Zaufanie do systemu bankowego na Cyprze zostało podważone i choć wycofano się z pomysłu zabrania ludziom części pieniędzy z lokat bez ich wiedzy, to już jest za późno. Mleko się rozlało.
Władze Niemiec zdecydowały, żeby część kosztów ratowania systemu bankowego Cypru przerzucić na tych, którzy mają w tych bankach depozyty, czyli na obywateli tego kraju i na bogatych Rosjan. Co prawda formalnie takie decyzje podejmuje Trojka, czyli Komisja Europejska, EBC i MFW, ale wszyscy wiedzą, że liczy się przede wszystkim stanowisko Berlina. A zdarzenia, które nastąpią w wyniku tej decyzji, można przewidzieć z łatwością. Ludzie w ciągu kilku dni wypłacą większość pieniędzy i albo wpłacą je do innych banków poza Cyprem, albo będą trzymali w domu. I jeżeli EBC nie udzieli bankom cypryjskim błyskawicznej pożyczki, to te banki upadną. Oczywiście mogą zostać wprowadzone limity wypłat, ale to tylko przedłuży agonię.
Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie ryzykował trzymania oszczędności w cypryjskim banku, żeby obudzić się w kolejną sobotę i zobaczyć w telewizji informację, że Niemcy postanowili jednak zabrać Cypryjczykom kolejne środki z kont. Na przykład za karę, że nie dość szybko przeprowadzali reformy zaprojektowane przez Berlin, polegające na wyrzucaniu ludzi z pracy i podnoszeniu podatków.
Cypr jest malutkim krajem i to, co się tam wydarzy, nie ma większego znaczenia dla strefy euro. Ale sytuację obserwują miliony Hiszpanów, Włochów, Greków, Portugalczyków i Irlandczyków. Ich kraje też korzystają z pomocy strefy euro w postaci bezpośrednich pożyczek dla rządów, dla banków lub EBC interwencyjnie kupowało ich obligacje rządowe. Więc sytuacja w tych krajach również zależy od tego, jakie słupki popularności ma partia Angeli Merkel przed jesiennymi wyborami. I jeżeli te notowania będą spadać, to kto wie, jakie pomysły przyjdą kanclerzycy do głowy.
W grudniu 2011 r. pisałem w DGP, że jedną z opcji uratowania Włoch przed bankructwem jest zmuszenie ich obywateli do wykupienia obligacji swojego rządu. Już wtedy przewidywałem, że takie decyzje jak na Cyprze mogą zapaść w stosunku do znacznie większych krajów. Bo jeżeli Cypryjczykom można zabrać oszczędności i dać w zamian nic niewarte akcje banków, to również Włochom czy Hiszpanom można zabrać część oszczędności i w zamian dać niewiele warte obligacje rządowe, i to takie, których nie można sprzedać i są nisko oprocentowane.
Konfiskata części depozytów w strefie euro jest nieunikniona. Do tej pory starano się to przeprowadzić poprzez druk pieniądza w nadziei, że to wywoła inflację, co przy prawie zerowym oprocentowaniu lokat oznacza, że po kilku latach realna wartość tych depozytów znacznie spadnie. Ale inflacji nie ma, bo trudno o podwyżki cen w czasie recesji. Więc politycy przeszli do kolejnego etapu, czyli bezpośredniej konfiskaty lokat.
Mechanizm wymuszający konfiskatę jest następujący. W bankach aktywa muszą się równać pasywom. Aktywa to głównie kredyty dla sektora prywatnego i obligacje rządowe. Pasywa to przede wszystkim depozyty, obligacje wyemitowane przez banki i kapitał banków. W krajach PIGS z powodu recesji wiele kredytów nie zostanie spłaconych, bo firmy upadają pęczkami. Dodatkowo rząd Grecji zbankrutował, a banki, które miały greckie obligacje, poniosły straty. Jeżeli zbankrutują inne rządy, strat będzie więcej. Więc część depozytów zebranych przez banki, zainwestowanych w złe kredyty i w obligacje bankrutującego rządu, bezpowrotnie przepadła. W normalnej sytuacji banki powinny mieć na tyle wysokie kapitały, żeby oddać ludziom utracone depozyty z tych kapitałów. Ale na skutek chorej polityki nadzorczej w minionej dekadzie pozwolono bankom na silne obniżenie kapitałów i nie mają z czego oddać. Więc albo w imieniu banków stracone pieniądze odda rząd, czyli podatnicy, albo część depozytów przepadnie.
Do tej pory oszczędzający w bankach strefy euro zakładali, że rządy oddadzą im depozyty do wysokości 100 tys. euro, które zostały lub zostaną utracone przez banki w wyniku udzielenia złych kredytów. Ale sytuacja na Cyprze uzmysłowiła ludziom w krajach południa Europy, że scenariusz konfiskaty części depozytów jest realny. Tym bardziej że rządy w tych krajach same są coraz bardziej zadłużone, a Niemcy już nie chcą ponosić dalszych kosztów polityki antykryzysowej.
Zaufanie do banków zostało podważone, co może mieć daleko idące konsekwencje. Można to porównać do sytuacji, w której w całym domu rozlano benzynę, wszędzie są jej gęste opary. I nagle jednej osobie przyszło do głowy, żeby zapalić papierosa.