Związkowcy z LOT-u oskarżają zarząd o doprowadzenie do trudnej sytuacji finansowej firmy. Wątpliwości związkowców budzi m. in. sprawa co najmniej kilkudziesięciu tysięcy rozdanych bezpłatnie biletów lotniczych. "Solidarność" ma w poniedziałek złożyć w tej sprawie wniosek do Najwyższej Izby Kontroli.

Związkowcy chcą, aby Izba zbadała przyczyny sytuacji, w jakiej znalazł się LOT, który zwrócił się do ministerstwa skarbu o pomoc publiczną. "Solidarność" chce też, aby NIK sprawdził, czy przy restrukturyzacji Linii nie doszło do naruszenia ustawy o Locie.

LOT - wydmuszka

Przewodniczący związku Stefan Malczewski uważa, że LOT to obecnie firma - wydmuszka. W ustawie jest zapisane, że skarb państwa musi zachować co najmniej 51 procent udziałów w przedsiębiorstwie. Tymczasem według związkowca, z majątku firmy nie pozostało prawie nic.

W opinii związkowców, w firmie doszło do szeregu nieprawidłowości. Znaków zapytania jest wiele - podkreśla Stefan Malczewski. Koszty funkcjonowania zarządu, rezygnacja z przedstawicielstw LOT-u na rynku amerykańskim - to przykłady trwonienia potencjału firmy.

Firma rozdawała tysiące darmowych biletów

Dwa lata temu liczba darmowych biletów wynosiła około 70 tysięcy. To ogromne obciążenie dla firmy - dodaje Stefan Malczewski. Jego zdaniem jedną z głównych przyczyn fatalnej sytuacji finansowej firmy był też dobór niekompetentnych kadr i wydawanie horrendalnych kwot na usługi doradcze. Przez pięć ostatnich lat było to 100 milionów złotych.

W grudniu, z powodu kłopotów finansowych spółki, rada nadzorcza odwołała prezesa PLL LOT Marcina Piróga, a przewoźnik wystąpił do ministra skarbu o 400 milionów złotych pomocy. Według szacunków, strata LOT na koniec 2012 roku mogła wynieść nawet 300 milionów złotych. Trwa konkurs na nowego prezesa spółki.