Przedsiębiorcy i samorządowcy z woj. warmińsko-mazurskiego twierdzą, że padli ofiarą „odpowiedzialności zbiorowej”. Oczekują wsparcia na wzór tego dla gmin

Biznes jest rozgoryczony, że po zaledwie dwóch tygodniach od wyczekiwanego luzowania gospodarki znów musi się zamykać. Przedsiębiorcy proponują, by, jeśli to konieczne, zamiast obostrzeń wojewódzkich zmienić je na powiatowe. – To absurd, że każą nam zamykać działalność, podczas gdy zakażenia dotyczą miejscowości oddalonej o ponad 100 km – twierdzi jedna z osób prowadzących działalność hotelową.
Nie dotrwają do sezonu
Hotelarze mówią też o tym, że sobota była dla nich najgorszym możliwym dniem do wprowadzania obostrzeń. Dlaczego? Większość rezerwacji dotyczyła całego weekendu. Klienci skrócili pobyt, co spowodowało dodatkowe straty ze względu na poniesione koszty zaopatrzenia. – Mieliśmy przygotowane posiłki dla gości i nagle nie mamy co z nimi zrobić. Nie da się ich sprzedać, trzeba zutylizować, co także kosztuje – wskazuje przedstawiciel branży.
Przedsiębiorcy zapowiadają, że będą walczyć o swoje, jak tylko się da. Część firm deklaruje, że pozostanie otwarta. Inni wskazują, że będą brać udział w kolejnych protestach takich jak ten, który odbył się w poniedziałek w Warszawie pod kancelarią premiera.
– Następuje efekt domina. Przestój w branży hotelarskiej powoduje ogromne straty również dla firm z nią powiązanych. Pozostało nam czekać na Wielkanoc, dokonujemy drobnych remontów z nadzieją, że wtedy będziemy mogli przyjąć gości. Co jakiś czas dzwonią i pytają, ale potwierdzane rezerwacje na przyszłość są co jakiś czas wycofywane – mówi Magdalena Karol z Centrum Konferencyjno-Wypoczynkowego „Kormoran” pod Olsztynkiem.
– Utrzymujemy się wyłącznie ze sprzedaży biletów, bez dotacji publicznych. Przez dwa tygodnie działania w lutym mieliśmy większe zainteresowanie, niż się spodziewaliśmy. Trudno mówić o odbiciu, bo teraz znowu będzie bardzo ciężko. Czekamy wciąż na rozpatrzenie naszego wniosku o pomoc z Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej – stwierdza Konrad Lenkiewicz, właściciel kina. Jak dodaje, jeśli pomoc nie nadejdzie na czas, będzie zmuszony zakończyć działalność.
Biznes oczekuje specjalnego wsparcia, najlepiej udzielonego jak najszybciej. Do tego apelu przyłączają się samorządowcy. Oni oczekują programu na wzór środków dla gmin górskich. Z taką petycją do władz centralnych zgłosili się już w styczniu. W odpowiedzi jednak rząd stwierdził, że byłaby ona bezzasadna, bo w tym okresie region ten wybrało zaledwie 4 proc. turystów. Nic nie zapowiada również wsparcia teraz. Choć poseł Porozumienia Michał Wypij pisał na Twitterze o specjalnym wsparciu dla regionu, teraz politycy unikają takich deklaracji.
„Lockdown w województwie warmińsko-mazurskim zapowiedziany został do 14 marca. Przedsiębiorcy z tego obszaru, podobnie jak wszyscy polscy przedsiębiorcy, mogą korzystać z pomocy w tarczach antykryzysowych – pomoc m.in. z tarczy branżowej została decyzją Rady Ministrów przedłużona o kolejny miesiąc. Na bieżąco analizujemy sytuację przedsiębiorców, pozostając w kontakcie z Generalnym Inspektorem Sanitarnym i Ministerstwem Zdrowia” – informuje resort rozwoju.
Branża hotelowa i przedstawiciele władz gmin turystycznych w województwie odrzucają argumentację rządu. Przyznają, że wiosna nie oznacza szczytu zainteresowania Warmią i Mazurami, ale hotele przez weekendy miały 30–40 proc. obłożenia, a Dzień Kobiet, w dni popularnych imienin czy w czasie ferii dochodziło ono do 80 proc. – Hotele na Mazurach znalazły się w tak trudnej sytuacji, że wiele z nich może teraz po prostu nie dotrwać do sezonu – zauważa Marek Łuczyński, prezes Polskiej Izby Hotelarzy.
Prawo kontra dramaty
Zdaniem Piotra Grzymowicza, prezydenta Olsztyna, kryzysową sytuację województwa spowodował brak testów u Polaków wracających z Wysp Brytyjskich na święta. – Gdyby wtedy na wzór innych państw testowano wracających, zapewne uniknęlibyśmy bardzo wielu transmisji wirusa. Jak wynika z analiz naszych sanepidów, to właśnie odmiana brytyjska dotyka naszych mieszkańców. W dodatku rozporządzenie wprowadzono bardzo późno. Ukazało się wieczorem w piątek, więc trudno, żebyśmy razem z przedsiębiorcami nie czuli się postawieni pod ścianą – stwierdza.
Samorządy wskazują, że one również są jednymi z właścicieli wielu zamkniętych biznesów. „Basen, kinoteatr, hala sportowo-widowiskowa nie dostarczą wpływów z działalności, a będą generowały koszty” – przypomina w odpowiedzi przesłanej DGP urząd miasta w Iławie. Dodatkowo miasta odnotowują mniejsze wpływy do budżetu za sprawą zwolnień z koncesji, z opłaty alkoholowej dla gastronomii i hoteli, a także indywidualnych umorzeń podatków od nieruchomości i dzierżaw.
– Porównując z 2019 r., widać, że mamy wpływy z podatków mniejsze o ponad 2 mln zł. W pierwszej kolejności tniemy inwestycje, by starczyło np. na utrzymanie szkół, bo subwencja oświatowa nie pokrywa wszystkich wydatków. Tyle mówi się o funduszu odbudowy i dostępnych środkach, ale skąd gminy wezmą pieniądze na niezbędny wkład własny? – pyta Piotr Jakubowski, burmistrz Mikołajek.
To sprawia, że przedstawiciele władz nie są tak kategoryczni jak rząd co do utrzymania biznesu w zamknięciu. – Rozumiem determinację przedsiębiorców, którzy są zmuszeni ratować swoje biznesy. Niektórzy z nich po prostu nie mają innego wyjścia. Z jednej strony prawo, z drugiej ludzkie dramaty – stwierdza Krzysztof Mańkowski, burmistrz Szczytna. ©℗