Sprzedaż detaliczna w grudniu mogła być nawet wyższa niż rok temu. Ale nie każdy liczy zyski.

Grudzień to dla handlu zwykle czas żniw, ale w 2020 r. zepsuła je pandemia. Obraz tego, w jakiej kondycji handlowcy skończyli rok, nie jest jednak jednoznaczny. Zaburzają go dwa zjawiska: skokowy wzrost popularności transakcji bezgotówkowych i przeniesienie się części sprzedaży do internetu.
Gdyby zmierzyć wielkość sprzedaży tylko transakcjami kartami płatniczymi, to grudzień wypadł naprawdę nieźle. Witold Siekierzyński z firmy eService, jednego z największych operatorów terminali płatniczych w kraju, mówi, że w tym ujęciu grudniowa sprzedaż detaliczna w stacjonarnych sklepach niewiele różniła się od ubiegłorocznej, zarówno pod względem wartości, jak i liczby transakcji. I tak np. w sklepach spożywczych klienci dokonali o 13 proc. więcej transakcji kartami niż rok wcześniej, przy jednocześnie 17-proc. wzroście ich wartości. Wartość i liczba transakcji w sklepach z kosmetykami i drogeriach były większe o około 5 proc. rok do roku.
– O ponad jedną czwartą wzrosła wartość transakcji w sklepach RTV i AGD. To kontynuacja trendu widocznego już w ostatnich miesiącach – zwraca uwagę Witold Siekierzyński.
Na drugim biegunie znalazły się sklepy z ubraniami i butami, bo wedle danych eService ich obroty były o jedną trzecią niższe niż rok wcześniej.
– Czas spędzany w domu, ograniczenia w podróżowaniu i organizacji imprez, ale też ponowne zamknięcie sklepów w czasie tradycyjnie prowadzonych sezonowych wyprzedaży odbiły się na spadku obrotów i liczby transakcji w tej kategorii – mówi Witold Siekierzyński.
Jednak takie proste porównanie nie mówi wszystkiego o sytuacji handlu – wzrosty notowane przez operatora terminali płatniczych mogą być częściowo wynikiem tego, że Polacy częściej używali kart niż gotówki. Żeby to zaburzenie wyeliminować, banki do porównań stosują tzw. wzorzec sezonowy: sprawdzają, jak się zmieniły obroty na kartach w porównaniu do stanu sprzed pandemii (czyli do lutego lub początku marca), a potem stosują takie samo porównanie dla roku 2019. Bankowe dane o transakcjach kartami mają przy tym większy zakres, bo obejmują również handel w internecie. Dlatego np. z informacji zbieranych przez PKO BP wynika, że sprzedaż ubrań i butów w grudniu wcale nie była taka zła. Na pewno wypadła lepiej niż w listopadzie, a w porównaniu do pierwszego tygodnia marca była niemal taka sama jak przed rokiem – czyli wróciła do typowego poziomu. Różnica bierze się zapewne stąd, że większa część obrotów branży odzieżowej przeniosła się do sieci.
– Ostatni tydzień grudnia wyglądał słabiej z powodu nowego lockdownu, podczas gdy w poprzednich latach pierwszy dzień po świętach zwykle przynosił wzrost obrotów ze względu na wyprzedaże. Tak naprawdę z całego grudnia sprzedawcy odzieży i obuwia stracili cztery dni – mówi Urszula Kryńska, ekonomistka PKO BP.
Dane banku wskazują też, że blisko sezonowego wzorca była sprzedaż towarów w kategorii urządzanie mieszkania, która obejmuje m.in. sprzęt RTV i AGD oraz meble. Przed rokiem w pierwszych trzech tygodniach grudnia sprzedaż stanowiła ok. 126 proc. poziomu z marca, w tym roku było to 113 proc. Po świętach jednak nastąpiło załamanie, w ostatnim tygodniu obroty stanowiły 66 proc. sprzedaży marcowej, podczas gdy zwykle stanowią 86 proc. To było zresztą zjawisko widoczne niemal we wszystkich segmentach handlu: duży wzrost wydatków w pierwszych tygodniach grudnia, co było m.in. efektem tzw. odłożonego popytu po listopadowym zamknięciu części sklepów, i ich mocne wyhamowanie w końcówce roku, gdy wprowadzono nowe obostrzenia.
– Generalnie grudzień nie był zły dla sprzedaży detalicznej. Odrabianie zaległości handlowych po zniesieniu lockdownu na koniec listopada wystarczyło, żeby w całym grudniu sprzedaż była wyższa o około 1,2 proc. w porównaniu z poprzednim rokiem. Nawet pomimo kolejnego zamknięcia po świętach – mówi Urszula Kryńska.
Jednak to, co jest zaletą bankowych informacji – czyli uwzględnianie w nich sprzedaży w sieci – jest też jednocześnie wadą: nie widać w nich, co naprawdę dzieje się w sklepach stacjonarnych. A tam tegoroczne żniwa wypadły jednak skromniej, co wiemy z informacji pozyskanych od właścicieli galerii handlowych. Polska Rada Centrów Handlowych wylicza, że w grudniu tzw. odwiedzalność była o około 30 proc. niższa niż przed rokiem. W zależności od dnia tygodnia i wielkości obiektu spadała nawet o 40 proc. w porównaniu do 2019 r.
– Najwięcej klientów odwiedziło centra handlowe w pierwszym tygodniu grudnia – był to także pierwszy tydzień w pełni otwartych galerii po listopadowym lockdownie. Tak zwany footfall wyniósł wówczas 76 proc. ubiegłorocznego, a w kolejnych tygodniach odwiedzalność systematycznie spadała, osiągając wartość około 70 proc. w porównaniu do analogicznych tygodni 2019 r. – mówi Agata Samcik, dyrektor do spraw komunikacji w PRCH. Swoje zrobiły obostrzenia sanitarne (limit liczby klientów w sklepie), ale też trzy niedziele handlowe pozwoliły rozłożyć przedświąteczny ruch na większą liczbę dni. Jednak najemcy sklepów w galeriach, jak szacuje PRCH, utracili około 5 mld zł dochodów, które mogliby pozyskać, gdyby nie pandemia.
– W najbliższych tygodniach ta luka jeszcze się powiększy z powodu trzeciego, trwającego do 17 stycznia, lockdownu. Tylko dwa tygodnie zamknięcia w styczniu mogą spowodować lukę w obrotach najemców rzędu kolejnych około 3,5 mld zł – mówi Agata Samcik. I dodaje, że przekłada się to na wyniki właścicieli centrów handlowych. Dotychczasowy bilans zmagań z COVID-19 to spadek przychodów o 4,5 mld zł, czyli o około 35–40 proc. rocznych obrotów.