Resort klimatu zapowiada, że nie uwolni jeszcze rynku prądu, choć oczekuje tego Bruksela

Od początku 2021 r. wchodzi w życie kolejna porcja przepisów dyrektywy w sprawie wspólnych zasad rynku wewnętrznego energii elektrycznej. Zakłada ona uwolnienie cen prądu w Unii, a więc zniesienie urzędowo zatwierdzanych taryf dla gospodarstw domowych, jakie wciąż stosuje się w Polsce.
O wdrożenie unijnych przepisów oraz uwolnienie cen energii zapytaliśmy resort klimatu. Ministerstwo w odpowiedzi dla DGP napisało, że planuje przyjęcie ustawy wdrażającej dyrektywę na koniec pierwszej połowy 2021 r. Zastrzegł, że dyrektywa przewiduje możliwość „odstąpienia od natychmiastowej deregulacji cen dla gospodarstw domowych i mikroprzedsiębiorców oraz utrzymanie ustalania cen przez regulatora do momentu wykształcenia dojrzałej i skutecznej konkurencji na rynku”.
Według ministerstwa „rynek ani odbiorcy nie są gotowi na pełne uwolnienie cen. Dlatego przepisy projektowane w ramach implementacji dyrektywy 2019/944 zakładają czasowe utrzymanie obowiązku przedkładania taryf przez sprzedawców z urzędu sprzedających energię elektryczną dla gospodarstw domowych” – czytamy w odpowiedzi. W ramach tej samej ustawy resort planuje zmianę zasad przyznawania dodatku energetycznego tak, aby skorzystało z niego jak najwięcej potrzebujących. W związku z tym już wycofany został projekt dotyczący tzw. rekompensaty Sasina.
Faktycznie unijna dyrektywa przewiduje pewne odstępstwo od swobody cen.
Pierwszy wyjątek dotyczy ich ustalania dla gospodarstw domowych „dotkniętych ubóstwem energetycznym”, a drugi pozwala na interwencję państwa w okresie przejściowym w dochodzeniu do „skutecznej konkurencji” między dostawcami. Ale stosowanie taryf po wdrożeniu dyrektywy będzie już nieco utrudnione. Będą musiały one być m.in. ograniczone w czasie i proporcjonalne, a dodatkowo stosujące je państwa będą musiały tłumaczyć się Komisji Europejskiej.
O uwolnienie rynku energii zapytaliśmy też prezesa Urzędu Regulacji Energetyki Rafała Gawina. To on zatwierdza taryfy dla gospodarstw domowych. ‒ Dane URE pokazują, że ok. 60 proc. odbiorców w gospodarstwach domowych korzysta z taryf zatwierdzanych przez prezesa URE, natomiast pozostałe 40 proc. odbiorców wybrało oferty rynkowe.
Oznacza to, że rynek sam się stopniowo uwalnia i zmierza do sytuacji, w której regulowana taryfa pozostanie tylko dla tych odbiorców, którzy faktycznie potrzebują ochrony, ponieważ np. dotyka ich problem ubóstwa energetycznego – odpowiedział DGP Gawin.
Eksperci, z którymi rozmawiał DGP, nie mają wątpliwości, że ceny energii w Polsce – uwolnione bądź nie – będą rosły. Wzrosną już znacznie w przyszłym roku, na co wpływ będzie mieć nie tylko wzrost taryf sprzedażowych (o ok. 3,5 proc.), lecz także nowe opłaty na rachunkach odbiorców (OZE i mocowa). W sumie rachunki zwiększą się o ponad 10 proc., a do tego dojdzie taryfa dystrybucyjna, której prezes URE jeszcze nie zatwierdził. W związku z tym, jak zaznacza w rozmowie z DGP szef praktyki energetycznej w kancelarii Kochański & Partners Wojciech Wrochna, rząd nie chce nagle uwalniać cen prądu, bo obawia się dodatkowych kosztów dla odbiorców indywidualnych. – A wydaje się, że tendencja na najbliższe lata jest taka, że koszty wytwarzania prądu będą rosły w związku z konieczną modernizacją polskiej energetyki – wskazał prawnik. Zauważył, że dopóki w Polsce są taryfy zatwierdzane przez URE, będzie presja, aby koszt niższej ceny dla gospodarstw domowych był pośrednio przerzucany na kontrolowane przez Skarb Państwa spółki energetyczne, które z kolei w przypadku braku mechanizmów regulacyjnych będą musiały odbijać to na cenach dla przedsiębiorstw. W przypadku zniesienia taryfikowania, zaznacza prawnik, koszty ochrony tzw. odbiorców wrażliwych będzie ponosić państwo w ramach pomocy społecznej.
Aleksandra Gawlikowska-Fyk z Forum Energii wskazuje, że przyczyną problemów z konkurencją na polskim rynku są m.in. procesy konsolidacyjne przeprowadzone w energetyce przez rząd, a sytuację może dodatkowo pogorszyć planowane zniesienie obowiązku sprzedaży energii elektrycznej na giełdzie. Jak zauważyła ‒ w 2018 r. wielu prywatnych sprzedawców prądu zbankrutowało w związku ze zwyżką cen hurtowych, obsługę klientów przejęli sprzedawcy rezerwowi, ale „po bardzo wysokich cenach”. Rząd zainterweniował, przyznając rekompensaty, które różnie wpłynęły na uczestników rynku. ‒ Byłby to więc trudny moment na uwolnienie rynku, mogłoby to doprowadzić do dużego skoku cen – zauważa Gawlikowska-Fyk. Jednak także jej zdaniem, nawet jeśli rząd utrzyma taryfikację w przyszłym roku, konsumenci muszą się liczyć z wyższymi cenami prądu, bo koszty wytwarzania w Polsce rosną ze względu na ceny uprawnień do emisji CO2 i konieczne inwestycje w energetyce.
Michał Hetmański z Fundacji Instrat uważa, że w warunkach silniejszej konkurencji uwolnienie cen wcale nie oznaczałoby ich drastycznego wzrostu, ale w warunkach dominacji czterech grup energetycznych na polskim rynku nie jest to takie oczywiste. Jego zdaniem, nawet jeśli w przyszłym roku utrzymane będą taryfy, rynek zacznie przygotowywać się do nieuchronnego uwolnienia – nasili się konkurencja prywatnych dostawców o klienta.
Osłony będą natomiast wymagać najsłabsi konsumenci.