Jerzy Buzek, główny negocjator dyrektywy gazowej po stronie europarlamentu, tłumaczy DGP, jakie zmiany wprowadzi uzgodniony tekst dokumentu
Nord Stream 2 nadal będzie niekorzystny dla Polski i innych krajów naszego regionu, czy może dzięki zmianom w projekcie dyrektywy gazowej został ucywilizowany? Do kraju docierają rozbieżne opinie na ten temat.
Zmiany w dyrektywie, którymi zajmowaliśmy się we wtorek w ramach trialogu, nie blokują budowy Nord Stream 2. Pamiętajmy, że on już powstaje i nie można tego odwrócić. Zaproponowane przepisy mocno jednak utrudniają funkcjonowanie gazociągów na takich zasadach, jakich oczekiwaliby Rosjanie. Gazprom chciałby być jednocześnie właścicielem gazociągu i dostawcą gazu do niego, co dawałoby mu pozycję monopolisty przy połączeniu o przepustowości 55 mld m sześc. gazu rocznie. Na to się nie zgadzamy. Oczekujemy, że wszyscy dostawcy będą działać na takich samych zasadach, jak np. Norwegowie, którzy są w stanie stabilnie dostarczać gaz do Holandii, Niemiec czy Wielkiej Brytanii na konkurencyjnych zasadach i z pełnym poszanowaniem unijnego prawa.
Jakie zatem zapisy są w obecnej wersji proponowanych przepisów?
Chcemy, by wszystkie gazociągi, zarówno te istniejące, jak i dopiero budowane, lądowe i podmorskie, leżące tylko na terenie UE, jak i przychodzące spoza jej terytorium, działały na zdrowych, europejskich zasadach. Dlatego wpisaliśmy do projektu, że dostęp do przepustowości muszą mieć różni dostawcy gazu, bez żadnej wyłączności. Rozbijamy koncepcję Gazpromu, mówiąc, że dostawca gazu i operator połączenia muszą zostać rozdzieleni właścicielsko. Trzeba też stosować przejrzyste taryfy, by nie powtarzała się obecna sytuacja, że gaz do Polski jest sprzedawany drożej niż do Niemiec, choć to Polska jest położona bliżej złóż. Era takich działań Gazpromu w Europie właśnie dobiega końca.
Wiadomo jednak, że podejście inicjatorów projektu, czyli Niemiec i Rosji, w tej sprawie się nie zmienia. Nawet w komunikacie Komisji Europejskiej czytamy, że od ścisłych reguł dyrektywy istnieją jednak wyjątki. Aby nie skończyło się na tym, że pozostanie pole do interpretacji: czy Nord Stream 2 będzie podlegał dyrektywie gazowej tylko na terytorium Niemiec, czy na całej długości?
Oczywiście Gazprom będzie się upierał, żeby uzyskać wyłączenie. Jednak my powiemy jednoznaczne „nie”. Żeby zapewnić dostęp strony trzeciej, czyli alternatywnego dostawcy gazu do przepustowości gazociągu, musi to nastąpić już pod Petersburgiem. Tylko jak to zrobić, skoro Gazprom ma w Rosji zagwarantowany ustawowo monopol na eksport gazu rurociągami? A nie ma innej możliwości – nie da się tuż pod Greifs waldem dobudować łączników, do których mogliby się podłączyć alternatywni sprzedawcy gazu. Dyrektywa musi obowiązywać na całej długości albo nie będzie obowiązywać wcale. A mamy bardzo mocny zapis, że wszystko odbywa się pod absolutnym nadzorem Komisji Europejskiej.
Jak to się wszystko stało? Przez ostatnie kilka dni pojawiały się zupełnie sprzeczne informacje na temat rokowań. Najpierw się dowiedzieliśmy, że na posiedzeniu Komitetu Stałych Przedstawicieli krajów UE w Brukseli Francja poprze poprawkę niekorzystną dla Nord Stream 2. Potem się okazało, że jednak do tego nie dojdzie, w dodatku pojawiły się wytrychy umożliwiające Niemcom ominięcie prawa UE. W tej dość patowej sytuacji oczekiwano, że negocjacje potrwają jeszcze kilka tygodni, a pan po jednej, choć bardzo długiej rundzie negocjacji między PE, Komisją a Radą, ogłasza, że Nord Stream 2 w końcu będzie podlegał unijnym regulacjom. Może pan to wszystko po kolei wyjaśnić?
Być może byli tacy, którzy liczyli, że rozmowy faktycznie będą trwały jeszcze kilka tygodni, a sprawa się opóźni i harmonogram prac zostanie tak rozciągnięty, by nie zdążyć przed majowymi wyborami do PE. Jednak my wiedzieliśmy, że to jest nasze „teraz albo nigdy” i ten trialog jest właśnie tym momentem, w którym porozumienie musi zostać zawarte. Jako sprawozdawca miałem bardzo silny mandat negocjacyjny od Parlamentu – to właśnie europosłowie wśród organów UE są siłą najbardziej świadomą zagrożeń, jakie niesie Nord Stream 2. I po prostu postanowiłem działać. To wszystko jednak nie wydarzyło się w jeden wieczór. Rozmawiałem ponad rok z kolejnymi prezydencjami: najpierw estońską, później bułgarską i austriacką. Rozmowy szły bardzo opornie, nic z nich nie wynikało. Dopiero kiedy stery przejęła prezydencja rumuńska, sprawy nabrały tempa. Rumunom zawdzięczamy bardzo wiele.
