Nie mogę powiedzieć, że nie było wstępnych rozważań o tym, co zrobić w hipotetycznej sytuacji. Wszyscy słyszeli, co zostało powiedziane. Ale nie było dealu, który się skonsumował, jak twierdzą niektórzy - podkreśla były minister finansów Jacek Rostowski w rozmowie z "DGP".
„Wprost” ma kolejne nagrania, w których pojawia się m.in. pan. Czy obawia się pan skutków politycznych tych rozmów?
Na ogół ujawnia się nielegalne nagrania, aby uzyskać jakiś cel polityczny. Według art. 267
kodeksu karnego nagrywanie i przekazywanie podsłuchanych rozmów jest przestępstwem. Mam zamiar zgłosić skargę do prokuratury z obu powodów wymienionych w tym artykule.
Był deal między szefem NBP a ministrem Sienkiewiczem?
Nie było. Obie części tej
umowy były nie do przeprowadzenia. W czasie, gdy odbywała się ta rozmowa, wyraźnie powiedziałem premierowi, że chcę odejść w momencie rekonstrukcji rządu. A to, co miało być drugą stroną tego dealu, czyli finansowanie hipotetycznego przyszłego rozdętego deficytu przez bank centralny, nie było możliwe ani potrzebne.
Ale pana prośba o dymisję nie musi mieć znaczenia. Ważne, że prosi o nią prezes NBP.
Nie mogę powiedzieć, że nie było wstępnych rozważań o tym, co zrobić w hipotetycznej sytuacji. Wszyscy słyszeli, co zostało powiedziane. Ale nie było dealu, który się skonsumował, jak twierdzą niektórzy. Bo nie mógł się skonsumować, i to z dwóch powodów. Po pierwsze, nie odszedłem dlatego, że była jakaś
umowa, ale dlatego, że chciałem odejść. A niemożliwa była najważniejsza strona tej rzekomej umowy, żeby NBP finansował deficyt.
Ale czemu nie?
To byłoby sprzeczne nie tylko z obecnym prawem, ale także z proponowaną nowelizacją ustawy o NBP i z unijnymi traktatami. Nie wyobrażam sobie także zaplanowania przez rząd tak dużego deficytu, że byłby on nie do sfinansowania na rynkach.
Ale przypuśćmy, że nadchodzi rok 2015, mamy złe scenariusze gospodarcze, rząd planuje nadwyżkowy deficyt i rękę podaje mu NBP. Taki wątek pojawia się w rozmowie. Mowa o pośrednim finansowaniu deficytu przez PKO BP czy BGK. Są jakieś bezpieczniki, które to uniemożliwią?
Po pierwsze NBP nie mógłby tego robić, bo nie może i nie będzie mógł kupować obligacji na rynku wtórnym dla finansowania deficytu. Według nowelizacji będzie mógł to robić tylko dla celów
polityki pieniężnej, czyli w warunkach niebezpiecznie niskiej inflacji, która nie reaguje na obniżki stóp procentowych, albo w przypadku wielkiego kryzysu sektora bankowego. To nie sytuacja opisywana w tej rozmowie.
A są jakieś inne zabezpieczenia, np. unijne?
Nie wyobrażam sobie deficytu w 2015 r., z którego finansowaniem miałyby kłopot rynki finansowe. Tym bardziej nie wyobrażam sobie takiego właśnie deficytu, który jednak byłby akceptowany przez Unię Europejską. Także nie byłby do zaakceptowania przeze mnie, o czym panowie mówili. Więc widać, że na takie tematy z prezesem NBP nie powinien rozmawiać szef MSW.
To dlaczego rozmawiał?
Nie wiem. W moim odczuciu min. Sienkiewicz poszedł rozmawiać o PWPW i ta rozmowa zrobiła się ciekawa w sposób spontaniczny.
Ale kwestia dealu jest chyba tak naprawdę drugorzędna. Czy nie jest naganna sama intencja takiej umowy?
Ewidentnie ta prywatna rozmowa nie powinna mieć miejsca, choć nie jest moją funkcją ganić prezesa NBP czy szefa MSW.
Czuje pan po tej rozmowie żal do ministra czy szefa NBP?
