Azjatyckie firmy z branży osiągają rekordowe wyniki, a metalurdzy ze wschodniej Europy planują nowe inwestycje
Azjatyckie firmy z branży osiągają rekordowe wyniki, a metalurdzy ze wschodniej Europy planują nowe inwestycje
W momencie, gdy Liberty Steel, jedna z największych obecnych na Starym Kontynencie hutniczych grup, walczy o przetrwanie, szukając awaryjnego finansowania i wsparcia u rządu Wielkiej Brytanii, azjatyckie grupy szykują się do zwiększania mocy produkcyjnej i dalszej ekspansji na globalnych rynkach.
Chiny postanowiły pójść za ciosem i chcą dalej konsolidować swoje zdolności produkcyjne. Jak ogłoszono w ubiegłym tygodniu, dwaj duzi producenci stali na tamtejszym rynku – Benxi oraz Anshan planują fuzję. Dzięki połączeniu sił ma powstać trzeci kompleks hutniczy świata, który według pomysłodawców będzie w stanie eksportować najbardziej przetworzone i tym samym najdroższe produkty.
Jednocześnie trwają procesy konsolidacyjne i rozwojowe innych grup. Baowu, największy producent stali w Państwie Środka, który w ubiegłym roku poszerzył swój stan posiadania o warte 2,1 mld dol. 51 proc. udziałów producenta stali nierdzewnej TISCO, zapowiedział miesiąc temu, że przeznaczy ok. 3 mld dol. na rozbudowanie zdolności produkcyjnych w prowincji Fujian.
Przedsięwzięcia te potwierdzają, że w dużej mierze to właśnie Azja może być beneficjentem ożywienia na rynku stali. Jak wskazują ostatnie szacunki World Steel Association, światowy popyt na stal wzrośnie w 2021 r. o ok. 5,8 proc. do 1,9 mld ton. To więcej niż wcześniej przewidywano. I większość zysków płynących z tak dobrych danych będzie absorbowana przez firmy działający na Dalekim Wschodzie.
Tak było dotychczas – w ubiegłym roku światowa produkcja wcale nie spadła tak znacznie (0,9 proc.) właśnie za sprawą Chin i innych państw azjatyckich – na całym kontynencie produkcja wzrosła o 1,5 proc. w porównaniu do 2019 r.
Najbliższy rok ma być jeszcze lepszy, również dla państw ościennych. Według Wietnamskiego Stowarzyszenia Stali, tamtejsze huty wyprodukowały od stycznia do marca 7,66 mln ton stali, co oznacza wzrost o 33,8 proc. licząc rok do roku. Za sprawą tak szybko rosnącego popytu i stopniowej redukcji kosztów, tamtejsze grupy odnotowują rekordowe zyski. Przykładowo, spółka Hoa Phat ogłosiła, że po podwojeniu swojego eksportu osiągnęła 80 proc. wzrost zysku netto w 2020 r. (do łącznego poziomu 587 mln dol.).
Widać to w statystykach. Na rosnącym zapotrzebowaniu zyskują też inne państwa, które bardzo szybko rozwijają swoje zdolności produkcyjne. Indyjskie Tata Steel odnotowało zysk netto w wysokości 540 mln dol. za kwartał październik-grudzień, co robi wrażenie tym większe, że w analogicznym okresie rok wcześniej odnotowano stratę.
– Jeszcze 25 lat temu Wietnam praktycznie nie miał własnego hutnictwa. Teraz jego moce osiągają nawet 25 mln ton. Podobny wzrost odnotowują inne kraje Azji. Korea Południowa 20 lat temu była w podobnej sytuacji, a dziś jej zdolności to ok. 60 mln ton. Indie produkowały raptem ponad 40 mln, dziś ich możliwości to ok. 110 mln ton, a w 2025 r. chcą prawie podwoić ten wynik. To pokazuje jak tamte kraje budują swoją potęgę w analogiczny sposób do powojennej Europy – opierając ją na stali i węglu – ocenia Stefan Dzienniak, prezes Hutniczej Izby Przemysłowo-Handlowej (HIPH).
