Gospodarka wyraźnie przyspieszyła pod koniec 2013 r., choć nieco słabiej, niż oczekiwano. To było jak chłodny prysznic dla niektórych ekonomistów. Optymizm wśród nich nie słabnie, lecz stają się bardziej ostrożni w przewidywaniach
Gospodarka w ostatnich pięciu latach / Dziennik Gazeta Prawna
Wzrost PKB w IV kw. 2013 r. o 2,7 proc. ogłoszony w piątek przez GUS to niezły wynik, biorąc pod uwagę, że jeszcze kwartał wcześniej musieliśmy się zadowolić 1,9 proc. Ale okazał się słabszy, niż przewidywali eksperci, którzy po wstępnych danych za cały rok, mówiących o wzroście PKB o 1,6 proc., liczyli nawet na 3-proc. tempo. Zaczęli już nawet korygować w górę prognozy na ten rok. Przykład: BZ WBK, który w poprzednim tygodniu podniósł swoje przewidywania wzrostu w 2014 r. do 3,5 proc.
– Faktycznie, po danych całorocznych wydawało się, że IV kw. będzie trochę lepszy, niż to podał GUS. Jednak dopiero gdy poznamy strukturę tego wzrostu, okaże się, czy pospieszyliśmy się z naszą rewizją. Na razie nie czuję dyskomfortu, dane nie są złe i nasza prognoza jest realna – mówi Piotr Bielski, ekonomista banku.
Inni eksperci przyznają mu rację: gospodarka może rozwijać się w takim tempie, jak prognozuje BZ WBK. Ale na wszelki wypadek wstrzymują się jeszcze z rewidowaniem oczekiwań. Jarosław Janecki z Societe Generale mówi, że zamierza z tym zaczekać do opublikowania ostatecznych i pełnych danych kwartalnych, co nastąpi pod koniec lutego. Bo dopiero wtedy będzie jasne, co spowodowało to gospodarcze przyspieszenie z końca roku.
– Na razie prognozy powinno się formułować ostrożnie. Choćby dlatego, że wzrost w IV kw. w sporej części wynikał z efektów statystycznych. Poza tym wchodzimy w okres, gdy coraz większą rolę będą odgrywały czynniki krajowe, np. inwestycje. Ich prognozowanie zawsze obarczone jest ryzykiem – mówi ekonomista. – Wiele będzie więc zależeć od tego, jak szybko będzie działał rząd, i nie wiadomo, czy efekty tych działań zobaczymy już w tym roku, czy dopiero w przyszłym – dodaje Janecki.
Swojej prognozy nie zmienił też Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium. Choć również nie przekreśla optymistycznych wyliczeń kolegów po fachu. – Te 3,5 proc. wzrostu, o których mówią też niektórzy członkowie RPP, przy braku jakichś negatywnych impulsów z zagranicy jest w zasięgu. Ale to, co się dzieje wokół prognoz wzrostu PKB, czasami przypomina licytację „kto da więcej”. Tylko tym razem eksperci nie ścigają się, kto prognozuje głębsze spowolnienie, ale kto szacuje większe przyspieszenie gospodarki – ocenia ekonomista. I mówi, że piątkowe informacje GUS to też sygnał, by nie poddawać się bezkrytycznie rosnącej fali optymizmu.
– Zostajemy z naszą prognozą wzrostu na poziomie 3,2 proc. Optymizm jest wskazany, ale umiarkowany, choćby przez ryzyko wyhamowania wzrostu w strefie euro – podkreśla Maliszewski.
Po drugiej stronie są eksperci, którzy ze zmianami prognoz nie czekali nawet na ostatnie dane GUS. Przykład to Bank ING. – Zrewidowaliśmy nasze szacunki wzrostu do 3,4 proc. z 3,1 proc. I to już 29 stycznia – mówi Grzegorz Ogonek, ekonomista banku. ING zrobił to, opierając się na miękkich danych, czyli np. na wynikach badań ankietowych prowadzonych wśród firm i banków. – Widzimy na przykład, że rośnie popyt na zewnętrzne finansowanie inwestycji w środki trwałe. A banki sygnalizują, że poprawa koniunktury będzie sprzyjała rozluźnianiu polityki kredytowej. To obiecujące symptomy, które pokazują, że ożywienie widoczne pod koniec ubiegłego roku będzie się utrwalać – przekonuje Ogonek.
Jakie były PKB krajów Unii Europejskiej za IV kwartał – czytaj na Forsal.pl