
prof. dr hab. Katarzyna Żukrowska, Szkoła Główna Handlowa / Materiały prasowe
Czy jest szansa, że bojkot konsumencki poprawi sytuację Ujgurów w Chinach? Czy światowe koncerny i konsumenci wpłyną na to, że ta ludność przestanie być wyzyskiwana ekonomicznie i zmuszana do niewolniczej pracy?
Bojkot konsumencki mógłby wpłynąć na politykę chińską, ale problem w tym, że zawsze znajdzie się ktoś, kto powie, że nie chce płacić więcej, skoro może mniej. To postawa naturalna, bardzo ludzka, zwłaszcza w krajach na dorobku. Widać to m.in. w działaniach ruchu fair trade.
Co to jest ruch fair trade?
To jest działanie, które ma prowadzić do sprawiedliwego opłacania za konkretną pracę w krajach m.in. Afryki czy Azji. To często dotyczy rolnictwa, gdzie jak wiadomo, np. w czasie zbiorów często praca trwa bardzo długo, szczególnie takich upraw jak kawa, herbata czy bawełna, z której produkuje się podkoszulki.
Dostawcy takich produktów mogą wykorzystywać ten znaczek, logo fair trade, jeśli zatrudniają na dobrych warunkach. Z kolei konsumenci, widząc logo fair trade, mają pewność, że jest to produkt wytworzony w godnych warunkach.
Ten ruch wywodzi się z Zachodu – u nas wyeliminowano pracę dzieci czy zbyt długie godziny pracy, ale to nie obowiązuje we wszystkich krajach. Założenie było takie, że płacąc więcej za produkty ze znakiem fair trade, np. stworzy się szanse dzieciom, by chodziły do szkoły, a nie musiały pomagać w tym czasie rodzicom, którzy będą dzięki tej inicjatywie więcej zarabiać.
Czy to działa?
Nie do końca to się sprawdza. Ludzie, przynajmniej większość, nie są gotowi płacić więcej. Mając na świecie tak otwarte rynki i brak barier celnych, trudno jest wymusić choćby rezygnację z pracy dzieci. Świat jest dziś tak skonstruowany, że produkcja przenosi się tam, gdzie koszty pracy są niższe.
A czy Polacy, podejmując decyzje zakupowe, przywiązują uwagę do takich kwestii jak odpowiedzialność biznesu czy właśnie fair trade?
Tym przejmuje się tylko część konsumentów, i to niewielka. Organizacja ruchu fair trade wygląda inaczej w krajach bogatych, inaczej w tych na dorobku. W tych drugich większą uwagę zwraca się na ceny produktów. A my jesteśmy na dorobku, dlatego tylko niewielka część w ogóle wie, co to fair trade. To mała część społeczeństwa. Tak naprawdę logo fair trade jest w Polsce mało znane – nie może więc oddziaływać zbyt szeroko. Ale taką niechęć do odpowiedzialności konsumenckiej widać też np. przy kampaniach dotyczących futer, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto chce mieć futro naturalne i nic go nie przekona do sztucznego.
Czy w najnowszej historii Polski mamy jakieś przykłady udanego bojkotu konsumenckiego, pod wpływem którego firma bojkotowana radykalnie zmieniła swoją politykę?
Nie znam takich przypadków. Powtórzę: my wciąż kierujemy się ceną jako kluczowym czynnikiem do podjęcia decyzji. A takie akcje nie odnosiły większych sukcesów.
Jak to wygląda na Zachodzie?
Tam takie kampanie odnoszą większy skutek, ale widać wyraźne zróżnicowanie na duże miasta i mniejsze miejscowości. W tych pierwszych jest to znacznie bardziej popularne. Ale bojkoty to trudna rzecz do wprowadzenia. Na przykład we Włoszech prowadzona była kampania dotycząca przecieru pomidorowego, tego, by kupować ten włoski, ponieważ te pomidory są uprawiane naturalnie, tworzą miejsca pracy w Italii, a nie stawiać na importowany z Chin, przy produkcji którego robotnicy pracują w bardzo ciężkich warunkach za słabe wynagrodzenie. Ale to nie dało większego efektu. Z kolei w Wielkiej Brytanii swego czasu prowadzono kampanię fair trade, której symbolem były torby z takim logo. Akcja skończyła się olbrzymim skandalem, gdy okazało się, że te torby powstają w fatalnych warunkach, a szwaczki wcale godziwie nie zarabiają.
Czy takie postawy konsumenckie jak zwracanie uwagi na odpowiedzialność biznesu staną się w Polsce bardziej popularne?
Jeśli zadamy sobie pytanie, czy nas interesuje to, co się dzieje za granicą, to odpowiedź brzmi, że coraz mniej. Nas interesuje coraz bardziej to, co się dzieje blisko, i to jest trend światowy. Dlatego nie wróżę dużego sukcesu takim ruchom w Polsce, choć nie zniechęcam. Trzeba próbować. Trzeba mówić o fair trade. Nasze dochody wzrosną, a wraz z nimi zainteresowanie warunkami pracy innych.