Drożejące paliwa, energia elektryczna i wzrost niektórych opłat administracyjnych będą napędzać inflację w tym roku. Ale NBP zachowuje spokój

Bank centralny opublikował wczoraj swoje najnowsze prognozy dla gospodarki na najbliższe trzy lata. Można by je podsumować jednym zdaniem: pandemia stopniowo będzie się cofać, zamknięte branże będą otwierane, a drzemiący w oszczędnościach gospodarstw domowych popyt zadziała jak konsumpcyjny dopalacz dla gospodarczego wzrostu. Stąd Narodowy Bank Polski spodziewa się, że już od II kw. tego roku będzie on przyspieszał.
Choć ta prognoza na II kw. ze wzrostem PKB o 9,6 proc. wygląda imponująco w porównaniu do stanu sprzed roku, to jednak ważniejsze jest to, czego spodziewają się ekonomiści w kolejnych kwartałach. Teraz zadziała silnie efekt bardzo niskiej bazy z poprzedniego roku, gdy wiosenny lockdown doprowadził do załamania i spadku gospodarczego, ale w miarę upływu czasu coraz większą rolę będą odgrywać inne czynniki. NBP zakłada, że choć przez większą część roku nadal będzie obowiązywać reżim sanitarny, jednak działalność większości branż będzie przywracana w rytm akcji szczepień. Pod koniec roku miałaby zostać zniesiona większość ograniczeń, co oznaczałoby, że gospodarka funkcjonowałaby już bez większych przeszkód. „Oczekuje się, że w połowie bieżącego roku nastąpi powrót PKB do poziomu sprzed pandemii. W kolejnych dwóch latach ekspansja będzie przekraczać 5 proc. rocznie, a tym samym gospodarka stopniowo powróci do średniookresowej ścieżki wzrostu oczekiwanej przed pandemią” – piszą ekonomiści NBP w najnowszej projekcji inflacji i PKB.
Początkowo paliwem dla wzrostu ma być konsumpcja prywatna. Jacek Kotłowski, wicedyrektor Departamentu Analiz Ekonomicznych NBP, prezentując raport, zwracał uwagę, że nieźle poradził sobie z pandemią polski rynek pracy: stopa bezrobocia jest relatywnie niska, dochody nie spadły, co przełożyło się na wzrost oszczędności. Co prawda w najbliższym czasie konsumpcję będą hamowały obowiązujące jeszcze restrykcje, dużym znakiem zapytania jest też potencjalna zmiana zachowań ludzi, nawet po zaszczepieniu – czy będą w takim samym stopniu korzystać z niektórych usług, jak przed pandemią.
– Ale w dłuższym czasie zniesienie obostrzeń powinno pomóc. W przyszłym roku konsumpcja powinna wzrosnąć nawet powyżej 6 proc. – mówił Jacek Kotłowski.
W połowie roku nastąpi powrót PKB do poziomu sprzed pandemii
Na razie do wzrostu PKB nie będą się dorzucały inwestycje, zwłaszcza prywatne. Według analityków NBP w firmach przez dłuższy czas będzie utrzymywała się podwyższona niepewność – nie tylko związana z pandemią, ale też z obawami o to, jak może się zmienić gospodarka po kryzysie. Szczególnie, czy wpłynie on na strukturę wydatków konsumentów, co dla niektórych branż oznaczać może kłopoty ze sprzedażą. W takich warunkach raczej nie ma mowy o ponoszeniu inwestycyjnego ryzyka. Nadzieja w inwestycjach publicznych. NBP zwraca uwagę, że Polska dostanie 24 mld euro dotacji z unijnego funduszu odbudowy, które powinna wydać do 2026 r. na m.in. transformację energetyczną i rozwój cyfryzacji. Autorzy prognoz oceniają, że w latach 2021–2023 Polska wykorzysta około jedną trzecią tych dotacji – to wynika z dotychczasowych doświadczeń związanych z wykorzystaniem funduszy unijnych.
– To będą projekty bardziej ambitne niż budowanie autostrad, ich efektem będzie wzrost produktywności w gospodarce, więc w pierwszych latach wykorzystanie środków będzie trochę wolniejsze. Ale z pewnością jest to czynnik, który pomoże gospodarce – mówił Jacek Kotłowski. W tym roku nakłady na inwestycje wzrosną tylko o 1,5 proc., ale już w przyszłym będzie to 7,7 proc., a w kolejnym 9,9 proc.
Ekonomiści NBP podali też swoje najnowsze prognozy inflacyjne. Dla rynku są one szczególnie ważne, bo na ich podstawie można wywnioskować, w jakim kierunku może pójść polska polityka pieniężna. Bank centralny jest zobowiązany do utrzymania stabilności cen, a konkretnie utrzymywania inflacji na poziomie 2,5 proc., z możliwością odchylenia o 1 pkt proc. w każdą stronę. Według prognoz z projekcji inflacja w tym roku dynamicznie wzrośnie do 3,4 proc. Czyli będzie blisko górnej granicy odchyleń od celu.
NBP jednak podkreśla, że inflacja wzrośnie w tym roku głównie przez szybko drożejące paliwa i wprowadzenie opłaty mocowej, która podnosi ceny prądu. Do tego rosną ceny administracyjne, jak opłaty za wywóz śmieci.
– W tym roku inflacja będzie podbita przez czynniki regulacyjne i jednorazowe, np. tzw. opłaty covidowe w niektórych usługach, które już wygasają. Firmy, żeby nadrobić stracony czas albo odrobić straty spowodowane przez lockdown, zdecydowały się przerzucić część kosztów na klientów, podnosząc ceny. To się już raczej nie będzie powtarzać – mówił Piotr Szpunar, dyrektor Departamentu Analiz Ekonomicznych NBP. Według niego po odjęciu cen regulowanych (na które polityka pieniężna nie ma wpływu) tzw. inflacja bazowa powinna nawet spadać już w tym roku. W kolejnych latach inflacja bazowa może rosnąć ze względu na coraz lepszą sytuację w gospodarce: powinna ona powodować wzrost płac, a ten z kolei tzw. presję inflacyjną. Mimo to bank centralny zakłada, że inflacja nie przekroczy górnej granicy dopuszczalnych odchyleń od celu inflacyjnego.
Prognozy inflacji NBP wzbudziły na rynku najwięcej emocji, po ich pierwszej wstępnej publikacji w ubiegłym tygodniu uznano, że należy oczekiwać zaostrzenia polityki pieniężnej, bo ceny będą rosły zbyt szybko. Oczekiwania te studził prezes NBP Adam Glapiński już w piątek. Wczoraj, prezentując raport, ekonomiści banku centralnego zwracali uwagę, że NBP analizuje za każdym razem przyczyny wzrostu inflacji.
Jak mówił dyrektor Szpunar, w założeniach polityki pieniężnej jest zapis, że Rada bierze pod uwagę naturę tzw. szoków inflacyjnych przy swoich decyzjach. Na czynniki administracyjne polityka pieniężna nie może wpływać. ©℗
Szybkie odbicie po pandemii, inflacja pod kontrolą