Polska z importera ropy i gazu zmienia się w istotny punkt na eksportowej mapie Europy. Teraz kluczowy będzie m.in. tranzyt surowców i paliw. Mają one być bowiem transportowane przez nasz kraj nie tylko ze Wschodu na Zachód, jak do tej pory, ale po 2018 r. możliwe będzie także wysyłanie gazu z Zachodu do Czech i na Słowację oraz Ukrainę, ropy zaś – do państw leżących nad Bałtykiem.
Gaz-System i PERN budują już nowe połączenia rurociągowe oraz morskie terminale – w Świnoujściu i Gdańsku. W ciągu pięciu lat na inwestycje wydadzą kwotę ponad 8 mld zł. Ale dzięki nowej infrastrukturze wpływy operatorów mogą się zwiększyć o grubo ponad 700 mln zł rocznie.
Największa rewolucja czeka Gaz-System. Jak ustaliliśmy, już za pięć do siedmiu lat operator z eksportu i tranzytu gazu przez Polskę może uzyskiwać dodatkowo ponad 600 mln zł rocznie. – Jeszcze w tym roku zakończymy budowę 1200 km gazociągów, które umożliwią transport 5 mld m sześc. surowca rocznie. To jedna z naszych krajowych potrzeb – wylicza Jan Chadam, prezes Gaz-Systemu. Sieć powstaje w ramach korytarza Północ – Południe, który ma połączyć świnoujski terminal LNG z gazoportem na chorwackiej wyspie Krk. W efekcie pojawi się możliwość tłoczenia gazu znad Bałtyku aż nad Adriatyk. – Te inwestycje zmienią mapę Polski – podkreśla Chadam. Dziś spółka zarabia wyłącznie na transporcie gazu wewnątrz kraju. W Gaz-Systemie nie mają jednak wątpliwości, że nowy biznes będzie opłacalny. – Na infrastrukturze w ramach europejskiej sieci połączeń możemy dobrze zarabiać. Szacujemy, że transport gazu m.in. na południe i wschód Europy stanowić będzie 30–40 proc. naszych przychodów – przyznaje prezes Gaz-Systemu.
Zmieni się także struktura przychodów PERN, choć w znacznie mniejszym stopniu niż w przypadku Gaz-Systemu. Już teraz 46 proc. wpływów tego operatora ropociągów stanowi bowiem sprzedaż mocy przesyłowych pod tranzyt surowca (rurociągiem „Przyjaźń” do niemieckich rafinerii tłoczonych jest od kilkunastu do 27 mln ton ropy naftowej rocznie). Dzięki budowie terminalu naftowo-paliwowego w Gdańsku te proporcje mogą się jednak odwrócić. W spółce nie chcą oceniać, na ile zmieni się struktura sprzedaży, bo – jak podkreślają – PERN jedynie oferuje usługę, a czy infrastruktura zostanie wykorzystana do importu, czy też eksportu surowca i paliw, zależy od klientów. Nikt nie kryje jednak nadziei, że gdański terminal będzie kurą znoszącą złote jajka. Jak się dowiedzieliśmy, po 2018 r., czyli po zakończeniu obu etapów budowy i pełnym uruchomieniu terminalu, przychody PERN mogą wzrosnąć nawet o 15 proc. To oznacza zaś dodatkowo ok. 100 mln zł rocznie.
Terminal naftowy w Gdańsku ma być docelowo pierwszym w Polsce hubem morskim o pojemności 700 tys. m sześc. ropy, produktów naftowych i chemikaliów. Będzie oferował usługi magazynowania, przeładowywania oraz mieszania paliw i ropy. – Stanie się oknem na świat dla polskich i niemieckich rafinerii, a także traderów operujących w basenie Morza Bałtyckiego – podkreśla Marcin Moskalewicz, prezes PERN.
W 2015 r. ma być gotowa część infrastruktury do przeładunku ropy. Drugi etap paliwowo-chemiczny będzie sfinalizowany do 2018 r.
PGNiG powalczy o tańszy gaz
Wczoraj w Gdańsku odbyło się robocze spotkanie przedstawicieli PGNiG i Gazpromu. Spółki miały zacząć rozmowy o warunków dostaw gazu do Polski. Szczegółów spotkania nie ujawniono. Nie ma też co liczyć na szybki finał negocjacji w sprawie obniżki cen. Umowa gazowa, w ramach której importujemy 9–10 mld m sześc. surowca rocznie, wyznacza okna negocjacyjne, w których można prowadzić rozmowy. – Najbliższe wypada w październiku 2014 r. – mówi Jacek Murawski, wiceprezes PGNiG.
Spółka ma w nim walczyć o tańszy gaz, ale też o zmianę formuły cenowej. Ta dziś w 80 proc. powiązana jest z cenami ropy i produktów naftowych. Zarząd PGNiG chce ją w większym stopniu związać z giełdowymi cenami gazu. Koncern zamierza także renegocjować ceny w kontrakcie z Qatargasem. Do tej pory nie określił jednak terminu, w którym podejmie rozmowy.