Pomimo luzowania części obostrzeń Polska wciąż ma jedne z najostrzejszych restrykcji w Europie.

Przed rozpoczętą dziś fazą odmrażania Polska była razem z Niemcami, Włochami i Holandią na piątym miejscu na liście najbardziej zamkniętych krajów Unii Europejskiej. Indeks restrykcji stworzyli naukowcy z Oksfordu. Według wyliczeń PKO BP dzisiejsze zdjęcie części zakazów sprawi, że wskaźnik dla Polski spadnie, ale nieznacznie. Mimo to są szanse na podwyżki prognoz makroekonomicznych.
– Biorąc pod uwagę drugą i trzecią falę pandemii, zakładaliśmy, że będzie czekał nas prawdziwy, twardy lockdown. Tak się jednak nie stało, a jednocześnie rząd planuje odmrażać gospodarkę szybciej niż rok temu. To sprawia, że dotychczasowe prognozy należy zrewidować w górę – przyznaje Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole Bank Polska.
Wcześniej bank przewidywał, że w II kw. z uwagi na efekt niskiej bazy konsumpcja wzrośnie o 7,1 proc. Teraz spodziewa się, że będzie lepiej. Choć zdaniem eksperta na gospodarkę nie wpłynie efekt odłożonego popytu. – Nie przewidujemy, że odegra on znaczącą rolę. Może dotyczyć gospodarstw domowych o dużych dochodach, które faktycznie miały wymuszone oszczędności. Albo je zachowają, albo nabędą w dużej mierze dobra luksusowe. A to z kolei może sprawić, że będzie wzrastał import, który ma ograniczony wpływ na PKB – tłumaczy Jakub Borowski.
Jak podkreśla Sonia Buchholtz, główna ekonomistka Konfederacji Lewiatan, zapowiedź uruchomienia branży gastronomicznej może pozytywnie wpłynąć na powrót do pracy części młodych ludzi, którzy dotychczas nie mieli okazji stać się jeszcze aktywni zawodowo. – To branża wyjątkowo atrakcyjna dla młodych, którzy mają problem z przejściem do innych sektorów – opowiada.
Na razie pozwolono na otwarcie lokali na zewnątrz. – Spora część restauratorów nie będzie mogła skorzystać z przywileju rządu ze względów technicznych bądź logistycznych. Będzie to niemożliwe bądź nieopłacalne – wskazuje Jarosław Walczyk, prezes Fundacji Klub Szefów Kuchni. Jak szacuje, z działalności na zewnątrz będzie mogło skorzystać ok. 60 proc. lokali. Nikt nie zdecyduje się bowiem na otwarcie, jeśli dostępna przestrzeń pozwala na umieszczenie na zewnątrz zaledwie jednego czy dwóch stolików.
Sceptyczni są także hotelarze. – Przy zapowiadanych warunkach funkcjonowania, czyli maksymalnie 50-procentowym obłożeniu, bez otwartych restauracji i barów, bez możliwości organizowania spotkań biznesowych i imprez okolicznościowych, hotel de facto działa na 20–25 proc. możliwości. W biznesie ważne są długofalowe założenia, a dzisiaj nie mamy podstaw do hurraoptymizmu – mówi Ireneusz Węgłowski, prezes Izby Gospodarczej Hotelarstwa Polskiego (IGHP).
Z optymizmem rządowe plany przyjęły natomiast galerie handlowe. – Mamy nadzieję, że powrót klientów do zakupów tradycyjnych będzie przynajmniej tak optymistyczny, jak miało to miejsce w lutym, kiedy zniesiono trzeci lockdown. Wówczas odwiedzalność szybko wróciła do bezpiecznego poziomu 70–80 proc. w porównaniu z wynikami sprzed pandemii – przyznaje Krzysztof Poznański, dyrektor zarządzający w Polskiej Radzie Centrów Handlowych.
Kina przy poprzednim, lutowym odmrażaniu nie zdecydowały się w pełni otworzyć działalności – największe sieci pozostawały niedostępne. – Decyzja o otwarciu kin 29 maja jest w pełni zgodna z obecną sytuacją epidemiczną, a poziom 50 proc. sprzedawanych miejsc jest bezpieczny dla widzów i daje możliwość konsumpcji na salach. Jednocześnie dystrybutorzy będą mieli prawie miesiąc na rozmowy z kinami i czas na odpowiednią promocję tytułów. Czekamy jeszcze na treść i szczegółowe zapisy rozporządzenia, ale mamy nadzieję, że wraz z pozwoleniem na konsumpcję na salach kinowych cała branża podejmie decyzję o otwarciu – ocenia Joanna Kotłowska, prezes Polskiego Stowarzyszenia Nowe Kina.
Otwarcie takich miejsc to szansa też dla sektora produkcji spożywczej, który dotychczas miał problemy ze zbytem. – W czasie lockdownów i ograniczeń kategorie impulsowe, jak batony, rogaliki, gumy do żucia czy energetyki, miały problem z utrzymaniem dotychczasowej dynamiki wzrostu – przyznaje Marek Moczulski, prezes Unitopu, producenta sezamków i chałwy.
Otwarcie to również dobra wiadomość dla sprzedających meble i materiały budowlane. Jak wylicza Ogólnopolska Izba Gospodarcza Producentów Mebli, w sklepach powyżej 2 tys. mkw. miesięcznie sprzedaje się meble za około 700 mln zł. Tam każdy tydzień to straty rzędu 175 mln zł. Wartość produkcji sprzedanej mebli w 2020 r. wyniosła 50,6 mld zł, czyli o 0,2 proc. więcej niż rok wcześniej. Budowlanka deklaruje, że również nie straciła na lockdownie. – Branża producentów chemii budowlanej i materiałów do wykańczania wnętrz nie została poturbowana przez COVID-19, a w przypadku niektórych podsektorów wręcz był to dobry okres na skutek wzrostu liczby remontów i nowych inwestycji – ocenia Paweł Kisiel, prezes Grupy Atlas.