W Polsce miesiąc wcześniej niż zwykle zaczęły się wyprzedaże. Upusty są większe niż w poprzednich latach. Obniżkami kuszą klientów także sklepy sportowe i markety. To efekt znacznego spadku popytu
W Polsce miesiąc wcześniej niż zwykle zaczęły się wyprzedaże. Upusty są większe niż w poprzednich latach. Obniżkami kuszą klientów także sklepy sportowe i markety. To efekt znacznego spadku popytu
/>
Chętni stoją w długich kolejkach już od piątej rano, przytupując z zimna. W jednej ręce gorąca kawa, w drugiej kanapka i co chwila nerwowe zerkanie na zegarki. Nareszcie dochodzi godz. 9. Tłum napiera. Otwierają się drzwi i każdy biegnie do z góry upatrzonych działów, by zagarnąć jak najwięcej. Tak wygląda poranek 26 grudnia w Wielkiej Brytanii, kiedy w sklepach rozpoczynają się wielkie wyprzedaże.
Już niedługo podobnie może być w naszym kraju. Gorączka wyprzedażowa opanowała w tym roku 83 proc. Polek oraz 56 proc. Polaków – wynika z sondy przeprowadzonej przez CH Silesia City Center w Katowicach. I choć przeceny nie rozpoczęły się drugiego dnia świąt Bożego Narodzenia, to znacznie wcześniej niż dotychczas – tuż po Nowym Roku. Polska pod tym względem upodobniła się do krajów zachodnich. Obniżki nie będą już trwały – jak kiedyś – do marca. Mają być krótkie i intensywne. A dowodem na to są oferty sięgające 30 proc. ceny wyjściowej, które pojawiły się w wybranych sklepach już na otwarciu sezonu wyprzedażowego.
– Tak wczesne wyprzedaże wymusiła koniunktura i duzi gracze na rynku, którzy pierwsi się na nie zdecydowali. Wyszli z założenia, że kto szybciej obniży ceny, ten więcej sprzeda. Mali producenci musieli pójść w ich ślady – uważa Adam Kaptur, analityk Millennium DM.
Z danych GUS wynika, że popyt na odzież od października spada, gdy przed rokiem w ostatnim kwartale wzrastał o kilkanaście procent. Ekonomiści nie mają wątpliwości, że jest to efekt pogorszenia się w ubiegłym roku sytuacji na rynku pracy – spadających płac realnych oraz wzrostu bezrobocia. To powoduje, że klienci przenoszą się po zakupy z butików i małych sklepów do hipermarketów. Widać to nie tylko po sprzedaży ubrań, lecz także żywności. Coraz częściej szukają okazji i promocji.
– Kiedyś przeceny odzieży, obuwia oraz akcesoriów o 50 proc. pojawiały się dopiero pod koniec stycznia. Dziś takie oferty możemy znaleźć już od pierwszego dnia promocji – mówi Marta Drzewiecka, dyrektor marketingu Silesia City Center. – Sklepy, zwłaszcza odzieżowe, stawiają coraz częściej na większe promocje już na otwarciu wyprzedaży, żeby szybciej wprowadzić do oferty wiosenne kolekcje, które mogą zacząć sprzedawać się jeszcze w czasie trwania zimowych upustów. Polacy coraz częściej rozumieją ten mechanizm, stąd tłumy w pierwszych tygodniach zimowych promocji – tłumaczy. Uważa, że pod tym względem polskie wyprzedaże zaczynają coraz bardziej przypominać te w amerykańskich czy brytyjskich centrach handlowych, gdzie sezon na przeceny często nie trwa dłużej niż 30 dni i od razu zaczyna się od bardzo atrakcyjnego pułapu promocyjnego. W polskich sklepach to najczęściej 50–70 proc. rabatu. Coraz częściej zdarzają się jednak sklepy, w których znajdujemy obniżki sięgające nawet 80 proc. To już widoczny trend, choć gros punktów handlowych pomimo wcześniejszego rozpoczęcia wyprzedaży pozostała przy starym systemie. – Większość sklepów w okresie wyprzedaży ma dwie lub trzy odsłony przeceny. Pierwsza to 20–40 proc. i przypada na pierwsze dni promocji, kolejna, w środku sezonu, sięga 50 proc. Ostatnia to wyprzedaże do 70 proc., które najczęściej przypadają na ostatni tydzień – mówi Drzewiecka.
