Energetycy, firmy szukające gazu łupkowego, rolnicy, którzy nawadniają pola, i hodowcy ryb będą musieli zacząć płacić za – dotychczas bezpłatne – korzystanie z wód powierzchniowych. O ile duże firmy na to stać, wieś boi się bankructw.
Płacić mają ci, którzy wykorzystują wodę z rzek czy ze stawów do swojej działalności. Dotyczy to zarówno wydobywców gazu łupkowego, którzy pod wysokim ciśnieniem wpompowują hektolitry w podziemne skały, jak i rolnika, który wodą z pobliskiej rzeczki podlewa dwuhektarową plantację ogórków. W założeniach do nowej ustawy – Prawo wodne przygotowanych w Ministerstwie Środowiska napisano, że zgodnie z wymogami unijnymi Polska musi zlikwidować zwolnienia „z obowiązku uiszczania opłat za korzystanie ze środowiska z tytułu poboru wody na potrzeby energetyki wodnej, nawadniania wodami powierzchniowymi użytków rolnych oraz potrzeby chowu lub hodowli ryb oraz innych organizmów wodnych”.
– Branża energetyczna, rolnicy oraz hodowcy ryb będą musieli zacząć płacić za korzystanie z wody – przyznaje DGP wiceminister środowiska Stanisław Gawłowski.
O jakich kwotach mowa? Tego na razie nie wiadomo, bo w założeniach takiej informacji nie ma. Z danych roboczych, które udostępniła DGP Komisja Europejska, wynika, że za zużycie 1 m sześc. wody do chłodzenia elektrowni w 2012 r. płacono w Słowenii 0,00642 euro. Z kolei średnia w Czechach w 2011 r. wynosiła już ponad trzy eurocenty za 1 m sześc. W odniesieniu do rolników w lutym 2012 r. KE przeprowadziła kompleksowe badania kosztów. I tak np. w Niemczech za pobranie 1 m sześc. wód powierzchniowych płaci się 0,0014 euro. Podobne stawki obowiązują także na Łotwie. I choć są to niewielkie ułamki, to w dużej skali może chodzić o znaczące kwoty.
– Większe koszty to niższe zyski lub wyższe ceny energii. Nie spodziewam się jednak wysokiego wzrostu kosztów wynikających z nowych przepisów. Nowe stawki nie powinny znacząco odbiegać od kwot, które i tak już płacimy, np. na mocy umów związanych z funkcjonowaniem naszej największej elektrowni wodnej we Włocławku – mówi Mirosław Bieliński, prezes posiadającej elektrownie wodne Grupy Energa.
Zdecydowanie bardziej krytyczny jest Bogusław Puchowski z Towarzystwa Rozwoju Małych Elektrowni Wodnych.
– Propozycje ministerstwa są zupełnie nieprofesjonalne i nie uwzględniają specyfiki naszej branży. To rozwiązanie nie uwzględnia opłat, które i tak już ponosimy, np. na utrzymanie jazów czy koryt rzek – wyjaśnia.
Założenia prawa wodnego krytykuje Ziemowit Pirtań, członek zarządu Stowarzyszenia Producentów Ryb Łososiowatych.
– W przypadku hodowli ryb to nie jest proste. Dla nas woda to jest środowisko do hodowli, nie mamy żadnego zużycia wody, bilans jest taki sam. Te opłaty powinny być naliczane, jeśli ktoś wodę faktycznie zużywa – wyjaśnia i podaje przykład Węgier, gdzie w 2001 r. wprowadzono opłaty za wodę dla hodowców ryb, co rozłożyło branżę.
– Do dziś się z tego nie podnieśli. Jeśli takie opłaty zostaną wprowadzone w Polsce, to wielu hodowców ryb po prostu zbankrutuje – komentuje.
W Ministerstwie Środowiska panuje przekonanie, że nowe prawo uda się uchwalić jeszcze w tej kadencji Sejmu (plany zakładają, że wejdzie w życie 1 stycznia 2015 r.).
Wprowadzenie opłat wymusza na Polsce Unia Europejska
Komentarze(67)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarszeWszyscy ekolodzy powinni się przywiązać do drzew, jak ci w Rospudzie, i się od nich nie odwiązywać.
Tam, gdzie opłaty są wprowadzane powszechną praktyką jest ich uzależnienie od produkcji energii w elektrowni czyli od przychodów operatora (np. Francja). Takiej zależności nie będzie gwarantować opłata powiązana z wielkością maksymalnego przepływu wody przez turbiny, jaką planuje wprowadzić Ministerstwo. Po pierwsze nie bierze ona pod uwagę, że produkcja zależy od wysokości piętrzenia (ta sama ilość wody spiętrzona na różną wysokość oznacza całkowicie inną produkcję energii). Po drugie nie brany jest pod uwagę fakt, że niektóre elektrownie nie pracują przez cały rok. Bywają okresy przestoju elektrowni wynikające z braku wody, warunków pogodowych, awarii itp. W takich przypadkach elektrownie byłyby nadal zobowiązane do ponoszenia opłat za wodę, której przecież w tym czasie nie wykorzystują.
Słusznie zwrócono uwagę na fakt, iż obecnie energetyka wodna wcale nie jest zwolniona z opłat związanych z użytkowaniem wody. Elektrownie wodne uiszczają opłaty za użytkowanie gruntów pokrytych wodami płynącymi oraz opłaty za użytkowanie urządzeń hydrotechnicznych będących własnością Skarbu Państwa.
