Zgoda Europarlamenu jest konieczna, by budżet wszedł w życie, a tymczasem deputowani grożą wetem. Na dyskusję do Parlamentu przyjdą przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Barroso i szef Rady Europejskiej Herman Van Rompuy.
To będzie zapewne trudne spotkanie liderów dwóch unijnych instytucji z deputowanymi. Zaraz po zakończeniu szczytu szefowie czterech największych grup politycznych w Europarlamencie - chadecy, socjaliści, liberałowie i zieloni zagrozili, że zablokują unijny budżet.
"Nie sądzę, by nastrój w Parlamencie Europejskim mógł się zmienić. To budżet w starym stylu, w dodatku z deficytem wynoszącym 52 miliardy euro" - mówił niedawno przewodniczący liberałów Guy Verhofstadt.
Chodzi o różnice między zobowiązaniami, czyli pieniędzmi obiecanymi na unijne projekty, a płatnościami, czyli żywą gotówką przewidzianą na spłatę faktur z realizacji inwestycji, przysyłanych do Brukseli. Deputowani ponadto domagają się ujawnienia kryteriów przyznawania pieniędzy, a także konkretnych liczb dla poszczególnych państw.
Polska w nowym budżecie ma dostać prawie 106 miliardów euro, ale tej kwoty nie ma nigdzie zapisanej, to wyliczenia rządu. Swoje wyliczenia mają także rządy pozostałych krajów. Parlament Europejski domaga się przejrzystości.