Na szybsze i bardziej intensywne wyprzedaże miała oczywiście wpływ pogoda: brak śniegu i ciepła jesień. – Jeszcze przed nadejściem kalendarzowej zimy można było kupić ciepłe kurtki i obuwie nawet z kilkudziesięcioprocentowym rabatem – tłumaczy Agnieszka Nizio, dyrektor Centrum Handlowego 3 Stawy. W październiku i listopadzie 2012 r. sezon zimowy w sklepach sportowych zaczął się od wyprzedaży ubiegłorocznych kolekcji. Początek tego roku przyniósł kilkudziesięcioprocentowe obniżki zarówno odzieży specjalistycznej, jak i sprzętu zaprojektowanego na sezon 2012/2013. Dotychczas takie upusty były normą tylko w zachodniej Europie. – Wyprzedaż sięgającą średnio 30 proc. zaczęliśmy już od początku stycznia. Jeszcze pięć lat temu ruszały one od lutego. To efekt pogody. Dawniej narty sprzedawaliśmy od września do kwietnia, a teraz od listopada do lutego – mówi Artur Mikołajko, prezes Intersport.
W latach poprzednich trudno było kupić odzież czy sprzęt sportowy taniej, nawet gdy już trwały ferie zimowe. Dziś z rabatem sprzedają swoje produkty nie tylko Roxy, Quiksilver, ale i Ski Team czy Intersport. Jak prognozują właściciele centrów handlowych, obniżki przekraczające nawet 70 proc. powinny potrwać do końca stycznia.
Artur Mikołajko przyznaje, że wyprzedaże mają na celu opróżnienie magazynu. Idealnym rozwiązaniem byłoby wchodzenie w wiosenny sezon tylko z najnowszymi kolekcjami dla sportowców.
Identycznie rzecz się ma z odzieżą. Dowód? W niektórych sklepach wśród propozycji wyprzedażowych z tego sezonu pojawiają się rzeczy z poprzednich. W ten sposób m.in. sieć Benetton, Esprit czy Guess zdecydowały się pozbyć sterty ubrań z magazynów.
Miejsce na nowy towar szykują także markety i supermarkety, co w poprzednich latach nie było tak powszechne. Wychodząc z założenia, że i tak sprzedają taniej, proponowały towary po obniżonej cenie dopiero pod koniec sezonu wyprzedaży, a rabaty nie były duże.
Wyprzedaże oznaczają dla sieci nisze marże, czyli słabszy wynik. Jednocześnie rozpoczęcie ich wcześniej daje szansę na wejście na półki z wiosenną kolekcją już w styczniu. Tu działa efekt psychologiczny: klient, zwykle kobieta, buszując w okazjach, zawiesi oko na nowości i nie będzie mogła się jej oprzeć. Zrobi to tym chętniej, że jest przekonana o swojej oszczędności, skoro zapłaciła mniej na wyprzedażach.
Dlatego już dziś w wielu sieciach kupić można pierwsze modele kolorowych ubrań na sezon wiosna – lato, np. Esprit, Sisley, Reserved. – Planujemy wejść z nową kolekcją pod koniec stycznia. Liczymy, że w ten sposób odrobimy zyski, które będą mniejsze z powodu rabatów – dodaje Marek Szostak, dyrektor ds. rozwoju w Wójcik Fashion Group.
