Premier Mateusz Morawiecki miał w ubiegłym roku ważniejsze sprawy na głowie, ale w okresie pandemii zrealizował się jego postulat podkreślany wielokrotnie w przeszłości – zmniejszenia zależności krajowej gospodarki od zagranicy.

Międzynarodowa pozycja inwestycyjna – określenie, którego ekonomiści używają dla określenia różnicy pomiędzy zaangażowaniem krajowego kapitału poza Polską i zagranicznego u nas – pozostała ujemna, ale „deficyt” na poziomie 44 proc. PKB to najmniej od 2005 r.
Zagraniczne aktywa podmiotów z Polski rosły niemal najszybciej od dekady. Przyczynił się do tego głównie wzrost zaangażowania ze strony krajowych podmiotów z sektora finansowego – nasze bezpośrednie inwestycje zagraniczne wyniosły 289 mld zł.
Wartość bezpośrednich inwestycji zagranicznych u nas przekroczyła natomiast w ubiegłym roku 1,1 bln zł, ale w relacji do PKB napływ netto tego typu inwestycji był najmniejszy od 2013 r. Stopniały też dochody zagranicznych właścicieli działających u nas firm. Stanowiły równowartość 3,2 proc. PKB, co było najniższym wynikiem od 15 lat.
Zwolennicy repolonizacji gospodarki będą zadowoleni. Ale nie cały dochód zagranicznych inwestorów jest przez nich transferowany z Polski. Część zostaje w postaci reinwestowanych zysków. Te zaś były najmniejsze od pięciu lat (w relacji do PKB – od 2013 r.).