"Większość danych pokazuje, że gospodarka powoli, ale jednak ożywia się. I to dowodzi tej cechy polskiej gospodarki, w którą zawsze wierzyłem, że jest ona wewnętrznie dynamiczna i daje sobie lepiej radę niż większość innych gospodarek europejskich" - powiedział Belka w wywiadzie dla Obserwatora Finansowego.
Podkreślił, że już dwa miesiące temu sygnalizował, że nasilają się sygnały wskazujące, iż w gospodarce najgorsze już minęło.
"Rzeczywiście tak się dzieje. Mamy coraz więcej symptomów odbijania się od dna. Nawet budownictwo, które wciąż jest w kryzysie, jest już prawie na poziomie ubiegłego roku. Eksport – bardzo dobrze, produkcja – poprawiła się. Poprawiły się nawet dane dotyczące płac, chociaż niektórzy słusznie wskazują, że mogło to być związane z przesunięciem wypłat premii w górnictwie" - powiedział szef banku centralnego.
Pomimo wzrostu inflacji w lipcu (za co, jak podkreślił Belka, odpowiada "przede wszystkim efekt wzrostu opłat za wywóz śmieci i przyjęcie innej metodyki notowania cen ziemniaków") brak jest presji inflacyjnej.
"Nie ma presji inflacyjnej, ale gospodarka odbija się, co oznacza, że za rok zacznie zamykać się luka popytowa. Dlatego dziś dalsze obniżanie stóp procentowych mogłoby okazać się procykliczne" - powiedział prezes NBP.
Dla polityki pieniężnej obecna sytuacja oznacza według niego "bez zmian w jakimś przewidywalnym okresie".
"Ja powiedziałem o nie zmienianiu stóp co najmniej do końca roku, ale poczekajmy do końca roku i wtedy będziemy się zastanawiać co dalej. Chcę przy tym podkreślić, ze wszyscy członkowie Rady, utożsamiani z różnymi ornitologicznymi jej skrzydłami mówili jednym głosem, że obecny poziom stóp powinien utrzymać się przez dłuższy czas. W tej sprawie jest w Radzie bardzo szeroki konsensus" - skonkludował szef banku centralnego.