Istotne jest również, aby wziąć pod uwagę również kwestię kompensowania kosztów usług świadczonych przez elektrownie wodne na rzecz Skarbu Państwa. Są to usługi związane z utrzymaniem koryt rzek w obrębie oddziaływania elektrowni oraz utrzymywaniem państwowych urządzeń hydrotechnicznych, przy których elektrownie zazwyczaj funkcjonują.
Dlaczego mlodzi Polacy nie likwiduja,nie rozliczaja obecny rzad POtworow ?
Dlaczego zamiast wygonic to POzerajace robactwo z Polski,sami tulaja sie PO unijnym totalitarnym eurokolchozie,smierdzacym bagnie,ktore dokona POgrzebu suwerennosci panstw Europy (Europa to od wiekow kontynent,a nie unijny gnoj).
Tego już gogusie z ministerstwa ni mówią???
WODĘ- TAK TO NASZE(?) państwo dba o srodowisko i interesy kraju.
Na co bedzie szla ta kasa?
Ps. podatek od deszczu już jest !
PS. UE tak samo wzięła się za branżę tytoniową, która daje w Polsce prawie 600 tys. miejsc pracy. Przedtem UE zniszczyła prężne polskie rybołówstwo (nakaz złomowania kutrów), zielarstwo (konkurencja dla wielkich koncernów farmaceutycznych) i hodowlę kurczaków. To tylko kilka przykładów. Na jednym blogu czytałem, że UE chce zakazać używania własnych nasion na polach i w ogródkach (legalne mają być tylko nasiona koncernów typu Monsanto), a oprócz tego UE narzuca podatek katastralny, który wielu ludzi - zwłaszcza w dobie kryzysu - pozbawi dachu nad głową. UE to nieszczęście, oby jak najwięcej ludzi jak najszybciej to pojęło.
Tymi szczegółami są konkretne regulacje - m.in. dotyczące opłat za używaną wodę oraz zanieczyszczanie środowiska. I tu rodzą się problemy - niestety związane z jakością polskiego prawa i podejściem naszej rodzimej administracji :
1. Ramowa dyrektywa wodna zakłada poszanowanie zasobów wodnych i poprawę jej stanu (czystości) w całej Unii Europejskiej. Nie oznacza to automatycznie, że musimy poprawiać jej stan w Polsce! Paradoks ? Ależ nie - aby stwierdzić zadania naszego kraju, musimy wiedzieć jak wypadamy w stosunku do średniej europejskiej - a tego nie wiemy... Nie działa w naszym kraju centralny system monitorowania jakośći wód, prawo jest niespójne, a urzędy i instytucje zajmujące się monitoringiem stanu wód w różnych jego aspektach, nie współpracują - nie tworząc spójnego systemu zbierania danych. W efekcie notorycznie zagrożeni jesteśmy karami ze strony UE za niedotrzymywanie waruków poprawy stanu wód nakładanych przez Ramową Dyrektywę - ale nie dlatego, że nie dotrzymujemy tych warunków, tylko za to że nie potrafimy tego udokumentować. Płacić będziemy więc za niewiedzę ...
System nie działa i nie widać oznaków poprawy tego stanu rzeczy - co wówczas ? Najlepiej wdrożyć spektakularne działania - najlepiej skupiające uwagę mediów - przerzucając dyskusję na tematy zastępcze. Czy to rozwiąże problem ? O tyle o ile - co prawda kary za brak danych o stanie wód ponosić będziemy, ale może akurat uda się je sfinansować z opłat za wodę...
A że przy okazji ryzykujemy nadmiernym obciażeniem branż skądinąd ważnych dla społeczeństwa:
- rybactwo - źródlo ryb i utrzymania zasobów wodnych i siedlisk wielu gatunków flory i fauny (m.in. dziesiątków obszarów Natury 2000),
- hydroenergetyka - źródło energii odnawialnej redukującej (formalnie) emisję CO2,
- rolnictwo, które zmusi po prostu nas wyżywić...
Oczywiście wszelkie zmiany i ewentualne opłaty (które nie muszą być zabójcze dla poszczegónych branż), powinny być efektem konsultacji i wypracowanego w szerokim gronie konsensusu. Ale jeśli prace nad zmianami w tak wrażliwej kwestii zaczynają się od anonsów medialnych na starcie generujących mnóstwo emocjii, źle wróży to naszej przyszłości...
Węgierski sektor hodowli ryb nadal odbudowuje się po niefortunnych regulacjach prawnych z 2001 roku, jednocześnie Komisja Europejska apeluje do naszej branży o zaangażowanie w rozwój europejskiej akwakultury, będącej źródłem zdrowej żywności... Jednym z działań w tym zakresie jest opublikowana w 2009 roku strategia na rzecz rozwoju zrównoważonej akwakultury w UE, która odnosi się do założeń Ramowej Dyrektywy Wodnej. Według tych zapisów, Dyrektywa świetnie wpisuje się w założenia rozwoju branży, ponieważ gwarantuje dbałość o poprawę stanu wód - których odpowiednia jakość jest niezbędna dla rozwoju chodowli ryb ! Tymczasem według założeń zmian prawa polskiego, te same ryby stanowią problem, za który hodowcy powinni płacić ...
wiedzieć, że Polska stoi w Europie na szarym końcu jeśli chodzi o- zasoby wody pitnej /!!!/ PS WARTO A NAWET KONIECZNIE TRZEBA TE ZASOBY
OSZCZĘDZAĆ!!
Zamiast budować ekologiczne elektrownie wodne (energia odnawialna) i zachęcać do tego, to na siłę wciska się budowanie elektrowni atomowych zagrażających życiu ludzi, a z których państwa się wycofują.
A co UE i Tusk powie na problem, gdzie od wielu lat z winy Skarbu Państwa ta woda czyni szkody dla właściciela budowli?