Dane z Azji bardzo mocno kontrastują z informacjami napływającymi z UE – tu spadek sięgnął aż 11,8 proc. Zdaniem ekspertów ten trend trudno będzie powstrzymać. – Podczas gdy na światowe rynki stali pandemia miała wpływ przede wszystkim w I kw. 2020 r., Europa wciąż ma problemy, by wydostać się z kłopotów. W Azji rośnie cena z powodu rozpędzonego przemysłu, podczas, gdy na Starym Kontynencie w ciągu ostatniej dekady zdolności produkcyjne spadły o ok. 50 mln ton. A przecież, nie licząc trwania pandemii, wcale nie zużywamy mniej stali niż wcześniej. Tak spektakularne zwijanie się europejskiego hutnictwa będzie ograniczać nasze zdolności. Zmieni się też struktura importu – niegdyś sprowadzano wyłącznie wyroby, teraz rośnie zainteresowanie już gotowymi produktami – mówi Stefan Dzienniak.
O tym jak bardzo dynamicznie rozwija się azjatycki rynek, świadczy też fakt, że jeszcze przed pandemią europejskie organizacje branżowe narzekały na to, że Europa stoi przed problemem zalania tanią stalą z Dalekiego Wschodu. Dziś tak nie jest – Chiny zagospodarowują stal na własnym rynku, co skutkuje tym, że ceny znacząco poszły w górę. – Jako rynek europejski nie odczuliśmy presji wyrobów z Azji. Wręcz przeciwnie – na Starym Kontynencie brakuje surowców, co powoduje wzrost cen. To dobra wiadomość dla dystrybutorów i sprzedawców, ale gorsza dla odbiorców, którzy już teraz narzekają na to, że trzeba czekać miesiące na dostawy, które są znacznie droższe od tych sprzed kilku lat, co przekłada się na ich koszty produkcji – dodaje prezes HIPH.
Europejskie hutnictwo liczy jednak, że uda się przetrwać trudny czas i dzięki inwestycjom w bardziej ekologiczne technologie rynek się odbije. Przykładem są niemieccy producenci, którzy intensyfikują prace nad wykorzystaniem wodoru. W marcu Salzgitter rozpoczął produkcję tego paliwa z wykorzystaniem energii wiatrowej. Z kolei Thysennkrupp pracuje nad infrastrukturą dostarczającą do hut tzw. błękitny wodór uzyskany z gazu ziemnego.
– Niemcy uznały, że hutnictwo jest strategicznym sektorem tamtejszej gospodarki. Dlatego w okresie przejściowym między koksem, a w pełni ekologicznym zielonym wodorem uzyskiwanym z OZE państwo wspiera tam ten uzyskiwany z gazu, który emituje mniej CO2. Podobnie będą robić inne kraje. Szansą dla Polski może być przystosowywanie się do szarego wodoru, czyli pochodzącego z paliw kopalnych. To nie pozbawi nas emisji, ale daje szansę, że gdy produkcja zielonego wodoru faktycznie będzie już opłacalna ekonomicznie, to szybko wdrożymy to rozwiązanie – ocenia prezes HIPH. ©℗
Nie tylko Daleki Wschód, ale też najbliższy przejmuje inicjatywę
Swojej szansy w popandemicznej odbudowie upatrują też państwa Europy Wschodniej, gdzie przedsiębiorstwa nie są związane restrykcyjną polityką emisyjną w planach jest wiele ważnych inwestycji. W ubiegłym tygodniu władze Ukrainy zapowiedziały, że ArcelorMittal przeznaczy miliard dolarów na rozwój produkcji w hucie w Krzywym Rogu. W Polsce w ubiegłym roku za sprawą niezadowalających perspektyw zdecydowano o zgaszeniu należącego do grupy wielkiego pieca w krakowskiej hucie Sendzimira. Wcześniej ArcelorMittal wycofał się również z kontroli największej huty UE – włoskiej Ilvy na rzecz państwowej spółki Invitalia.
Program inwestycyjny u naszego wschodniego sąsiada przewiduje zwiększenie efektywności przy jednoczesnym obniżaniu emisyjności i wprowadzaniu elementów gospodarki obiegu zamkniętego. Nie ma jednak wątpliwości co do tego, że decyzja inwestycyjna jest spowodowana polityką UE, która do hutniczego potentata w dłuższej perspektywie jest znacznie mniej opłacalna. Na Ukrainie będzie mógł realizować politykę klimatyczną na własnych zasadach.
W obliczu rosnącego zapotrzebowania, swoje do ugrania ma również Rosja, która rozmawia z Pakistanem na temat inwestycji w państwowy kompleks produkcyjny Pakistan Steels Mills, którego z powodu strat chętnie pozbyłby się tamtejsze władze. Ewentualnym zakupem mogą być zainteresowane również Chiny.
Kraje byłego Związku Radzieckiego zrzeszone w ramach Wspólnoty Niepodległych Państw w ubiegłym roku wyprodukowały o 1,5 proc. więcej stali niż 12 miesięcy wcześniej.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama