Polska zamierza ze środków publicznych wspomóc budowę elektrowni jądrowych. Koszt: kilkadziesiąt miliardów.

W czwartek Warszawa podpisała umowę o współpracy z USA na rzecz rozwoju programu energetyki jądrowej. Na początku zeszłego tygodnia dokument zdalnie podpisał przebywający na kwarantannie sekretarz energii Dan Brouillette. Porozumienie przewiduje, że Amerykanie w 1,5 roku stworzą ofertę uczestniczenia w budowie, finansowaniu i eksploatacji reaktorów jądrowych w Polsce. Przedstawienie oferty nie będzie jeszcze przesądzać o wyborze Amerykanów. Sama umowa została już notyfikowana w Komisji Europejskiej i nie wzbudziła jej zastrzeżeń.
Podpisujący dokument pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej Piotr Naimski zaznaczył podczas wideokonferencji z dziennikarzami, że konkretne kwoty będą elementem dalszych negocjacji, teraz chodzi o stworzenie możliwej struktury finansowania energetyki jądrowej w Polsce.
W najnowszym projekcie „Polityki energetycznej Polski do 2040 r.” nakłady potrzebne na budowę 6‒9 GW z atomu oszacowano na ok. 150 mld zł. Przy założeniu, że polski udział w spółce realizującej inwestycję ma wynieść co najmniej 51 proc., zaangażowanie polskiej strony może przekraczać 70 mld zł. Naimski pytany przez DGP, skąd Polska weźmie pieniądze, odparł, że „nie ma takiej możliwości, żeby w dzisiejszych czasach zbudować elektrownię jądrową bez wsparcia państwa”. ‒ To jest kwestia finansowania polskiej części w programie, który trwa 20 lat, i przygotowania się do poniesienia tych kosztów. Druga rzecz to jest zgoda ze strony Komisji Europejskiej na pomoc publiczną przy tej inwestycji. To jest przed nami, będziemy rozmawiali na ten temat z KE, mając już strukturę finansowania i przewidywany budżet – wskazał Naimski.
Polska ustawi się zatem w kolejce po zgodę Komisji, na którą czekają już Czechy, które łączą tę kwestię z szerszymi negocjacjami na forum UE dotyczącymi nowych celów klimatycznych. Przed ostatnim szczytem unijnym Czechy oświadczyły, że są gotowe poprzeć proponowane przez KE zwiększenie celu redukcji emisji gazów cieplarnianych do 55 proc. do 2030 r., o ile cel ten będzie miał charakter zbiorowy oraz o ile unijne przepisy dotyczące pomocy państwa nie będą utrudniać realizacji planów dalszego rozwijania energetyki jądrowej w tym kraju. Niecałe dwa tygodnie temu czeska minister ds. europejskich Milena Hrdinková powiedziała portalowi Euractiv, że tylko dzięki temu Czechy będą mogły mieć wkład w realizację celów klimatycznych Unii i wezwała KE do zaakceptowania planowanej pomocy państwa na rzecz budowy nowego bloku jądrowego w Dukovanach.
– Nie wyobrażam sobie, byśmy w perspektywie 20‒30 lat mogli z sukcesem doprowadzić do transformacji energetycznej w Polsce bez udziału sektora energetyki jądrowej w naszym miksie – przekonywał Naimski. Zaletą atomu w porównaniu ze źródłami odnawialnymi, jak wiatraki czy fotowoltaika, są stabilne dostawy energii. Zdaniem rządowego pełnomocnika korzyściami dla Polski z budowy energetyki jądrowej miałyby być suwerenność energetyczna i udział krajowych firm w realizacji przedsięwzięcia.
Postęp w realizacji umowy z USA będzie monitorował komitet sterujący. Mają w nim uczestniczyć przedstawiciele obu rządów, ale także agend i instytucji finansowych oraz eksperci. Zgodnie z przyjętą 2 października aktualizacją PPEJ ‒ „Polskiego programu energetyki jądrowej”, partner technologiczny i kapitałowy miałby objąć do 49 proc. udziałów w spółce celowej, którą od aktualnych polskich wspólników przed końcem roku chce przejąć Skarb Państwa. Naimski zaznaczył, że ostatnio sytuacja w USA zmienia się na korzyść jeśli chodzi o wsparcie polskiego programu jądrowego, bo zniesiono ograniczenie dotyczące amerykańskich inwestycji w sektorze nuklearnym. ‒ Przeorganizowane zostały też struktury wspierające eksport amerykańskiej technologii. W tej chwili są one przygotowane do zaangażowania poza Stanami Zjednoczonymi i liczymy, że te nowe instrumenty będą mogły być użyte – mówił. Zasugerował, że jeśli partner amerykański będzie chciał zaangażować się w projekt „dłużnie”, to kwestia ewentualnego kredytu będzie leżeć po jego stronie.
Pomysł na nowy podział uprawnień do emisji w Unii
W piątek na Radzie UE ds. środowiska w ramach dyskusji nad nowym celem redukcji emisji CO2 do 2030 r. Polska zaprezentowała swoje propozycje zmian w ETS – unijnym systemie handlu prawami do emisji. Warszawa uważa, że pieniądze w ramach ETS powinny być kierowane do obszarów, które potrzebują ich najbardziej, a obecny klucz przydziału uprawnień do emisji nie jest sprawiedliwy.

Według propozycji, do której dotarł DGP, Polska chce albo znacznego zwiększenia tzw. Funduszu Modernizacyjnego, który od przyszłego roku ma być zasilany 2 proc. dostępnych w ETS uprawnień, albo stworzenia osobnego Funduszu Solidarnościowego zmniejszającego ubóstwo energetyczne. Fundusz Modernizacyjny jest przeznaczony na unowocześnienie systemów energetycznych 10 najbiedniejszych krajów UE. Jego wielkość będzie zależeć od ceny pozwoleń na emisję CO2. Według KE przydział dla Polski może wynieść 1,9 mld euro. Fundusz Solidarnościowy też byłby zasilany przychodami ze sprzedaży pozwoleń na emisję. Korzystałyby z niego te państwa członkowskie, których PKB na mieszkańca jest niższe od średniej UE, a przydział środków odzwierciedlałby wielkość populacji i udział rachunków na energię w wydatkach ludności. Miałby finansować programy zmniejszające wydatki gospodarstw domowych na energię, np. poprawę efektywności energetycznej budynków.