Osiągnięte porozumienie określono jako wstępne. Coś jeszcze może się zmienić na poziomie szczegółów?
To, co ustaliliśmy, jest ostateczne. Następnym etapem jest COREPER, czyli wspomniany już Komitet Stałych Przedstawicieli. Potem projektem zajmie się prowadzona przeze mnie komisja ds. przemysłu, badań naukowych i energii, a w kwietniu – sesja plenarna PE. Z początkiem maja wszystkie uzgodnienia dobiegną końca, dyrektywa zostanie parę tygodni później opublikowana w Dzienniku Urzędowym UE i niedługo potem zacznie obowiązywać. Do czerwca Nord Stream 2 z pewnością nie zostanie ukończony, więc dyrektywa gazowa będzie go obowiązywać.
W jaki sposób dyrektywa będzie stosowana do NS2, jeśli faktycznie uda się dotrzymać tego harmonogramu?
Uda się. Jestem dobrej myśli. Projekt dyrektywy określa, że z chwilą jej wejścia w życie, w przypadku gazociągów spoza UE, konieczne jest wynegocjowanie z krajem trzecim porozumienia w sprawie tego, jak unijne przepisy mają zostać zaimplementowane dla danego połączenia. Negocjacje może prowadzić Komisja Europejska lub kraj członkowski – w przypadku Nord Stream 2 mogą to być Niemcy. Kluczowe jednak jest to, że w przypadku rozmów prowadzonych przez poszczególne kraje konieczne będzie – przed podpisaniem wynegocjowanego porozumienia – notyfikowanie jego treści w KE. Trudno sobie wyobrazić mocniejsze przepisy.
A gdyby takie porozumienie po prostu nie zostało podpisane?
To również przewidzieliśmy. Kraje Wspólnoty nie mogą ciągnąć negocjacji w nieskończoność. Dokładny zapis jest taki, że rozmowy nie mogą opóźniać wejścia przepisów w życie. Jeśli postęp rozmów nie będzie rokował na dotrzymanie wyznaczonego terminu, KE może zainterweniować i wziąć sprawy w swoje ręce.
Czy te przepisy będą dotyczyły też takich gazociągów, jak Baltic Pipe?
Tak, ale proszę pamiętać, że to połączenie przechodzi przez wody terytorialne Polski i Danii, czyli dwóch krajów członkowskich, oraz Norwegii, która w kwestiach współpracy gospodarczej wykazała się już wręcz wzorową poprawnością. Przypuszczam, że w tym przypadku podpisanie porozumienia będzie zwykłą formalnością. ©℗
Gazowa kość niezgody
Budowa gazociągu Nord Stream 2 rozgrzewa opinię publiczną nie tylko w Polsce, ale i w wielu innych krajach UE. Rosja już dzisiaj dostarcza ponad 40 proc. gazu importowanego przez kraje Wspólnoty i ma apetyt, by poszerzać udziały w rynku. Eksport surowców jest głównym źródłem wpływów budżetowych Moskwy. Dlatego, choć zwolennicy NS2 deklarują, że chodzi wyłącznie o interesy gospodarcze, to równie mocne, jeśli nawet nie poważniejsze znaczenie, mają interesy strategiczne.
Nowy gazociąg wraz z pierwszą nitką Nord Stream będzie mieć przepustowość pozwalającą zrezygnować z tranzytu przez kraje Europy Środkowej i Wschodniej, w tym Polskę i Ukrainę. Sprzeciw wobec inwestycji słychać już i w Europie Zachodniej. W samych Niemczech coraz silniej rozbrzmiewa krytyka, że kanclerz Angela Merkel przedkłada współpracę gospodarczą z Rosją ponad wspólny interes Unii Europejskiej. Do tych głosów dołączają Stany Zjednoczone, którym rosnące uzależnienie Unii od surowców ze Wschodu jest nie w smak. Ze względów politycznych, ale i przez apetyt, by eksportować do Europy więcej własnego surowca.
Trzeba przy tym pamiętać, że ta planowana na 9,5 mld euro inwestycja jest już w połowie zrealizowana. Gazociąg powstanie. Teraz sprawa rozgrywa się o to, kiedy rura zostanie oddana do użytku i na jakich zasadach. Rosjanie, wspierani przez Niemców, chcieliby grać według własnych zasad, omijając przepisy o konkurencyjności rynku. Jednak działania europosła Jerzego Buzka i prezydencji rumuńskiej pokazują, że kraje naszego regionu nie są w tej sytuacji bezsilne.