Piotr Serafin ocenia szanse ministra Sikorskiego na posadę w Brukseli oraz reakcję Unii na działania Rosji.
Czy Radosław Sikorski jest kandydatem tylko na szefa unijnej dyplomacji, czy także do innych tek w Komisji?
Minister Sikorski jest powszechnie uznawany za jednego z najpoważniejszych kandydatów do funkcji wysokiego przedstawiciela Unii ds. zagranicznych. Jego kompetencje w polityce zagranicznej są nie do podważenia. Dlatego premier wskazał Jean-Claude’owi Junckerowi ministra Sikorskiego jako polskiego kandydata na funkcję wysokiego przedstawiciela i wiceszefa Komisji.
W podsłuchanej rozmowie Radosława Sikorskiego z Jackiem Rostowskim pada stwierdzenie, że na „high repa” – jak się w brukselskim slangu mówi na szefa unijnej dyplomacji – mamy najwyżej 10 proc. szans. Czy dziś są większe?
Od wielu tygodni mówiono, że wszystkie karty zostały dawno rozdane, a wskazanie szefa Rady Europejskiej i „high repa” to czysta formalność. Tymczasem Rada Europejska 16 lipca skończyła się bez rozstrzygnięć. Kwestia obsady obu funkcji jest zatem nadal otwarta. Nie ma 100-proc. faworytów, ale jest dla mnie oczywiste, że gdyby to było 10 proc., Polska nie zgłaszałaby takiej kandydatury.
Pojawiają się spekulacje, czy zgłoszenie kandydatury szefa MSZ nie jest rodzajem otwierania drzwi dla premiera Donalda Tuska i jego kandydatury na szefa Rady Europejskiej. Czy to wchodzi w grę?
Kandydatura Radosława Sikorskiego to priorytet w negocjacjach. Co do kandydatury na szefa Rady Europejskiej, premier niejednokrotnie się w tej sprawie wypowiadał i nie mam informacji, by nastąpiła zmiana stanowiska. Rozumiem narastające emocje w sprawach personalnych, ale wszystkie te spekulacje nie mają dzisiaj większego sensu. Potrzeba cierpliwości.
Dlaczego ubiegamy się o stanowisko wysokiego przedstawiciela?
Bo w tych niespokojnych czasach zależy nam na wpływie na unijną dyplomację. Sytuacja zewnętrzna jest niepokojąca i nie zanosi się na jej zmianę w najbliższej przyszłości.
Czy kadencja Catherine Ashton nie pokazała, że szef unijnej dyplomacji niewiele może? To nie miejsce dla osoby chcącej być kreatorem polityki...
Kadencja baronessy Ashton to okres, gdy dopiero rodziła się europejska służba dyplomatyczna. Poza tym ta – jak każda funkcja na forum europejskim – ma swoje ograniczenia, bo Europa może działać skutecznie tylko wtedy, gdy państwa członkowskie są gotowe dać jej szansę na działanie. Ucieranie stanowiska w sprawach polityki zagranicznej jest z tego względu bardzo dużym wyzwaniem.
Mamy poparcie dużych krajów unijnych w tej sprawie. Były konsultacje w sprawie kandydatury Sikorskiego?
Konsultacje były, są i nadal będą prowadzone. Jedną z tych dwóch głównych funkcji powinien objąć ktoś z naszej części Europy. A my uważamy, że minister Sikorski z uwagi na doświadczenie i kompetencje jest najmocniejszym kandydatem tej części Europy do funkcji wysokiego przedstawiciela.
Jak wygląda jego kandydatura na tle całej układanki?
Decyzje dotyczące najważniejszych stanowisk w UE muszą poszukiwać równowagi w wielu wymiarach. Na przykład zbalansowania geograficznego, demograficznego, równowagi płci, wrażliwości politycznych czy nawet wizji ludzi, którzy mają stać na czele instytucji. Znamy na razie dwa elementy tej układanki. Szefem Parlamentu Europejskiego będzie socjalista Martin Schulz, a Komisji Europejskiej – chadek Jean-Claude Juncker. Czyli przy obsadzie pozostałych dwóch funkcji należy znaleźć równowagę między wymienionymi wcześniej kryteriami. To rodzaj puzzli. Klocki muszą do siebie pasować tak, byśmy potem mogli powiedzieć, że obraz, który tworzą, jest spójny, że dzięki tej równowadze Europa będzie mogła pracować w sposób, z którym wszystkie państwa członkowskie będą się mogły identyfikować. To prawdziwe zadanie układanki instytucjonalnej.
Czy efektem tej układanki w obecnym rozdaniu będzie silniejsza Bruksela? Poprzednio wybrane osoby – Herman Van Rompuy i Catherine Ashton – nie miały charyzmy. Na tym tle Juncker jest już dużo silniejszą kandydaturą.
Nie mogę się zgodzić z oceną szefa Rady Europejskiej i szefowej unijnej dyplomacji. Może nie są to osoby, na widok których zatrzymywano by ruch drogowy w Pekinie, a ludzie wiwatowaliby na ich cześć. Nie są to polityczni celebryci. Ale każda z nich spełniła z nawiązką oczekiwania, jakie były w nich pokładane. Szef Rady Europejskiej powinien być osobą potrafiącą budować kompromisy i Van Rompuy taki właśnie był. Z kolei Catherine Ashton od zera zbudowała unijną dyplomację. Tak krawiec kraje, jak mu materii staje. Większa skłonność państw członkowskich do dzielenia się kompetencjami w dyplomacji z Brukselą to większe pole do działania dla wysokiego przedstawiciela. A co do wyniku negocjacji 30 sierpnia, chciałbym, by dawał więcej optymizmu co do siły Europy. Zarówno wewnętrznej, jak i w relacjach zewnętrznych.

