Właścicieli centrów handlowych zaskoczyło kolejne zamknięcie. Tymczasem sklepy liczyły się z tym scenariuszem.

Jeszcze w połowie ubiegłego tygodnia przedstawiciele centrów handlowych słyszeli od przedstawicieli rządu, że są na szóstym miejscu w kolejce do wprowadzania ponownych restrykcji. W czwartek dowiedzieli się, że po świętach galerie mają zostać ponownie zamknięte, i to na trzy tygodnie. – Jesteśmy o tyle zaskoczeni, że – jak wynika z analiz – galerie handlowe nie są źródłem zakażeń ani dla klientów, ani pracowników. Wśród tych ostatnich koronawirusem zaraził się promil zatrudnionych – przekonuje Radosław Knap, dyrektor Polskiej Rady Centrów Handlowych.
Branża podkreśla, że była szczegółowo sprawdzana. – Każdy nasz obiekt był niemal codziennie kontrolowany przez policję i sanepid. Liczba klientów była o jedną czwartą niższa w porównaniu do poprzedniego roku. Klienci przebywali w obiekcie zdecydowanie krócej niż zwykle, koncentrując się na swoich listach zakupów – mówi Bożena Gierszewska-Mroziewicz, szefowa Neinver w Polsce, do którego należą outlety Factory. Właściciele obiektów i zlokalizowanych w nich sklepów zaznaczają też, że decyzja spowoduje kolejne straty. Po świętach zwykle ruszają wyprzedaże. Wiele sklepów zdecydowało się na nie wcześniej, jakby przeczuwając, co może się wydarzyć. Tłumaczą jednak, że to nie wystarczy, by pozbyć się towaru przed nadejściem nowego sezonu.
– Klienci często wstrzymują się z zakupami do czasu po świętach. Wtedy wiedzą, ile wydali na przygotowanie wigilii, i mogą lepiej rozporządzać budżetem. A teraz kupują coś na prezent i są to z reguły drobniejsze produkty – dodaje jeden z pracowników sieci odzieżowej. Do tego dochodzi to, że sklepy z centrów handlowych ciągle nie odrobiły strat spowodowanych wcześniejszymi lockdownami. – W ostatnim tygodniu notowaliśmy o 30 proc. mniej odwiedzin niż przed rokiem. A to grudzień, czas największych żniw – dodaje Anna Szmeja, prezes Retail Institute.
– Najgorsza sytuacja jest w sektorach odzieżowym, obuwniczym, gastronomicznym i rozrywkowym. Na drugim biegunie jest elektronika. Ta nawet rok do roku jest na 1,5-proc. plusie pod względem obrotów. Tak dobry wynik to jednak zasługa rezygnacji z marż – zaznacza Szmeja. Dlatego trzeci lockdown jest dla branży ciężkim ciosem, zwłaszcza że właściciele galerii handlowych od początku pandemii są pozbawieni pomocy w ramach tarcz finansowych. – Apelujemy do rządzących o wsparcie dla sektora, a do banków o bardziej liberalne podejście do spłaty należności – dodaje Knap.
Zwłaszcza że kryzys w handlu może wywołać reakcję łańcuchową. – Centra mogą nie być w stanie realizować zobowiązań wobec instytucji finansowych – twierdzi Tomasz Trzósło, prezes EPP, największego właściciela centrów handlowych w Polsce. Są już pierwsze firmy, które rozważają wystąpienie z pozwem przeciwko Skarbowi Państwa. Zaczynają się problemy ze spłatą zobowiązań zaciągniętych na poczet budowy obiektów czy regulowania bieżących opłat za funkcjonowanie i wynajem powierzchni. Inaczej rynek polskich centrów handlowych czekają gigantyczne spadki wartości. Dziś w kraju działa 570 obiektów większych niż 5 tys. mkw.
Duże sklepy sieciowe, jak CCC, LPP czy VGR, twierdzą jednak, że były przygotowane do obostrzeń, a straty powstałe z tego tytułu coraz skuteczniej rekompensują sprzedażą online. – Trzeci lockdown to scenariusz, który braliśmy pod uwagę. Mamy bezpieczną sytuację płynnościową i silny kanał sprzedaży internetowej. Zakładaliśmy jakąś formę lockdownu w styczniu. Wiemy, jak ten okres rozsądnie przepracować – mówi Daria Sulgostowska, rzeczniczka CCC. To samo mówi wiceszef VGR Radosław Jakociuk.
– Po listopadowej decyzji o zamknięciu sklepów zmniejszyliśmy pracownikom wymiar pracy do czterech piątych i proporcjonalnie obniżyliśmy wynagrodzenie, także przedstawicielom zarządu. Te ograniczenia pozostają w mocy – dodaje Jakociuk. Firmy także jednak liczą na wsparcie państwa. – Byliśmy przygotowani na kolejny lockdown, niemniej w naszej ocenie, dopóki warunki gospodarcze będą tak niestabilne, działania pomocowe dla wielu firm wciąż będą potrzebne – ocenia Monika Wszeborowska, rzeczniczka LPP.