Największa firma górnicza w Unii Europejskiej ratuje swoją sprzedaż wysyłką węgla za granicę. Ostatnio sprzedaje surowiec nawet po ok. 250 zł za tonę, podczas gdy wydobycie 1 tony kosztuje niewiele poniżej 300 zł.
W tym roku Kompania Węglowa zamierza niemal dwukrotnie zwiększyć eksport. Do maja wysłała za granicę 3,8 mln ton węgla, a do końca roku chce sprzedać poza Polskę 9 mln ton. Ekspertów to dziwi, bo w ciągu roku ceny węgla w portach Amsterdam, Rotterdam, Antwerpia, z którymi konkuruje krajowy surowiec, zrównały się z cenami w kraju. Od stycznia do maja stawka wahała się od 80 do 90 dol. za tonę. W czerwcu płacono tam nawet niecałe 74 dol., czyli 246 zł. To ok. 10 zł za gigadżul (GJ) energii. Żeby surowiec zawieźć odbiorcy, trzeba zapłacić 5 zł/GJ za transport kolejami i statkami. Dla kopalni zostaje więc tylko 5 zł (w kasie jest więcej, jeśli surowiec trafia do kontrahenta z pominięciem drogi morskiej. Z danych Węglokoksu, który w imieniu branży pośredniczy w handlu węglem z zagranicą, wynika, że taki eksport stanowi połowę wysyłki).
Eksport odbywa się w sytuacji, gdy energetyka narzeka na wysokie ceny polskiego surowca i importuje coraz więcej paliwa. – Cena dla polskich elektrowni to wciąż 12 zł/GJ, choć te stawki zostały ustalone przed kryzysem, gdy ceny węgla na świecie poszybowały powyżej 200 dol. za tonę. Kopalnie nie chcą sprzedawać w Polsce taniej, by nie robić precedensu. Wolą tracić na każdym milionie ton węgla wysłanego za granicę nawet 150–160 mln zł. Czy to ma sens? – piekli się jeden z menedżerów sprywatyzowanej elektrowni.
Janusz Steinhoff, były minister gospodarki, mówi DGP, że obecna sytuacja górnictwa przypomina mu drugą połowę lat 90. – Wówczas także dużo eksportowaliśmy, ale po cenach kompletnie nieopłacalnych, bo niższych od krajowych. Ze względów społecznych priorytetem było jednak utrzymanie zatrudnienia na czasy, gdy koniunktura wróci. Dziś ceny węgla na świecie także nie są atrakcyjne. W takiej sytuacji trzeba brać pod uwagę nawet sprzedaż uwzględniającą stratę, bo uwięziony w zwałach kapitał także kosztuje – mówi Steinhoff.
Oficjalnie kompania do eksportu nie dokłada, choć koszt produkcji polskich kopalń wynosi ok. 300 zł za tonę. Spółka podkreśla, że skutecznie obniża koszty i wydobywa taniej niż jej krajowi konkurenci. – Eksport odbywa się na warunkach rynkowych – zapewnia Zbigniew Madej, rzecznik węglowego kolosa zatrudniającego ponad 60 tys. pracowników.
Jak wynika z naszych informacji, strata netto kompanii po pięciu miesiącach sięgnęła już ok. 130 mln zł. Jak pisaliśmy w ubiegłym tygodniu, jeden z szacunków wyniku na koniec roku mówi nawet o stracie rzędu 700 mln zł.
Zdaniem Tomasza Krukowskiego, analityka Deutsche Banku, dla branży górniczej, którą charakteryzują wysokie koszty stałe, bardziej opłacalne od ograniczenia produkcji może być utrzymanie jej na wysokim poziomie i sprzedaż paliwa poza rynkiem lokalnym, nawet po cenie niższej.
– Import węgla w Europie wyniósł w 2012 r. 221 mln ton, głównie z Rosji, Kolumbii, USA i RPA. W tej masie może się znaleźć miejsce dla węgla ze Śląska. Pytanie tylko, po jakiej cenie i z jaką marżą – zastanawia się specjalista.
KW wpadła w kłopoty, bo elektrownie z powodu spadku zużycia energii i wysokich cen śląskiego węgla nie są zainteresowane zakupami w kraju. Na zwałach leży już 6 mln ton niesprzedanego surowca.
Jeden z szefów dużej kopalni tłumaczy jeszcze jeden powód eksportu za wszelką cenę. – Latem, gdy upały przeplatają się z deszczem, węgiel na zwałach się deklasuje. Może nawet dojść do zapłonu. Rozsądniej jest pozbyć się węgla za jakąkolwiek cenę – mówi nasz rozmówca. Powód numer dwa: – Kopalnie, wypychając węgiel poza Polskę, robią miejsce pod nową produkcję, bo górnicy nie mogą być bez pracy – dodaje.
Pomimo kłopotów i ultimatum ze strony resortu gospodarki domagającego się obniżania kosztów KW nie będzie zwalniać. Dziś przedstawione mają być szczegóły programu restrukturyzacji kopalni Brzeszcze, ale prezentacja nie zakłada informacji o obniżaniu zatrudnienia i mówi jedynie o przenoszeniu górników z gorszych kopalni do lepszych. Na Śląsk wybiera się minister gospodarki Janusz Piechociński. Chce uspokajać nastroje związków. Ma powody, bo jak alarmuje zespół ekspertów pod kierownictwem prof. Jerzego Hausnera, górnictwo czekają kłopoty, a być może nawet fala bankructw.
Co z tą fuzją?
Wczorajszym informacjom DGP o planowanym połączeniu Jastrzębskiej Spółki Węglowej z Katowickim Holdingiem Węglowym resort gospodarki oficjalnie stanowczo zaprzeczył.
Wysoko postawiony rozmówca z ministerstwa mówił nam jednak wczoraj: – To wciąż obowiązujący pomysł na wzmocnienie śląskich kopalni KHW. Resort nerwowo zareagował na nasze informacje, bo obawia się negatywnej reakcji inwestorów giełdowych. Rano kurs JSW spadł o ok. 1,5 proc. poniżej 65 zł za walor, ale potem odrobił stratę.