Warto podkreślić, że również gorsze wyniki finansowe zmuszają niektóre spółki do szukania sposobów na zachęcenie klientów do zakupów. – Wyniki finansowe po trzech kwartałach 2012 r. są słabsze w porównaniu z tym samym okresem poprzedniego roku. Głównie za sprawą wyjątkowego w tym roku III kw., a szczególnie dużego spadku sprzedaży i obniżenia marż we wrześniu. Sprzedaż w październiku wzrosła o 28 proc. w porównaniu z wrześniem, ale spadła o 8 proc. rok do roku – przyznaje Stanisław Bogacki, prezes Solar Company. Wyjaśnia, że klienci przesuwają decyzje o zakupach, są mniej skłonni do wydawania pieniędzy, o czym w przypadku Solara świadczy nie tylko mniejsza liczba paragonów, lecz także ich niższa wartość.
Bogacki uważa, że sytuacja w handlu wciąż jest trudna i nie mamy silnych danych potwierdzających zmianę nastrojów wśród konsumentów. – Wygrywają te grupy, które postawiły nie tylko na sprzedaż na rynku polskim, lecz wychodzą za granicę – np. LLP do Rosji, CCC na rynki Europy Środkowo-Wschodniej. A także te, które zdecydowały się na restrukturyzację, np. Vistula, Gino Rossi – mówi Adam Kaptur.
Podkreśla, że duże grupy odzieżowe mogą negocjować lepsze ceny najmu lokali, a także sprowadzać ubrania czy materiały do produkcji z Azji po niższych cenach niż mniejsi producenci. Często mają także bardziej zdywersyfikowany portfel – od marek dla klienta masowego po bardziej wymagającego, co pozwala na bardziej elastyczne zarządzanie sprzedażą.
W tym roku takie podejście do sprzedaży będzie szczególnie ważne. W pierwszym półroczu, jak zgodnie prognozują ekonomiści, czeka nas znaczne spowolnienie, które przełoży się na wzrost bezrobocia. W konsekwencji klienci będą musieli zacisnąć pasa, a to oznacza, że albo zrezygnują z części zakupów, albo będą poszukiwali tańszych wyrobów. Dla grup odzieżowych oznacza to większe presje na marże. Przetrwają te, które nauczą się sprzedawać więcej po niższej cenie. Dane finansowe po I kw. pokażą, kto ma szansę na tym zyskać, a kto będzie walczył o przetrwanie.
Gorączka wyprzedażowa opanowała 83 proc. Polek oraz 56 proc. Polaków
Polacy na zakupach za granicą
Chanel, Prada, Donna Karan to w Polsce marki marzenie, dostępne tylko w kilku miejscach za kosmiczne pieniądze. Po ubrania, buty i dodatki z najwyższej półki, ale w rozsądnych cenach, część rodaków nadal udaje się za granicę. Zwykle decydują się na to dwa razy w roku – pod koniec lata i w styczniu, gdy ruszają sezony wyprzedaży. Tym bardziej że najlepsi projektanci mają na Zachodzie nie tylko własne domy mody, lecz także butiki w większości galerii handlowych.
Jak wynika z analizy Fru.pl, Polacy po zakupy w promocyjnej cenie najchętniej wybierają się do Londynu – to 22 proc. osób rezerwujących bilety lotnicze. Na drugim miejscu jest Paryż – 16 proc. Nie mniej popularne są Barcelona, Mediolan oraz Madryt. Odwiedzi je odpowiednio 9 proc., 11 proc. i 7 proc. rezerwujących bilety lotnicze.
Taka podróż podraża koszty zakupów tylko w niewielkim stopniu. Powrotny bilet lotniczy do Paryża można było zarezerwować z wyprzedzeniem już za 158 zł, czyli w podobnej cenie co bilet kolejowy z Trójmiasta do Warszawy, która jest największym skupiskiem luksusowych marek w kraju.
W styczniu średnia cena biletów lotniczych do Włoch, Francji i Hiszpanii nie przekroczyła z kolei 500 zł. Najtańsze były przeloty do Wielkiej Brytanii – średnia cena biletu wyniosła 342 zł.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama