Kwatera główna natowskich Sił Natychmiastowego Reagowania będzie w Szczecinie, a kolejny szczyt Sojuszu w 2016 r. odbędzie się w Warszawie. W ten sposób państwa Sojuszu Północnoatlantyckiego symbolicznie doceniają międzynarodową rolę Polski. Tymczasem mimo kolejnych optymistycznych deklaracji przedstawicieli Ministerstwa Obrony Narodowej i powtarzania w kółko, że do 2022 r. wydamy na modernizację 130 mld zł, z 14 głównych programów modernizacyjnych co najmniej sześć ma opóźnienia.
Najwięcej mamy wydać na system obrony powietrznej – ma to być ok. 26 mld zł. Szacuje się, że kilkanaście miliardów pochłonie system średniego zasięgu Wisła. Pod koniec czerwca MON poinformowało, że „do postępowania związanego z pozyskaniem zestawów Wisła zaproszone zostaną dwa podmioty: konsorcjum EUROSAM (Thales i MBDA – Francja) oferujące zestaw SAMP/T oraz firma Raytheon (USA) oferująca zestawy PATRIOT”. Optymistyczny scenariusz zakłada, że dostawca tarczy antyrakietowej ma być wyłoniony w I kw. 2015 r. Realistyczny, że w III lub IV. Tymczasem jeszcze w 2012 r. wojsko twierdziło, że dostawcę wyłonimy do końca 2014 r.
– Zapowiadaliśmy jedynie, że postaramy się przyspieszyć program i zakończyć przetarg w 2014 r. Ale od pewnego czasu konsekwentnie powtarzam, że zrobimy to w 2015 r. Planowane wcześniej terminy dostaw nie są zagrożone – odpowiada Czesław Mroczek, wiceminister obrony narodowej, odpowiedzialny za modernizację armii.
Prawie 10 mld zł jest wart opóźniony kontrakt na dostarczenie ok. 70 śmigłowców wsparcia bojowego i zabezpieczenia. Pod koniec 2012 r. Inspektorat Uzbrojenia polskiego wojska deklarował, że wykonawca zostanie wybrany w II kw. 2014 r., a umowa zostanie podpisana do końca września. Wyboru nie dokonano, a MON przesunęło termin na przełom 2014/2015. Z czego wynika opóźnienie? – Wpływ ma to, że wszystkie śmigłowce służące do różnych zadań muszą być na jednej platformie. To szczególnie utrudnia przygotowanie śmigłowca do zwalczania okrętów podwodnych – tłumaczy Mariusz Cielma, redaktor naczelny portalu DziennikZbrojny.pl. Platformę śmigłowca można w pewnym sensie porównać do podwozia auta, to szkielet, na którym jest osadzona maszyna. Jeśli helikoptery będą na jednej, to będzie się je łatwiej serwisować. Problem w tym, że zazwyczaj śmigłowce morskie są większe niż lądowe lub działają w parach – jeden niesie sonar, drugi torpedy. MON nie chce większych (ma być jedna platforma), ale też nie chce, by działały w parach, bo wtedy mielibyśmy tylko trzy takie zespoły (w sumie zamawiamy sześć tego typu maszyn).
Innym programem, który ma opóźnienie, są zestawy bezpilotowych statków powietrznych (BSP), czyli dronów. Drony w polskiej armii mają wyjątkowego pecha, ponieważ już jeden przetarg na ich dostarczenie został unieważniony. Ale w nowym otwarciu nie jest lepiej. – W kwietniu minister Mroczek deklarował, że program BSP ruszy lada tydzień. Tymczasem minęły ponad cztery miesiące i nic o nim nie słychać – stwierdza Cielma. Inspektorat Uzbrojenia w 2012 r. planował podpisanie umowy w 2014 r. Na to nie ma szans. – To, że nic nie słychać, nie znaczy, że my nie działamy. Jesteśmy na etapie uzgodnień międzyrządowych i rozmawiamy o zakupie tego typu maszyn – ripostuje minister Mroczek.
Ponad roczne spóźnienie dotyczy modernizacji czołgów Leopard. Na zakończonym w ubiegłym tygodniu Międzynarodowym Salonie Przemysłu Obronnego miał być prezentowany prototyp zmodernizowanego pojazdu. Wciąż nie wyłoniono dostawcy, a w międzyczasie doszło do małej wojny polsko-polskiej w zbrojeniówce. Modernizację chciały przeprowadzić Wojskowe Zakłady Motoryzacyjne w Poznaniu i gliwicki Bumar-Łabędy. Ostatecznie na placu boju został Bumar wraz ze swoim niemieckim partnerem, ale negocjacje z MON wciąż trwają. – Problem w tym, że w polskiej zbrojeniówce nie ma ludzi przygotowanych do prowadzenia tego typu negocjacji. Oni mówią, że potrafią. A jedyne, co potrafią, to robić piękne prezentacje. Niewiele więcej – mówi gen. Waldemar Skrzypczak, pancerniak i były wiceminister obrony narodowej. – Polskie zakłady zbrojeniowe chcą za dużo zrobić same, a nie mają odpowiedniej wiedzy. Natomiast dogadywanie się z zagranicznymi partnerami w kwestiach transferu technologii im zazwyczaj nie wychodzi.
Inaczej widzi to MON. – Ważniejsze niż to, by mieć szybko ofertę, jest to, by mieć dobrą ofertę. Rozmawiamy z partnerami, by udział polskiego przemysłu w tej modernizacji był jak największy, na razie Niemcy proponują za mały procent „polonizacji produkcji” – tłumaczy minister Mroczek.
Oprócz opisanych czterech programów opóźnienia dotyczą także programu zakupu łodzi podwodnych i indywidualnego wyposażenia i uzbrojenia żołnierza Tytan.