Brexit utrudnił wymianę handlową. Granicę przekracza o jedną trzecią mniej ciężarówek, a przewoźnicy dopiero uczą się nowych zasad

Przepływ towarów w pierwszych dniach nowego roku skomplikowała biurokracja. Podpisane w Wigilię porozumienie handlowe z Wielką Brytanią pozwoliło uniknąć wprowadzenia ceł i kontyngentów, które mogły sparaliżować wymianę handlową po obu stronach kanału La Manche. Nie uchroniło to jednak eksporterów przed dodatkowymi formalnościami, które wiążą się z tym, że Londyn opuścił wspólny rynek UE oraz unię celną. To oznacza, że od 1 stycznia przewóz towarów podlega kontrolom granicznym, m.in. celnym, weterynaryjnym i fitosanitarnym.
Wbrew oczekiwaniom nowe reguły nie wywołały jednak kolejek na granicy brytyjsko-francuskiej. Nie ma mowy o powtórce z końca roku, kiedy w Wielkiej Brytanii utknęły tysiące ciężarówek, w tym wiele polskich. Wówczas zator wywołała Francja, która z powodu zmutowanej odmiany koronawirusa wprowadziła zakaz ruchu ze Zjednoczonym Królestwem, by po kilku dniach wprowadzić obowiązkowe testy na obecność wirusa SARS-CoV-2.
Dzisiaj do przeprawy stawia się nawet o jedną trzecią tirów mniej. Brytyjskie Stowarzyszenie Przewoźników Drogowych (RHA) oszacowało, że dziennie między Dover a Calais i Dunkierką kursuje ok. 2 tys. ciężarówek, tymczasem wcześniej ta liczba wynosiła 5–6 tys. Krzysztof Tański, wiceprezes firmy Trans Petro Color, która wykonuje przewozy do Wielkiej Brytanii, przypomina, że pod koniec roku Brytyjczycy zrobili spore zapasy w obawie przed problemami. Dostawy odbywały się nawet w okresie świątecznym. – Spodziewali się utrudnień związanych z nowymi regułami, które byłyby jeszcze większe, gdyby nie doszło do podpisania umowy – mówi.
Rosną też ceny za przewozy. Jak podał przedstawiciel RHA w rozmowie z brytyjskim „The Telegraph”, przewoźnicy z Unii Europejskiej liczą sobie nawet 10 euro za kilometr, podczas gdy przed brexitem stawka wynosiła 1,50 euro. – Przewoźnicy podnoszą stawki za przejazd w obawie przed zakłóceniami. Boją się, że zatrzyma ich w trasie biurokracja albo nie będą w stanie wziąć załadunku na drogę powrotną, który czyni ich podróż opłacalną – podkreślił dyrektor RHA Richard Burnett. Co piąta ciężarówka jest zawracana na granicy z powodu braku odpowiednich dokumentów. Dlatego wielu przewoźników w ogóle zrezygnowało z przewozów zagranicznych.
W piątek usługi między UE a Wielką Brytanią zawiesiła globalna firma spedycyjna DPD. Klienci zostali poinformowani, że przedsiębiorstwo robi, co może, by sprostać ich oczekiwaniom, ale nadawane przez nich towary muszą zostać opatrzone dodatkowymi informacjami, by były gotowe do przeprawy przez granicę na nowych zasadach. Transporty mają zostać wznowione od jutra. John Glen, główny ekonomista Chartered Institute of Procurement and Supply, powiedział BBC, że po pewnym czasie biznes odnajdzie się w nowych warunkach. W jego ocenie istnieje jednak obawa, że popyt będzie rósł o wiele szybciej niż zdolności do przeprawiania się przez granicę.
Problemem jest też dostarczenie towarów do sklepów w Irlandii Północnej, która pozostała w unii celnej, dzięki czemu udało się uniknąć twardej granicy z Irlandią. Towary są tam jednak dowożone w większości z centrów logistycznych położonych w innych częściach Zjednoczonego Królestwa. I chociaż Londyn obiecywał, że po brexicie przepływ towarów między obiema częściami kraju będzie się odbywać bez żadnych formalności, w praktyce transport utknął w portach i niektóre sieci, jak Marks & Spencer i Sainsbury’s, zawiesiły dostawy niektórych produktów do sklepów w Irlandii Północnej.
Przed brexitem co piąta ciężarówka przeprawiająca się do Wielkiej Brytanii była polska. Branża nie zamierza rezygnować z tego kierunku. Przewoźnik Piotr Żal dopiero w tym tygodniu wysłał pierwszy transport i – jak mówi – dwie ciężarówki w drodze powrotnej zaliczyły dzień opóźnienia. – Źle wypełniony dokument, błąd ludzki. Wszyscy się dopiero uczą. Nikt nie wie, jak to dokładnie działa. Takie sytuacje na pewno będą się zdarzać – podkreśla. Jak dodaje, na jeden przewóz składają się różne towary, a na granicy źle wypełniony formularz dla jednego towaru może spowodować, że cały transport zostanie zawrócony. Dlatego przewoźnicy są ostrożniejsi. – Niektórzy w ogóle nie chcą brać kursów do Wielkiej Brytanii. Ale wiadomo, jeśli jeden zrezygnuje, drugi może skorzystać – zauważa.
Eksporterzy z Wielkiej Brytanii uważają też, że hasło „zero ceł” w praktyce nie jest do końca prawdziwe. Cłami nie są obłożone wyłącznie towary wyprodukowane w Wielkiej Brytanii, ale jeśli jakiś produkt zawiera składnik pochodzący z kraju trzeciego, eksporter musi uiścić opłatę. Ofiarą tej reguły padły popularne na Wyspach słodycze Percy Pig, sprzedawane przez jedną z brytyjskich sieci spożywczych. Cukierki w kształcie głowy świni są produkowane w Niemczech, skąd trafiają do centrów logistycznych w Wielkiej Brytanii, by stamtąd znowu wrócić do sklepów w UE. Teraz taka podróż wiąże się z cłem, a co zapewne za tym idzie – z wyższą ceną słodkiego prosiaka dla Europejczyków po tej stronie La Manche.