- Tylko w styczniu i lutym były one o 8 procent niższe niż przed rokiem. Tymczasem rząd założył, że w tym czasie wzrosną one o 4 procent - tłumaczy w rozmowie z portalem Money.pl profesor Stanisław Gomułka, były wiceminister finansów. - Co gorsza, nie widzę większych szans na to, by w kolejnych miesiącach ta tendencja miała się poprawić.
Prof. Gomułka wylicza, że bez poprawy, w najgorszym wypadku po stronie dochodów może zabraknąć w tym roku aż o 35 miliardów złotych więcej, niż przewidywał plan. Gdyby taki scenariusz miał się spełnić, oznaczałoby to w praktyce podwojenie deficytu!
Resort Jacka Rostowskiego zapewnia, że w najbliższym czasie opublikuje szczegółowy harmonogram realizacji budżetu. Z kolei wiceminister finansów Janusz Cichoń stwierdził niedawno, że rząd nie wycofuje się z planu obniżki stawki podatku VAT do 22 procent w przyszłym roku. Problem w tym, że wprowadzenie obietnic w życie będzie niezwykle trudne, żeby nie powiedzieć - niemożliwe.
Czy faktycznie wszystko idzie zgodnie z planem? Wątpliwości budzi opublikowany harmonogram realizacji budżetu za ubiegły rok. Wynika z niego, że na początku roku rząd faktycznie zadłuża się najszybciej, jednak deficyt na koniec lutego jest już o ponad jedną piątą wyższy, niż w ubiegłym roku.
Z drugiej strony pod znakiem zapytania stoi realizacja prognoz przychodów. Rząd oszacował, że w tym roku wpływy do kasy państwa wyniosą niecałe 300 miliardów złotych. Ministerstwo uzależnia jednak tę prognozę między innymi od kondycji krajowej gospodarki. W budżecie widnieje założenie, że PKB Polski wzrośnie w tym roku o 2,2 procent, przy jednoczesnym wzroście poziomu bezrobocia do 13 procent na koniec roku. Według głównych ekonomistów banków, przepytanych przez Money.pl na początku roku, prognozy rządu - delikatnie mówiąc - są bardzo optymistyczne. W pierwszych miesiącach bieżącego roku nie tylko nie odnotujemy wzrostu, ale wręcz przeciwnie - możemy pogrążyć się w recesji. Z szacunków wynika, że zmiana PKB w 2013 roku wyniesie 1,15 proc.
Na koniec stycznia całkowite zadłużenie skarbu państwa wyniosło już około 814 miliardów złotych, wynika z najnowszych danych resortu finansów. W porównaniu z końcem grudnia ubiegłego roku, dług wzrósł o ponad 20,5 miliarda złotych, czyli około 2,6 proc., a w całym ubiegłym roku o niemal 3 procent. Resort podał, że zwiększanie kredytu wynika między innymi z konieczności finansowania bieżącego deficytu budżetowego.
W ostatnich miesiącach aż o równowartość ponad 41 miliardów złotych zwiększyliśmy zadłużenie w walutach obcych, zwłaszcza w euro. W sumie dług, który musimy spłacać w tej walucie, stanowi 23 procent całej sumy. Niemal 17 procent zobowiązań jest w dolarach amerykańskich, 6,9 proc. we frankach szwajcarskich, a 5,3 proc. w jenach. Każde osłabienie złotego coraz bardziej przybliża widmo konstytucyjnego progu ostrożnościowego w postaci 55 procent długu do produktu krajowego brutto. Po jego przekroczeniu, rząd - chcąc nie chcąc, bo tak wynika z konstytucji - będzie musiał zafundować Polakom ostre zaciskanie pasa. Czy uda się tego uniknąć?
Praktyczne i najprostsze sposoby na łatanie dziury w kasie państwa po stronie wydatkowej są dwa: albo rząd znów zabierze więcej składek przekazywanych do OFE, albo podniesie VAT, albo jedno i drugie.
- Jest mnóstwo badań i przykładów z całego świata, które mówią, że podnoszenie podatków w sytuacji kiedy już są wysokie, a tak jest w Polsce, jest dużo gorszym rozwiązaniem niż obniżanie wydatków - mówi Money.pl były minister finansów i były prezes NBP prof. Leszek Balcerowicz.
- Raczej na pewno czeka nas nowelizacja budżetu w połowie roku - nie ma wątpliwości profesor Stanisław Gomułka. - Pytanie, o ile zostanie zwiększony planowany deficyt. Według profesora, w pierwszej kolejności rząd zabierze się za OFE. Podwyżki podatków, jak chociażby VAT, są bowiem o wiele groźniejsze z politycznego punktu widzenia.
Jeżeli jednak krok w kierunku dalszego zagarniania kasy z OFE okaże się za mały, wówczas rząd może zabrać się za podatki. Najprościej będzie mu podnieść stawkę VAT. Jak podkreśla profesor Witold Modzelewski, były wiceminister finansów i twórca podatku VAT, stawka skoczy do 24 procent automatycznie, gdy relacja długu publicznego do PKB przekroczy 55 procent. Może się to stać nawet już w połowie tego roku.