Unia Europejska będzie stanowcza wobec Rosji?

Przełomem psychologicznym dla Europy było zestrzelenie przez rosyjskich separatystów malezyjskiego samolotu. Do tego momentu w Europie Zachodniej równoprawne były różne narracje opisujące to, co się dzieje na Ukrainie. W tym narracja podpowiadana przez Rosję. Zestrzelenie MH17 oznaczało, że dla przeciętnego Europejczyka ten konflikt stał się dużo prostszy do zrozumienia. Dziś nie ma wątpliwości, kto jest agresorem, a kto ofiarą. Dlatego możliwe było przejście do kolejnego etapu sankcji. Jeszcze cztery tygodnie temu nie udałoby się dla takich restrykcji zbudować jednolitego stanowiska 28 krajów.
Szykujemy propozycje kolejnych wariantów sankcji, gdyby te nie zadziałały?
Możemy się w pełni identyfikować z oświadczeniem liderów G7 wydanym ostatnio w tej sprawie. Nie powinno być wątpliwości, że ten krok nie będzie ostatnim, jeśli Rosja będzie w dalszym ciągu destabilizowała sytuację na wschodniej Ukrainie.
Ostatnio pojawiły się pogłoski o próbach dogadania się Angeli Merkel z Władimirem Putinem.
Nie zajmuję się pogłoskami.
To zapytam o to, co miało być przedmiotem rzekomego dealu. Czy z punktu widzenia Polski jakiś wariant porozumienia – wycofanie się Rosji ze wspierania separatystów we wschodniej Ukrainie w zamian za uznanie aneksji Krymu – wchodzi w grę?
Nie wyobrażam sobie, by mogło wchodzić w grę uznanie aneksji Krymu przez wspólnotę międzynarodową.
Czyli czeka nas rodzaj dyplomatycznej i gospodarczej wojny w Rosją.
Zachód pozostaje i będzie pozostawał gotowy do rozwiązań politycznych. Jego celem nie jest eskalacja konfliktu z Rosją. Nie jest celem eskalowanie sankcji czy izolowanie Rosji na arenie międzynarodowej. Ale Zachód musi reagować w sytuacji, w której Rosja narusza ład międzynarodowy, który ukształtował się po końcu zimnej wojny.
Czy szykujemy jakieś środki zaradcze, które pomogą osłonić polską gospodarkę przed skutkami rosyjskich sankcji?
Kraj frontowy, a my jesteśmy krajem graniczącym z państwem, w którym toczy się wojna, zawsze będzie w większym stopniu niż inne kraje narażony na konsekwencje takiego konfliktu. Mogę mówić tylko o polityce europejskiej, bo tym się zajmuję. W polityce europejskiej są instrumenty, które mogą służyć wsparciu kraju wystawionego na takie ryzyka. Choć Bruksela może pomóc, nie będzie to wsparcie, które w 100 proc. zrekompensuje straty związane z działaniami Rosji w polityce handlowej. To wymaga także mobilizacji społecznej. Oby reakcja Polaków na zakaz eksportu jabłek miała trwały charakter.
Z jakich konkretnie instrumentów możemy korzystać w tym przypadku?
Gdy pojawiają się gwałtowne zaburzenia na rynkach rolnych, istnieje możliwość interwencyjnego wsparcia ze środków budżetu wspólnej polityki rolnej. Inaczej jest z artykułami przemysłowymi. Zresztą nie wiem, czy bylibyśmy entuzjastami kompensowania strat francuskich producentów broni z tytułu niedostarczonych do Rosji mistrali, miliardowych strat londyńskiej giełdy z uwagi na sankcje finansowe czy strat firm surowcowych, które z powodu sankcji musiały się wycofać z wydobycia ropy naftowej. Musimy pamiętać, że w tym procesie wszyscy jesteśmy narażeni na straty, nikt nie przejdzie przez ten proces suchą stopą.
Mamy jakieś plany wykorzystania tych instrumentów rekompensujących straty z powodu embarga?
Minister rolnictwa wystąpił do komisarza do spraw rolnictwa w kwestii wsparcia dla tej części sektora rolnego, która ponosi straty z powodu rosyjskich decyzji. Warto przy okazji pamiętać, że pierwszym towarem, na który Rosjanie ogłosili embargo, była wieprzowina. I tutaj Europa zachowuje solidarność z Polską, nie uznając prawa Rosji do nałożenia embarga na polską i litewską wieprzowinę. Koszty z tego tytułu ponoszą producenci w całej Europie. A są one liczone w setkach milionów euro.
Czy Bruksela psychologicznie jest gotowa na taki rodzaj konfliktu z Rosją?
Zestrzelenie MH17 to był na pewno przełom i żyjemy w okresie emocji wywołanych tą katastrofą. Nie wiem, jak będzie za dwa czy trzy miesiące. Czy konflikt na Ukrainie znowu spowszednieje? Mam nadzieję, że nie.