Lepiej, bym się nie wypowiadał, bo nie mogę być obiektywny.
A dlaczego prezesowi NBP zależało na pana usunięciu?
Co zyskiwał na pana odejściu? Wzmacniałoby to jego pozycję?
Nie wiem, czy cokolwiek zyskiwał. Mogę tylko powiedzieć, że nie odszedłem, by prezes NBP miał silniejszą pozycję w polityce gospodarczej (uśmiech).
Na jakich przepisach zależało NBP w projekcie ustawy? Gdzie był spór między wami?
To kluczowe rozwiązanie dotyczące zakupu obligacji na rynku wtórnym było już w pierwszej wersji projektu, który otrzymaliśmy od NBP. Tu nie było sporu. Natomiast była różnica zdań co do kwestii wprowadzenia dwukadencyjności RPP. Chcieliśmy tego w
MF, bo kurczy się pula osób, które są doświadczone i mogą sprawować tę funkcję, a w obecnym systemie rada wymienia się jednocześnie i wszyscy nowi członkowie najpierw dość długo uczą się sprawowania swej funkcji. W końcu, aby rozwiązać ten problem, prezes Belka przystał na rotacyjność.
Więc może z punktu widzenia prezesa rozmowa była wygodna. Obiecywał coś, co i tak musiałby wykonać, czyli interwencję banku centralnego w kryzysowej sytuacji w systemie finansowym, a w zamian dostawał pana głowę?
Ale okazało się, że to by nie była realna korzyść, bo i tak odchodziłem z urzędu. Taka czasami jest ironia historii. Zakładając, że to był jego ważny cel.
Prezes NBP nabija się z ministra?
Nie zauważyłem, by się nabijał, ale na pewno ma do czynienia z partnerem, który na finansach zna się znacznie mniej od niego. Mam wrażenie, że głównym celem tej części rozmowy była sama przyjemność z konwersacji. Można powiedzieć, że obaj stroszyli piórka.
Ujawnienie tych taśm to uderzenie w premiera? Sienkiewicz to jego minister, Belka to jego pomysł.
O ile pamiętam, to mógł być mój pomysł.
Pan podpowiedział premierowi Belkę. W jakich okolicznościach?
W takim razie można mówić o czarnej niewdzięczności prezesa NBP, który zażądał pana odejścia?
Raczej dowód na to, że prezes Belka i ja często dochodzimy do tych samych wniosków. (śmiech)
Zgadza się pan, że po pierwszym wystąpieniu premiera w sprawie afery taśmowej można było czuć niedosyt?
Uważam, że w pierwszym wystąpieniu premier bardzo jasno zdefiniował problem, z którym państwo musi się zmierzyć. Niedługo po tym minister Sienkiewicz honorowo powiedział, że po wyjaśnieniu tej sprawy i złapaniu sprawców nielegalnych podsłuchów ma zamiar odejść.
A co z szefem NBP?
Półżartem powiedziałem, że powinien być wprowadzony zapis o niezależności rządu od banku centralnego. Żyliśmy w przeświadczeniu, że im więcej niezależności dla banku centralnego, tym lepiej. Idea niezależności banku centralnego stała się pewnego rodzaju fetyszem. Ale jeśli jakaś instytucja staje się całkowicie niezależna i nikt z zewnątrz nie ma na nią żadnych możliwości oddziaływania i nie ma też mechanizmów, by ona nie oddziaływała na inne instytucje, to taka nierównowaga pomiędzy instytucjami państwa może stać się problemem.
Co z panem? Nie zdobył pan mandatu do Parlamentu Europejskiego. Znajdzie się pan w KE? Podsłuchy nie osłabią naszych szans na dobrą tekę?
Nie sądzę. Toczą się teraz dyskusje na temat szefa Komisji i tek dla poszczególnych krajów. Dzisiaj to ważne zadanie dla premiera i rządu, aby wynegocjować istotne portfolio dla przyszłego komisarza z Polski. A Polska ma kilku bardzo dobrych kandydatów.
(Rozmowa była autoryzowana w niedzielę, gdy pojawiły się pierwsze informacje i cytaty z rozmowy Jacka Rostowskiego z Radosławem Sikorskim)