Andrzej Kublik
Ekonomiści i politycy całej Unii głowią się nad pytaniem – czy europejska gospodarka się obudzi, czy też kryzys będzie zatruwał nam dobre samopoczucie jeszcze przez następne lata? Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta, chociaż optymiści zwracają uwagę na cykliczność koniunktury gospodarczej. Zgodnie z jej mechanizmami w nieodległej perspektywie sytuacja powinna się poprawiać i gospodarki krajów starego kontynentu zaczną przyspieszać.
Ekonomiści i politycy całej Unii głowią się nad pytaniem – czy europejska gospodarka się obudzi, czy też kryzys będzie zatruwał nam dobre samopoczucie jeszcze przez następne lata? Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta, chociaż optymiści zwracają uwagę na cykliczność koniunktury gospodarczej. Zgodnie z jej mechanizmami w nieodległej perspektywie sytuacja powinna się poprawiać i gospodarki krajów starego kontynentu zaczną przyspieszać.
Optymizm w biznesie jest kluczowy. To on daje odwagę inwestorom i konsumentom. Optymiści kładli podwaliny pod budowę gospodarki rynkowej w Polsce, która w spektakularny sposób zaczęła odrabiać zacofanie poprzednich dziesięcioleci. Ci sami optymiści, mając na względzie lepszą pozycję Polski niż krajów postsowieckich, skierowali jej zagraniczne zainteresowanie na Wschód. Oczywiście Niemcy były i są naszym największym partnerem gospodarczym i to dzięki zachodnioeuropejskim relacjom naszego kraju udawało się nam utrzymać wzrost w ostatnich latach. Jednak to wschód lansowany był jako naturalny i być może jedyny możliwy kierunek naszej ekspansji w przyszłości.
Znaczna grupa producentów sprzedaje tam swoje produkty, z których część być może gdzie indziej nie byłaby już atrakcyjna. Polskie firmy często podejmują rywalizację z wytwórcami lokalnymi lub chińskimi, które od Lwowa po Władywostok sprzedają towar często na pograniczu tandety. Na ich tle produkty „made in Poland” wydają się towarem z wyższej półki. Taki stan utrzymuje się od pewnego czasu, chociaż przezorni widzą już zmiany w podejściu do handlu i naszej oferty. Powstaje zatem pytanie: czy nasze starania na rynkach wschodu Europy będą gwarantowały rozwój? Jak długo to potrwa? Czy rynki te wymuszą niezbędne inwestycje, transfery technologii i innowacyjność, aby polski przemysł się rozwijał? Na pewno jeszcze dość długo będziemy atrakcyjnym dostawcą, ale czy taka powinna być przyszłość naszego przemysłu i handlu? Moim zdaniem nie do końca.
Gospodarka polska, cokolwiek by o niej powiedzieć, w wielu branżach przeszła ogromne zmiany. Skok technologiczny, który się dokonał nie tylko w zakresie projektowania, lecz także produkcji i logistyki sprzedaży, postawił wiele firm w pierwszym rzędzie najbardziej innowacyjnych firm naszego kontynentu. Pozbawieni kompleksów twórcy nowych firm weszli w świat do niedawna niedostępny. Przykładów jest sporo nawet w dziedzinach wydawałoby się tak ekskluzywnych jak na przykład stocznie jachtowe. Wszak polska Delphia to niezaprzeczalny lider i producent, jak to się mówi, pięciogwiazdkowy. Sprzedaje swoje produkty w krajach całego świata dzięki doskonałej jakości i dobremu pomysłowi. Trzeba wciąż sobie przypominać starą prawdę, że czas kryzysu to wymarzony moment na oderwanie się od peletonu. To czas, by swoje wpływy mocne na wschodzie wzmocnić także na zachodzie Europy. Zrównoważyć swoje portfele zamówień i skierować się tam, gdzie niedawno nie mieliśmy szans, a teraz na nas czekają. Wydaje się to absolutnie nieodzowne, bo ograniczona chłonność rynku krajowego oraz coraz gwałtowniejsza konkurencja na rynkach na wschód od Bugu będą nas ograniczać. Inaczej potencjał, jaki udało się nam zgromadzić, zacznie być kulą u nogi, a nie motorem dobrobytu w Polsce.
