Analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych Paweł Tokarski uważa, że podobnie jak to jest w przypadku Estonii czy Litwy, łotewskie władze kierują się przede wszystkim przesłankami geopolitycznymi. "Państwa bałtyckie pozostają na peryferiach geograficznych Unii Europejskiej, dlatego chciałyby się jak najściślej związać ze strefą euro, która staje się powoli centrum integracji politycznej" - mówił ekspert. Zwrócił uwagę, że państwa te wciąż obawiają się Rosji, która próbuje wpływać na sytuację wewnętrzną Wilna, Rygi czy Tallinna.
Analityk podkreślił, że Łotwa poważnie ucierpiała na początku kryzysu w strefie euro w latach 2008-2009. Zwróciła się wtedy o pomoc do Unii Europejskiej i wzorcowo z niej skorzystała. Teraz pojawiły się obawy, że rosyjski kapitał z Cypru trafi właśnie na Łotwę, gdzie panuje przyjazny klimat inwestycyjny. Poza tym, mniejszość rosyjska stanowi pokaźną grupę. "Dlatego Europejski Bank Centralny wydał ostrzeżenie dla Łotwy, że jeśli dopuści do masowego napływu kapitału, szczególnie rosyjskiego, pochodzącego z Cypru, może to skomplikować wejście tego kraju do strefy euro" - powiedział Paweł Tokarski.
Ekspert podkreślił, że euro jest na Łotwie popularną walutą. Duża część kredytów hipotecznych przyznawana jest właśnie w euro. Na początku marca Łotysze poprosili Brukselę o ocenę potwierdzającą, że są gotowi, by do strefy euro wejść. Muszą się na to zgodzić Komisja Europejska i Europejski Bank Centralny. Zdaniem eksperta, wszystko jednak wskazuje na to, że na początku 2014 Łotwa stanie się 18-tym krajem eurogrupy.