Jak zatem podbić zachodnią Europę i Amerykę Północną? Recepta być może nie jest aż tak skomplikowana, jak by się mogło wydawać. Polska gospodarka musi przede wszystkim zacząć inaczej się pozycjonować. Równać do najlepszych, wyłącznie do najlepszych. Szukać miejsca wśród producentów najnowocześniejszego i najbardziej niezawodnego sprzętu na świecie. Musimy się pozbyć kompleksów, ale też musimy mierzyć siły na zamiary. Jestem pewien, że oferta pracy dla wybitnych specjalistów z Zachodu może być tak samo atrakcyjna w Polsce, jak u nich na miejscu. Dlaczego Rosjanie i Chińczycy kupują na pęczki zachodnich inżynierów i menedżerów? To proste – kupują wiedzę.
Dlaczego nie mamy postępować tak jak amerykańskie firmy, które wysysają z rynku najzdolniejszych ludzi? Nie tylko o pieniądze tu chodzi. Jesteśmy w stanie wytwarzać produkty klasy światowej, i to pod każdym względem. To dla gospodarki powinien być priorytet. Powinniśmy być krajem inżynierów, rzutkich biznesmenów, innowatorów, a nie drobnych cwaniaczków. Trzeba wzmocnić tylko system innowacyjności i wynalazczości w naszym kraju, wprowadzić ulgi inwestycyjne i podatkowe dla firm innowacyjnych, stworzyć atmosferę i pozwolić działać. Polskie firmy wchłoną bez problemu i zdolnych ludzi, i ich pomysły. Trzeba tylko wyznaczyć odważnie taki kierunek. Polską specjalnością mogą się stać także nowoczesna dystrybucja towarów oraz skuteczne systemy zarządcze, dzięki którym doskonale optymalizuje się koszty. Wszystkim nam wbijano do głowy, że geostrategiczne położenie Polski daje nam szansę, by kontrolować znaczną część przepływów towarów w Europie.
Czy tak się dzieje? Robią to Holendrzy. Śmiało, mamy tu sporo do zrobienia. Inwestujmy zatem w logistykę. Własne, skuteczne systemy dystrybucji. Po co uzależniać się od globalnych graczy? Powinniśmy dodawać to do swoich produktów wraz ze skutecznym systemem serwisowym. Rzeczą, która leży nie tylko po stronie rachunku ekonomicznego, lecz także psychologii, jest w handlu oczywiście cena. Dość szybko, przy dużej wrażliwości na sytuację rynkową, powinniśmy pozycjonować wartość wytwarzanych w Polsce dóbr wyżej niż do tej pory. Trzeba świadomie zmierzać ku modelowi niemieckiemu czy szwajcarskiemu, w którym ludzie mimo braku różnic jakościowych czy funkcjonalnych chętnie płacą więcej z uwagi na pochodzenie towaru. Dobre, bo polskie. Brzmi zachęcająco.
Już widzę wątpiących w te słowa, ale czy sami nie ograniczamy naszych możliwości? Spotykając się często z kadrą techniczną czy biznesmenami, ze sporym zdziwieniem widzę, że większość nie myśli o takiej zmianie. Ludzie się przyzwyczaili, że Polska jest krajem taniej siły roboczej, a informacje o naszych zyskach w przemyśle spożywczym usypiają czujność. Sprzedawać dużo to cele bez wyobraźni, bo nie na produkcji szynki czy sera, chociaż jakościowo są wspaniałe, będziemy budować przyszłość naszej gospodarki. Po tym kryzysie przyjdą inne, dlatego podstawy gospodarki muszą być dużo solidniejsze. Walczmy o swoje bez kompleksów. Jestem pewien, że często będziemy bardziej wyrafinowani i konkurencyjni od wielu krajów Starej Europy.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama